Monkey3 to kwartet ze Szwajcarii,
który już od kilku lat mocno aspiruje do czołówki europejskiej sceny mocnej,
instrumentalnej psychodelii. Zespół powstał na początku wieku i 13 lat temu
wypuścił swój pierwszy album. Początkowo przerwy między kolejnymi płytami było
dość spore, toteż dyskografia grupy nie jest aż tak bogata, jak moglibyśmy
podejrzewać, biorąc pod uwagę małpi staż. Ale w ostatnich latach panowie
przyspieszyli. Ja poznałem ich w 2015 roku, gdy mieli na koncie trzy płyty. Od
tamtej pory dołożyli dwie kolejne, w tym tę najnowszą, wydaną w kwietniu tego
roku – Sphere. Śmiem twierdzić, że
najlepszą w ich dotychczasowym dorobku.
▼
środa, 29 maja 2019
poniedziałek, 27 maja 2019
Glitter Wizard - Opera Villains [2019]
Formacja Glitter Wizard pochodzi
z Kalifornii, a muzykę wydaje od dekady. Nie znałem ich wcześniej, trafiłem na
tę formację dopiero przy okazji premiery najnowszej jej płyty – Opera Villains. Spojrzałem na zdjęcie
zespołu na rateyourmusic, będące jednocześnie okładką jednego z poprzednich
krążków. Monty Python na całego. Dodajmy do tego tytuł najnowszego krążka oraz
opisy internetowe, głoszące, że zespół gra mieszankę stonera i ciężkiej
psychodelii. Spodziewałem się… hmm nie mam pojęcia, czego ja się tak właściwie
spodziewałem. Chyba tego, że będzie dziwnie. I jest. Ale też całkiem
przyjemnie.
piątek, 24 maja 2019
Cavem3n - The Stalefield Incident [2019]
Cavem3n to nieznana mi do tej
pory formacja ze Szwecji, która muzykę wydaje już od niemal dekady. Ich nowa
płyta zatytułowana The Stalefield
Incident zainteresowała mnie najpierw opisem, który wraz z okładką tworzył
całkiem intrygujące pierwsze wrażenie. Okazało się, że decyzja, by poznać
muzykę Cavem3n, to strzał w dziesiątkę. Album zachwycił mnie od pierwszego
odsłuchu, po którym szybko dodałem go do przygotowywanego zamówienia w pewnym
sklepie płytowym. Nasza znajomość rozwija się w szybkim tempie i na razie
przebiega bez zgrzytów.
czwartek, 23 maja 2019
Gin Lady - Tall Sun Crooked Moon [2019]
Gin Lady to jeden z kilku moich
ulubionych współczesnych zespołów przywołujących ducha muzyki z lat 60. i 70. Kilka
lat temu śledziłem przeobrażenie Black Bonzo w Gin Lady i choć początkowo
trochę brakowało mi elementów progresywnych, z których znana była ta pierwsza
formacja, bardzo szybko polubiłem też dużo prostszą, bardziej rockandrollową i
amerykańską muzykę prezentowaną przez nowy skład pod zmienioną nazwą. Każda z
czterech pierwszych płyt Gin Lady zawierała przynajmniej jeden lub dwa numery,
które powalały mnie już od pierwszego odsłuchu, każda też po tym pierwszym
odsłuchu stawała się niemal pewniakiem do czołówki listy moich ulubionych płyt
roku, w którym się ukazywała. Możecie więc zrozumieć, że gdy dwa tygodnie temu
odpalałem Tall Sun Crooked Moon po
raz pierwszy, miałem dokładnie takie oczekiwania.
piątek, 17 maja 2019
Whitesnake - Flesh & Blood [2019]
Latka lecą i aktywność studyjna
Davida Coverdale’a, jednego z moich absolutnie najbardziej ulubionych
wokalistów w historii rocka, drastycznie spada. Zupełnie jak jego forma
wokalna… Cholera, miałem się powstrzymywać jak najdłużej od złośliwości, a tu pierwsza
już w drugim zdaniu… No nic. David jaki jest każdy słyszy. Po dawnej głębi
głosu, którą czarował w czasach Deep Purple, na pierwszych płytach Whitesnake
czy nawet jeszcze na magicznej koncertówce Starkers
in Tokyo, nie ma śladu. Jest jakaś taka dziwna szorstkość i mocno siłowe
śpiewanie. Ale wciąż nie ma zamiaru się poddawać i jednak od czasu do czasu
wypuszcza coś nowego ze swoimi pracownikami występującymi jako Whitesnake. O
płycie auto-coverowej z utworami Deep Purple lepiej sobie nie przypominać, bo
niewiele tam się udało. Własny materiał to jednak zawsze nieco inna bajka.
