Łódź już po raz trzeci gościła Marillion Weekend. Impreza chyba już na dobre wpisała się w kalendarz nie tylko zespołu, ale i fanów z tej części świata (bo przecież nie tylko z Polski, o czym można się było po raz kolejny przekonać). Trzy dni koncertów, trzy kompletnie różne sety, luźna atmosfera, mnóstwo znajomych, rozmowy, żarty, piękna muzyka. What's not to love? - jak spytaliby władający językiem Szekspira (oraz Hogartha). Tradycyjnie jeden z koncertów poświęcono płycie z przeszłości. Tym razem padło na album Seasons End z 1989 roku - pierwszy nagrany po dołączeniu Steve'a Hogartha, a zatem i pierwszy, na którym słyszymy w całości obecny skład grupy. Mnie ten wybór jak najbardziej pasował, bo to jedna z moich ulubionych płyt Marillion. Na bis między innymi Gaza. Sobotni występ zdominowała nowa płyta - świetnie przyjęty krążek An Hour Before It's Dark. Przyznam, że na razie miałem okazję przesłuchać go w całości zaledwie kilka razy i jeszcze zbyt dobrze go nie znam, ale wrażenia tak ze studyjnej, jak i z koncertowej wersji mam jak najbardziej pozytywne. Tym razem wśród dodatków choćby Neverland - mocny kandydat do miana mojej ulubionej kompozycji Marillion. Niedziela to z kolei koncert chyba najbardziej kontrowersyjny z tegorocznych, bo wypełniony utworami dynamicznymi. Nie są to rzeczy, z których zespół jest najbardziej znany, więc niektórzy pewnie kręcili nosem na wybór mniej popularnych kompozycji, ale myślę, że była to jednak bardzo przyjemna odmiana. A przy okazji jedyna okazja w trakcie tego weekendu, by usłyszeć też kilka kompozycji (dokładnie zdaje się trzy) z czasów prehistorycznych, gdy za mikrofonem w zespole stał Fish.
▼
czwartek, 14 kwietnia 2022
środa, 6 kwietnia 2022
Naxatras - IV [2022]
Zespół Naxatras jest mi znany
niemal od początków swojego istnienia. Trafiłem na nich jakoś niedługo po tym,
jak pojawiła się ich pierwsza płyta, a dwie kolejne opisywałem na blogu,
wielokrotnie pojawiali się także w moich audycjach. To niewątpliwie jedni z
liderów znakomitej sceny stoner-doom-psych w Grecji. Widać także, że trafiają
do coraz szerszego grona słuchaczy, bo przy okazji płyty poprzedniej
odnotowałem, ilu mają fanów na FB, a obecnie ta liczba jest niemal dwukrotnie
większa. Najważniejsze jednak, że rozwój widać także – a może przede wszystkim
– na kolejnych wydawnictwach. Przy okazji poprzednich płyt wyrażałem się o
twórczości grupy pozytywnie, ale jednocześnie zawsze zauważałem pewne
niedociągnięcia – czasami wynikały ze zbyt garażowej jak na mój gust produkcji,
innym znowu razem z chęci umieszczenia na płycie zbyt wielu minut muzyki. Mam
wrażenie, że te wady na czwartej płycie zatytułowanej niezbyt zaskakująco IV
udało się wyeliminować, w efekcie czego mamy do czynienia z najlepszym i prawdziwie przełomowym krążkiem w historii
grupy.