Szwedzi z grupy Graveyard to nie
tylko od lat czołowy reprezentant frakcji grającej „po staremu”, ale także w
ogóle jeden z ciekawszych zespołów rockowych XXI wieku. Do mainstreamu jakoś
przebić się nie mogą (może to i dobrze), ale każdy, kto zdobył się na minimum
wysiłku i spenetrował nieco dokładniej europejski rynek wydawniczy, wie, że to
kapela ze wszech miar godna uwagi. Ja odkryłem ich dość późno, bo dopiero tuż
po wydaniu kapitalnej trzeciej płyty – Lights
Out – czyli trzy lata temu. Wtedy jeszcze to, że w samej Szwecji jest tyle
kapitalnych rockowych zespołów, wciąż trochę mnie zaskakiwało, a Lights Out do dziś należy do moich
ulubionych albumów obecnej dekady. Od tamtej pory minęły aż trzy lata, w
zespole nastąpiła też zmiana na stanowisku basisty. Oczekiwania względem nowego
albumu były olbrzymie, choć przyznam, że mocno knopflerowski pierwszy singiel The Apple & the Tree wywołał nie
tylko w mojej głowie lekką konsternację. Teraz jednak przypuszczenia można
odłożyć na bok, płyta się ukazała, karty wyłożono na stół.
▼
poniedziałek, 28 września 2015
sobota, 26 września 2015
4 Szmery - Gomunice [Bogart], 25 IX 2015 [galeria zdjęć]
4 Szmery to być może najbardziej znany polski cover band. Nie bez powodu, bo kawałki AC/DC w ich wykonaniu to gwarancja świetnej koncertowej zabawy. Żadnych przebieranek, peruk, sztucznych wąsów i takich tam pierdół, które skutecznie zniechęcają mnie do większości tego typu grup. Tu jest muzyka – tylko i aż. Twórczość AC/DC w wydaniu niemal barowym, bez wielkiej produkcji, dzwonów, telebimów, mundurków szkolnych. Podana w taki sposób broni się równie dobrze, choć nie da się ukryć, że i tak większość numerów brzmi dokładnie tak samo. Ale podczas koncertów ani oryginalnego zespołu, ani polskiego odpowiednika nikomu to specjalnie nie przeszkadza. W przypadku Szmerów obok oklepanych hitów można liczyć na kilka mniej znanych utworów, których gwiazdy zagraniczne nie grają. Obecnie grupa z Bochni prezentuje też parę własnych kawałków, które brzmią... jak numery AC/DC (a to ci niespodzianka), tyle że z polskimi tekstami. Nie szkodzi – wieczór z 4 Szmerami to czas spędzony bardzo przyjemnie, a to jest najważniejsze. Cieszy także niezła frekwencja w kultowym już Bogarcie w Gomunicach pod Radomskiem oraz spory procentowy udział młodzieży. Zespół grał co prawda na „małej scenie”, która jest faktycznie tak niewielka, że część odsłuchów i statyw od mikrofonu muszą stać przed nią, a wchodzi się na nią malutkim wejściem wielkości kominka w salonie, ale to także przyczyniło się do stworzenia tego wieczoru świetnego klimatu.
więcej zdjęć >>tutaj<<
więcej zdjęć >>tutaj<<
piątek, 25 września 2015
Brain Connect - Think Different [2015]
Brain Connect to jeden z tych
przypadków na polskiej scenie rockowej, gdy człowiek zastanawia się, jakim
cudem ten zespół nie ma statusu gwiazdy przynajmniej w obrębie swojego gatunku.
Istnieją już ładnych kilka lat, mają na koncie pierwsze wydawnictwa, w ich
szeregach są muzycy, którzy na pewno nie są całkiem anonimowi w światku fanów
muzyki progresywnej, a jednak tak naprawdę głośno zaczęło się o nich robić
dopiero teraz, gdy na rynku pojawia się płyta Think Different – pierwsze wydawnictwo Brain Connect, które ma
realną szansę namieszać na rockowej scenie naszego kraju. Nie wiem czemu to
wszystko zajęło tyle czasu, zwłaszcza że część utworów, które znalazły się na
tym albumie, była już grana od dawna na koncertach grupy, ale
lepiej późno niż później…
poniedziałek, 21 września 2015
David Gilmour - Rattle That Lock [2015]
Moja miłość do Pink Floyd dojrzewała dość długo, przez co
nawet niespecjalnie żałowałem tego, że gdy David Gilmour i Rick Wright grali w
Gdańsku, ja bawiłem się na Stonesach w Londynie, bo akurat grali "pod
domem". Żal przyszedł dopiero jakiś czas później, wzmocniony jeszcze
dodatkowo, gdy miałem okazję tłumaczyć dwie biografie tej grupy. Jednak nigdy
nie byłem w stanie przekonać się w pełni do solowych płyt muzyków Pink Floyd.