Lubię ostatnią autorską płytę Whitesnake – Forevermore.
Absolutnie nie zamierzam twierdzić, że zbliża się do poziomu albumów tego
prawdziwego Whitesnake z pierwszej połowy lat 80., ale wracam do niej o wiele
częściej niż do takiego Slip of the
Tongue. Ale mimo wszystko miałem nie najlepsze przeczucia co do Flesh & Blood. Sytuacji nie
poprawiały pierwsze single. W końcu płyta wyszła i… no cóż… przeczucia mnie nie
zawiodły.
środa, 15 maja 2019
Märvel - Guilty Pleasures [2019]
Märvel to założone w 2002 roku
szwedzkie trio, które jednak – jeśli ufać wszechwiedzącym internetom – powstało
w Stanach Zjednoczonych. Mają na koncie pięć płyt i kilka EP-ek, a niedawno
wpadli na pomysł nagrania kilku lubianych przez siebie mniej lub bardziej
znanych numerów i wydania ich na płycie. Tak powstał album Guilty Pleasures, na którym grupa łojąca niezwykle przyjemne,
czerpiące dość mocno z lat 80. hard n’ heavy, dokłada solidnie do pieca,
prezentując swoje własne zwariowane nieraz spojrzenie na te często już mocno
wiekowe i nie zawsze rockowe kompozycje. Jak wyszło? Jak to zwykle bywa z
płytami coverowymi. Puryści będą oburzeni niektórymi wersjami klasyków, ale ci,
którzy są nieco bardziej otwarci na całą koncepcję przerabiania cudzych utworów
po swojemu i w dodatku na hardrockowo-heavymetalową modłę, zdecydowanie powinni
znaleźć tu coś dla siebie.
poniedziałek, 13 maja 2019
Pristine - Road Back to Ruin [2019]
Road Back to Ruin to już piąty studyjny krążek w dorobku
norweskiego zespołu Pristine. Poznałem ich dwie płyty temu i muszę przyznać, że
formacja z Tromsø na razie nie dała mi żadnych podstaw do wątpienia w nią.
Poziom w studiu utrzymują naprawdę wysoki, na koncertach prezentują się
świetnie, o czym można się było przekonać w naszym kraju niespełna dwa lata temu. To po prostu bardzo solidna firma. Najnowszy album w pełni to potwierdza.
wtorek, 7 maja 2019
No Man's Valley - Outside the Dream [2019]
Dymiące kominy, skały, droga,
ośmiornice, ryby, oko, planeta mknąca ku zagładzie, ocean… czego nie ma na
okładce tej płyty? Przyznam, że gdy ją zobaczyłem, pierwsze wrażenie było mocno
średnie. Czułem, że po prostu jest na niej za dużo wszystkiego i bałem się, że
podobnie będzie muzycznie. I nagle po rozpoczęciu pierwszego odsłuchu wielka
ulga – muzyka jest kapitalna! Tak wyglądały pierwsze chwile mojej znajomości z
twórczością holenderskiej formacji No Man’s Valley. Album Outside the Dream porwał mnie od pierwszego odsłuchu i szturmem
wszedł do ścisłej czołówki moich ulubionych płyt 2019 roku.
czwartek, 2 maja 2019
On the Raw - Climbing the Air [2019]
Katalońska formacja On the Raw
wychodzi nieco poza obszar, którym najczęściej zajmuję się na tym blogu. Zespół
istnieje od 2015 roku i 1 marca wydal swój drugi album – Climbing the Air. Muzyka grupy w niektórych miejscach
wszechinternetów bardzo ogólnie określana jest jako rock progresywny, co według
mnie jest w ich przypadku pojęciem mocno mylącym, bo w mojej opinii znacznie
więcej jest tu elementów jazzu czy fusion niż klasycznego rocka progresywnego. To
zresztą znajdziemy na profilach samego zespołu w mediach społecznościowych. Nie
to, żeby zespoły zawsze najlepiej wiedziały, co grają, ale w tym przypadku
można muzykom zaufać. Jest to jednak jednocześnie muzyka na tyle od klasycznego
jazzu czy nawet fusion odbiegająca, że może zainteresować słuchaczy szeroko
pojętego rocka.