Mam w sumie pewien problem z
dokładnym policzeniem płyt trójmiejskiej formacji Lonker See. No bo niby jest
to piąta pozycja w ich dyskografii, ale jedna z poprzednich była splitem z
innym bardzo dobrym polskim zespołem – ARRM – a kolejna to miks nagrań koncertowych
i studyjnych. Do tego jeszcze poza tą piątką jest EP-ka i wydany w tym roku
album koncertowy. Nie ma to jednak tak naprawdę większego znaczenia. Liczby nie
muszą się zgadzać, nie muszą się też zgadzać etykietki, a tych muzyce grupy
przypisywanych jest sporo – ambient, post-rock, psychedelic rock, space rock,
jazz-rock, noise rock. Żadne z tych określeń nie oddaje w pełni charakteru
muzyki kwartetu, ale już ich zbiór daje pewne pojęcie o tym, czego można się
spodziewać po płytach zespołu, także po tej „nowej”.
▼
piątek, 24 lipca 2020
wtorek, 21 lipca 2020
The Alligator Wine - Demons of the Mind [2020]
The Alligator Wine z pewnością nie są kolejnym typowym
zespołem grającym współcześnie muzykę rockową. Choćby dlatego, że jest ich
tylko dwóch. Choć muzyka grupy jest mocno zakorzeniona w klasycznych bluesowych
i rockowych brzmieniach, nie ma w niej gitar – ani basowej, ani elektrycznej
czy akustycznej. Grupę tworzą Rob Vitacca (wokal, instrumenty klawiszowe,
perkusjonalia) i Thomas Teufel (perkusja, wokal). W skomponowaniu utworów na
ich debiutancki album pomagał też producent płyty. I tyle. Więcej osób nie
potrzebowali. Demons of the Mind to trzecie wydawnictwo zespołu po EP-ce
demo wypuszczonej cztery lata temu i singlu z zeszłego roku, ale pierwsze,
które ma szansę dotrzeć do szerszego grona odbiorców. I niewątpliwie są ku temu
podstawy, bo płyty słucha się kapitalnie.
sobota, 4 lipca 2020
Buffalo Summer - Desolation Blue [2020]
Zdziwiłem się nieco, gdy przeczytałem, że Buffalo Summer
to walijska formacja. Brzmią dość amerykańsko. To melodyjna, chwytliwa muzyka,
mocno ukorzeniona w klasycznych, rockowych brzmieniach, ale podana w sposób tak
przystępny, że z powodzeniem mogłaby się pojawiać w mainstreamowych stacjach
rockowych obok takich zespołów jak Alter Bridge, przez co zakładałem, że muszą
być ze Stanów. No to mnie zaskoczyli na początek. Mieli na koncie dwie płyty
wydane w 2013 i 2016 roku. W tym wyszła trzecia – Desolation Blue – ozdobiona
bardzo przyjemną, klimatyczną okładką. Być może jest ona przyczyną kolejnego,
niewielkiego zaskoczenia, bo spodziewałem się chyba czegoś mrocznego, ponurego,
może nieco przytłaczającego, a jednocześnie nawiązującego do dark folku czy
może post-rocka (niekoniecznie do obu jednocześnie, bo to mogłoby być trudne).
A tymczasem, jak już pisałem, jest melodyjnie, dość prosto, bez wielkich
kombinacji, ale bardzo przyjemnie.
czwartek, 2 lipca 2020
Horisont - Sudden Death [2020]
Szwedzką formację Horisont znam już od kilku lat.
Zaciekawili mnie swoim czwartym albumem, Odyssey, bo choć było w tym
wszystkim coś mocno kiczowatego, potrafiłem wczuć się w taką konwencję i w to
hardrockowo-heavymetalowe granie z mocnym akcentem „ejtisowym”, choć
nawiązujące też do późnych lat 70. Powalili mnie absolutnie płytą numer pięć – About
Time – do której wciąż bardzo często wracam. Pomyślałem sobie wtedy, że w
końcu weszli na wyższy poziom, że z ciekawostki nawiązującej do kiczowatych lat
80. (no i trochę też na pewno do końcówki poprzedniej dekady) przeobrazili się
w naprawdę kapitalny rockowy band. I choćby dlatego nieco zaniepokoiły mnie
pierwsze nagrania z nowej płyty, które zespół udostępniał jeszcze przed
premierą całości. Niby wszystko było w porządku, ale nic nie powalało. Po
premierze płyty niestety to odczucie się nie zmieniło – niby jest w porządku,
ale Sudden Death nie powala.