Ba, nawet płyty nagrywane przez zespół w składach innych, niż ten klasyczny nie
wzbudzają u mnie wielkiego entuzjazmu. Gdy brakowało Gilmoura, Wrighta lub
Watersa, nie było też według mnie dotknięcia geniuszu. Trafiały się wspaniałe
momenty, ale to nie była muzyka przywracająca wzrok niewidomym, wracająca
sprawność kończyn kalekim, uzdrawiająca przewlekle chorych. Najwyżej wywar na
dolegliwości żołądkowe. Może dlatego nie miałem w zasadzie żadnych konkretnych
oczekiwań w związku z wydaniem nowej płyty Davida Gilmoura Rattle That Lock, zwłaszcza po zawodzie przy okazji zeszłorocznej
premiery Endless River. I być może
ten brak oczekiwań sprawił, że odsłuch Rattle
That Lock sprawia mi autentyczną przyjemność.
piątek, 18 września 2015
Uncle Acid - The Night Creeper [2015]
Spośród milionów kapel na całym
świecie, które wzorują się na twórczości Black Sabbath oraz innych ojców
dźwięków ciężkich i gęstych jak smoła, Uncle Acid and the deadbeats, to
niewątpliwie ekstraklasa. 6 lat na rynku, czwarta płyta studyjna – zatem tempo zacne
– i panowie coś nie chcą zejść poniżej bardzo dobrego poziomu. Łoją aż miło,
gitary zagęszczają atmosferę jak chamski żart o wykorzystywaniu nieletnich, a wokal z
toną efektów niezmiennie wywołuje ciarki nawet na częściach ciała, o istnieniu
których większość ludzi nie ma pojęcia. Wujek Kwachu i Obszczymury wracają z
płytą The Night Creeper, która musi
się spodobać miłośnikom ciężkiego heavy/stonerowego walca (takiego pojazdu, nie
tańca…). Bo czy płyta z utworami o takich tytułach jak Waiting for Blood, Murder
Nights, The Night Creeper czy Slow Death może się nie podobać? No nie
może, zwłaszcza gdy zawartość muzyczna znakomicie do nich pasuje.
poniedziałek, 14 września 2015
Sacri Monti - Sacri Monti [2015]
Rezydują w Encinitas w stanie
Kalifornia, grają w różnych mniej lub bardziej znanych miejscowych kapelach,
także takich, które trafiały już na tę stronę. Na swoim profilu facebookowym
muzycy Sacri Monti piszą, że inspirują się hard rockiem wczesnych lat 70.,
krautrockiem, rockiem psychodelicznym i progresywnym. Czyli jak miliard
współczesnych zespołów. Co zatem sprawia, że ta grupa, która powstała w 2012
roku i właśnie wypuściła swój duży debiut, wyróżnia się z tej olbrzymiej masy
nowych rockowych zespołów? Odpowiedź jest najprostsza pod (kalifornijskim)
słońcem – to, co robią, robią wyśmienicie! Płytowy debiut Sacri Monti – wydany
nakładem małej nowojorskiej wytwórni Tee Pee Records współpracującej w
przeszłości między innymi z Kadavar i Graveyard, a ostatnio z Ruby the Hatchet
– to jedno z najlepszych wydawnictw ostatnich miesięcy. Nic dziwnego – niech
nie zwiedzie was status debiutantów – ci goście nie są świeżakami w branży i
doskonale wiedzą, jak obchodzić się z instrumentami muzycznymi.
piątek, 11 września 2015
Deep Purple - From the Setting Sun... To the Rising Sun [2015]
Zespołu Deep Purple przedstawiać
nie trzeba. Jeśli ktoś uważa się za fana rocka, a nazwa nic mu nie mówi, to
szacuneczku na dzielni nie będzie. O ile płyty studyjne grupy na tym etapie
kariery pojawiają się coraz rzadziej, to koncertówek Purple zawsze wydawali
mnóstwo. Nawet nie próbuję policzyć wszystkich mniej lub bardziej oficjalnych
albumów koncertowych, część z nich zresztą dublowała się ze względu na okres
rejestracji i koncertową setlistę. To też w dużej mierze problem z najnowszym
wydawnictwem zespołu, a raczej dwoma wydawnictwami – w sklepach jednocześnie
ukazują się: From the Setting Sun in
Wacken… oraz … To the Rising Sun in
Tokyo. Koncerty zarejestrowano odpowiednio w 2013 i 2014 roku podczas trasy
promującej ostatni jak na razie studyjny album grupy – Now What?! Lokalizacje niby bardzo różne – pierwsze wydawnictwo
dokumentuje występ na jednym z największych festiwali muzycznych w Europie, ma
który bilety kończą się niemal natychmiast po poprzedniej edycji (tak, mniej
więcej rok przed rozpoczęciem), drugie to zapis koncertu w tokijskiej sali Budokan.
Ci z was, którzy są nieco bardziej zaznajomieni z historią muzyki rockowej oraz
samego Deep Purple, wiedzą doskonale co to za miejsce i jaka płyta została tam
częściowo nagrana. Różne są też reakcje ludzi. Europejczycy owacyjnie przyjmują
wszystkie numery, śpiewają głośno, łatwo dają się wciągać we wspólną zabawę.
Japończycy tradycyjnie słuchają w skupieniu, a dopiero na sam koniec kompozycji
wybuchają prawdziwe owacje. Na tym niestety różnice w dużej mierze się kończą,
bo program obu koncertów był niemal identyczny, stąd i omawiać ich osobno nie
ma sensu.
wtorek, 8 września 2015
Kadavar - Berlin [2015]
Jedną z rockowych prawd
powtarzanych przez wiele kapel jest to, że trzecia płyta jest prawdziwym testem
dla zespołu, któremu udało się zaistnieć na początku przygody z muzyką. Po
udanym debiucie, który narobi sporo hałasu, często grupa jest na fali i na tej
fali nagrywa album numer dwa, który z automatu zaciekawi wszystkich, którzy
zainteresowali się płytą poprzednią. Często zresztą bywa tak, że zanim wyjdzie
debiut, zespół ma już materiał na dwa krążki. Trzecią płytę trzeba nagrywać od
podstaw, a do tego pojawia się presja nie tylko, by zrejestrować dobrą muzykę,
ale także by ta muzyka nie powielała schematów poprzednich płyt oraz by była po
prostu jeszcze lepsza niż wcześniej. Zespół z trzema albumami na koncie to już
nie nowicjusze, tu już pewnych błędów czy niedoskonałości wynikających z
mniejszego doświadczenia się nie wybacza. Grupa Kadavar stanęła przed takim
właśnie trudnym zadaniem przy okazji wydania płyty Berlin. Albumami Kadavar
i Abra Kadavar zrobili prawdziwą furorę
na europejskiej scenie retro-rockowej. Berlin
to zatem test – czy ten zespół stać na coś więcej niż bycie kolejną ciekawostką
nawiązującą do klimatów dawnych mistrzów gatunku? I mam wrażenie, że ten album
do końca nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
sobota, 5 września 2015
Iron Maiden - The Book of Souls [2015]
Najdłuższy album w historii zespołu, najdłuższa kompozycja w historii zespołu i niewątpliwie jeden z albumów, które wzbudzą największą dyskusję ze wszystkich dokonań Iron Maiden – kapeli, która płytowo zadebiutowała 35 lat temu i chyba nie zamierza wybierać się na razie na żadną emeryturę, pomimo kłopotów zdrowotnych wokalisty i coraz dłuższych przerw między kolejnymi wydawnictwami studyjnymi. Trzeba im przyznać, że polecieli ostro i na pewno oberwie im się od sporej części słuchaczy. Ba, już się obrywa. Ale równie duża grupa fanów heavy metalu będzie zachwycona. Czyli chyba wszystko w normie, bo przy tym stażu nie da się zadowolić wszystkich, którzy przez lata w tym czy innym okresie działalności pokochali zespół. Jedno trzeba im przyznać – jak to mówił klasyk polskiego kina: „Mają rozmach, skurwisyny!”
czwartek, 3 września 2015
The Heavy Minds - Treasure Coast [2015]
W moich muzycznych poszukiwaniach
zdarzyło mi się zawędrować już w wiele różnych miejsc, ale przyznam, że do
Austrii w poszukiwaniu dźwięków docierałem wyjątkowo rzadko. Niby żadna
egzotyka, kraj w środku Europy, nawet niedaleko Polski, ale jakby tak się zastanowić,
to ile znamy rockowych zespołów z Austrii? Kojarzę całkiem dobre Mother’s Cake,
nieobce jest mi nazwisko Thomasa Langa, pamiętam oczywiście Falco, ale jego trudno
nazwać muzykiem rockowym. No właśnie, ja znam od tego tygodnia jeszcze jeden
zespół i jest to udane zacieśnienie moich kontaktów z austriacką sceną
muzyczną. Takie, które sprawia, że prawie zapomniałem o innym dziecku
tamtejszej branży muzycznej – grupie Opus, której przebój Live Is Life i tragiczny image muzyków do dzisiaj wywołują u mnie
koszmary. Trio The Heavy Minds powstało ledwie dwa lata temu i właśnie
zaprezentowało światu swój pierwszy album, trzydziestosześciominutowe Treasure Coast. Na swoim facebookowym
profilu panowie określają swoją muzykę jako heavy-psychedelic-blues-rock i
chwalą się dzieleniem sceny z takimi kapelami jak Red Fang, Stoned Jesus czy
The Vintage Caravan. To powinno mniej więcej dać wam pojęcie na temat tego, co
The Heavy Minds grają. A ja dodam, że robią to bardzo dobrze.