Jakiś czas temu zaczął funkcjonować u nas mit, że w Polsce jest mnóstwo fanów Pink Floyd. No cóż, wychodzi na to, że większość to raczej fani 'przebojów Pink Floyd', bo o ile koncerty Watersa i Gilmoura czy co popularniejszych cover bandów, grających najbardziej znane numery zespołu, sprzedają się u nas znakomicie, o tyle zainteresowanie występem perkusisty grupy, który gra kompozycje z wczesnych płyt Pink Floyd, było dużo mniejsze, niż można się było spodziewać. Szkoda organizatora, który sprowadził na pierwszą edycję Summer Fog Festival znakomity line-up, szkoda trochę zespołów, zwłaszcza tych rozpoczynających festiwal, bo grały dla niemal pustego Torwaru. Szkoda też Masona, który z kolegami prezentuje tak kapitalne występy, że zasługują na coś więcej niż jakieś półtora tysiąca słuchaczy w mogącej pomieścić cztery razy tyle hali. Szkoda tych, którzy z jakiegoś ważnego powodu być nie mogli, bo przegapili prawdopodobnie jedyną okazję, by to psychodeliczne show zobaczyć na własne oczy. Nie jest mi szkoda tych, którzy mogli być, ale odpuścili. Sami są sobie winni.
▼
poniedziałek, 29 lipca 2019
piątek, 26 lipca 2019
Nebula - Holy Shit [2019]
Kalifornia Skandynawią Ameryki
Północnej! Nie wiem czy to kwestia klimatu, krajobrazów pustynnych, trzęsień
ziemi czy może po prostu gęstości zaludnienia i popularności regionu, ale
wydaje się, że złoża stonerowo-psychodeliczne są w tym stanie tak bogate, że
chyba nigdy się nie skończą. Co więcej, jak człowiek dokładniej przestudiuje
składy tych wszystkich zespołów, okazuje się, że to istna Moda na sukces – każdy gra lub grał z każdym. Podobnie jest z
formacją Nebula. Zespół powstał w 1997 roku, a pierwszy skład tworzyli w dużej
części muzycy znani z grupy Fu Manchu. Z biegiem lat skład ten zmieniał się i
dziś jedynym muzykiem, który gra w Nebula od początku, jest wokalista i
gitarzysta Eddie Glass. Zespół zresztą miał dość długie okresy nic nierobienia,
co nie jest specjalnie zaskakujące, skoro każdy z muzyków gra w kilku grupach. Apollo – czwarta i do niedawna ostatnia
studyjna płyta tej formacji – ukazała się w 2006 roku. Jednak w końcu fani
dynamicznego pustynnego stonera doczekali się albumu numer pięć – wydawnictwo o
uroczym tytule Holy Shit ukazało się
w czerwcu.
środa, 24 lipca 2019
Yawning Man - Macedonian Lines [2019]
Jeśli wierzyć internetom,
kalifornijska formacja Yawning Man powstała w 1986 roku. Czemu akurat w tym
przypadku miałbym to kwestionować? No cóż – zespół swój pierwszy album wydał w
roku 2005. To co robił przez pierwszych 19 lat istnienia? Według wspomnianych
już internetów grał długie jamy na kalifornijskich imprezach, zdobywając coraz
liczniejszych fanów i inspirując wielu muzyków, którzy w późniejszych latach
stanęli na czele kalifornijskiej sceny pustynnego stonera i psychodelii. OK,
można i tak. Ale żeby przez 19 lat nie wydać ani jednej płyty? Na szczęście
panowie w ostatnich kilkunastu latach trochę się pod tym względem ogarnęli,
czego efektem jest już piąty studyjny album – Macedonian Lines. Wydawnictwo ukazało się w czerwcu i zawiera nieco
ponad pół godziny bardzo przyjemnego instrumentalnego grania w klimatach
melodyjnej, sennej psychodelii.
wtorek, 23 lipca 2019
Her Name Is Calla - Animal Choir [2019]
Her Name Is Calla to angielska
formacja, która niedawno wypuściła swój szósty (lub piąty – zależy jak kto
liczy) album studyjny i powinna go właśnie promować na koncertach. Problem w
tym, że zespół… nie istnieje. Poprzednia płyta formacji ukazała się w 2015
roku. Ta nowa – Animal Choir –
powstawała w wielkich bólach i w trakcie jej tworzenia grupa uznała, że dalsze
wspólne granie przynajmniej na razie nie ma sensu. Wydała więc swój ostatni
krążek i jeszcze przed jego premierą ogłosiła, że zwija interes. To nie zdarza
się często, musicie przyznać. Całkiem nieźle pasuje to wszystko do równie
nietuzinkowej muzyki zawartej na Animal
Choir.
czwartek, 18 lipca 2019
Budos Band - V [2019]
The Budos Band (a od tej płyty w
zasadzie już tylko Budos Band) to nowojorski nonet, który istnieje już od 14
lat i właśnie wydał swój piąty album. Przyznam, że wolę trafiać na zespoły w
nieco wcześniejszym stadium ich działalności, żeby móc obserwować ich rozwój.
Zresztą często zbyt bogata dyskografia staje się dla mnie dobrą wymówką, by nie
zagłębiać się w przeszłość odkrywanej przeze mnie formacji. Jakim cudem nie
trafiłem na nich wcześniej? No cóż, byś może przy okazji premiery poprzednich
płyt nie zwracałem uwagi na albumy z tej muzycznej bajki. W dodatku od wydania
płyty numer cztery minęło już pięć lat. Ale tym razem trochę przez przypadek
udało się na nich trafić i okazało się, że to zaskakująco „moja” muzyka. To
stało się dla mnie oczywiste w zasadzie już przy pierwszym odsłuchu.
wtorek, 16 lipca 2019
Hollywood Vampires - Rise [2019]
Gdyby przeprowadzić profesjonalną
ankietę na temat tego, czy słuchacze muzyki rockowej odbierają Hollywood
Vampires jako „prawdziwy” zespół, czy raczej ciekawostkę muzyczną, wyniki
mogłyby nie być dla tego tworu zbyt pozytywne. Mam wrażenie, że reakcje na
nagrania i koncerty tej formacji wciąż są mniej więcej takie same: „Hyhy,
patrzcie, Johnny Deep Depp gra na gitarze, o i jest Alice Cooper i ten
gość z Aerosmith.”. Jakby na to nie patrzeć, zespół działa już kilka lat i właśnie
wydał swoją drugą płytę i nawet jeśli jest o nim głośno głównie ze względu na
nazwiska jego członków, a nie wybitne osiągniecia na polu muzycznym, nazwa
Hollywood Vampires nie jest już obecnie zupełnie nieznana. Rise to drugi krążek formacji.
środa, 10 lipca 2019
Salem's Bend - Supercluster [2019]
Salem’s Bend to kalifornijska
grupa, która obiła mi się o oczy i uszy pod koniec zeszłego roku. Wtedy to
trafiłem na ich nazwę w internecie, posłuchałem paru rzeczy z pierwszej płyty i
załapałem się akurat na wydanie niealbumowego singla. Wrażenia były na tyle
pozytywne, że dodałem profil grupy na Bandcampie do obserwowanych, żeby nie
przegapić wydania zapowiadanego już wtedy krążka numer dwa. Ten jest zatytułowany
Supercluster i ukazał się pod koniec
maja nakładem bardzo prężnie działającej firmy Ripple Music. Oldskulowa okładka
płyty całkiem nieźle pasuje do jej zawartości, bo i muzyka też brzmieniem
nawiązuje do lat świetności wczesnego hard rocka. Ale jeśli spodziewacie się
muzycznych klonów jakiegoś konkretnego zespołu, to przyjemnie się zaskoczycie,
bo triu daleko do bezmyślnego kopiowania wielkich.
piątek, 5 lipca 2019
The Comet Is Coming - Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery [2019]
Zaczęło się od przeglądania
rankingu najlepszych tegorocznych płyt według średniej na rateyourmusic.com.
Czasem tak robię, żeby sprawdzić, czy nie umknął mi jakiś świetny album z
gatunków, które mnie interesują. Potem następuje częściowo losowy odsłuch
obcych mi rzeczy, z wyborem w dużej mierze opartym na tym, czy okładka
przyciągnie moją uwagę. Może to niesprawiedliwe, ale wszystkiego odsłuchać się
nie da, więc jakimś kryterium kierować się muszę. A wspomnianą uwagę najskuteczniej
przyciągnęła kapitalna, niezwykle kolorowa, nieco psychodeliczna grafika
autorstwa Nat Girsberger. Zdobiła płytę zespołu The Comet Is Coming. Spojrzałem
na tagi: nu-jazz, jazz fusion… Rzuciłem okiem na opis wspominający o elektronice
i psychodelii. Pomyślałem, że to może być coś dla mnie. Tak właśnie trafiłem na
album o długim i trudnym do zapamiętania tytule Trust in the Lifeforce of the Deep Mystery – drugą płytę
wspomnianego londyńskiego projektu. Jakże trafna była decyzja o wyborze do
odsłuchu właśnie tej płyty!
środa, 3 lipca 2019
Duff McKagan - Tenderness [2019]
Duff McKagan to muzyk znacznie
bardziej wszechstronny niż mogłoby się wydawać. Kojarzymy go przede wszystkim
jako basistę Guns n’ Roses – tego członka zespołu, który zawsze wnosił do
muzyki formacji nieco punkowego chaosu i zadziorności. Nic dziwnego – gdy
dołączał do powstających Gunsów, miał już na koncie grę w kilkudziesięciu
głównie punkowych formacjach, w których bywał wedle potrzeb basistą, gitarzystą
lub perkusistą. Ale przecież Duff pochodzi z Seattle, gdzie – zanim przeniósł
się do Kalifornii – należał do tamtejszej rockowej sceny i jego ścieżki
prywatne i muzyczne często krzyżowały się z wykonawcami, których obecnie znamy
jako legendy grunge’u. To wszystko oraz brzmienie poprzednich płyt Duffa
wydawanych solo lub pod szyldem Loaded wskazywałoby, że nowy album muzyka
będzie utrzymany w stylistyce dynamicznego, prostego rocka. A tu niespodzianka!