niedziela, 23 listopada 2014

California Breed [support: Mother's Cake] - Warszawa [Klub Progresja], 22 XI 2014 [galeria zdjęć]


Glenn Hughes nie zwalnia tempa. Po rozpadzie Black Country Communion szybko skompletował nowy skład, nagrywając pod szyldem California Breed z innym byłym członkiem BCC – Jasonem Bonhamem – oraz z młodym, nieznanym gitarzystą, Andrew Wattem. O pierwszej płycie tej grupy pisałem jakiś czas temu. Tym razem przyszła pora na konfrontację z wydanym materiałem w formie koncertowej. W międzyczasie w California Breed zmienił się perkusista. Ku niezadowoleniu Hughesa, Bonham nie znalazł czasu na wspólną trasę, więc za bębnami zasiada teraz były pałker Queens of the Stone Age – Joey Castillo.

Trio zaserwowało fanom krótki, ale niezwykle dynamiczny i bardzo dobry koncert. Zaledwie 77 minut, ale chyba nikt nie mógł narzekać na brak rockowego ognia i znakomitych popisów całej trójki. Panowie zagrali niemal całą debiutancką płytę – z wyjątkiem kompozycji Invisible, ale za to z utworem Solo, który był dodatkiem do limitowanej edycji krążka. Materiał z albumu zabrzmiał potężnie, a najlepsze numery z tego wydawnictwa – jak All Falls Down czy Midnight Oil – sprawdzają się także znakomicie na żywo. Jednak największy entuzjazm wzbudziły jedyne dwa utwory spoza debiutu California Breed. To jednak zrozumiałe, bo zarówno Medusa, jak i Burn to jedne z najlepszych i najpopularniejszych kompozycji z bogatego dorobku Glenna Hughesa, a na widowni z pewnością nie brakowało fanów grup, z którymi Glenn wykonywał te kompozycje w oryginale (odpowiednio Trapeze i Deep Purple). Hughes mimo przekroczenia sześćdziesiątki już kilka lat temu wciąż jest w niesamowitej formie. Śpiewa obłędnie, jest w ciągłym ruchu, szuka kontaktu z publicznością, pozuje przed obiektywami aparatów – jest w swoim żywiole. Na gwiazdę szybko wyrasta też młody Watt. Można nawet powiedzieć, że już przejął od Hughesa pewne gwiazdorskie zachowania na scenie, co nie każdemu musi odpowiadać, ale bądźmy szczerzy – chłopak ma tak duże umiejętności, że gwiazdorskie zapędy można w jego przypadku jakoś uzasadnić.

Jako support wystąpiła młoda austriacka kapela Mother’s Cake. Panowie chyba dobrze się u nas czują, bo ledwie miesiąc temu grali w tym samym miejscu przed Anathemą. Austriackie trio ponownie zaprezentowało wysokoenergetyczny set wypełniony dynamicznymi numerami, gęstym brzmieniem gitary oraz znakomitą pracą sekcji rytmicznej. Każdy członek tego zespołu jest gwiazdą na scenie, każdy ma okazję popisać się swoimi umiejętnościami, a wszyscy trzej razem brzmią niezwykle intrygująco. Warto zwrócić na nich uwagę.

Jedynym większym minusem koncertu była mizerna frekwencja. Oczywiście można wszystko zwalić na nadmiar muzycznych wydarzeń w listopadzie, ale legenda rocka, jaką niewątpliwie jest Glenn Hughes, powinna przyciągnąć do klubu znacznie większą rzeszę fanów, zwłaszcza że koncert odbywał się w weekend. Ci, którzy sobie odpuścili, mogą oficjalnie zacząć żałować.

Podziękowania dla Klubu Progresja za zaproszenie i możliwość fotografowania podczas koncertu.

Setlista:
The Grey
Chemical Rain
Sweet Tea
Scars
Strong
Spit You Out
All Falls Down
Solo
Medusa [oryg. Trapeze]
Days They Come
Midnight Oil
The Way
Breathe
Burn [oryg. Deep Purple]




 













  
  


















Mother's Cake
Mother's Cake
Mother's Cake
Mother's Cake
Mother's Cake

Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa. Nie bądź bucem, nie kradnij cudzej własności. Chcesz się nimi podzielić - podlinkuj ten wpis.

---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz