Poznałem ich dwa lata temu, gdy
najpierw wznowili w nieco zmienionej formie swój pierwszy album, a chwilę później
wydali płytę numer dwa – Valley of the Snake. Słuchało się tego niezwykle przyjemnie, bo zespół z Filadelfii
zręcznie łączył sabbathowy walec z wpływami bluesowymi czy psychodelicznymi.
Było ciężko, fuzzowo, z „dołami”, ale też melodyjnie. Po dwóch latach Ruby the
Hatchet powracają z płytą numer trzy – Planetary
Space Child. I – czego można się było domyślać po samym tytule – momentami jest
faktycznie trochę bardziej kosmicznie, a mniej walcowato. Wciąż jednak jest
przede wszystkim bardzo dobrze.
▼
środa, 30 sierpnia 2017
poniedziałek, 28 sierpnia 2017
Ino-Rock Festival - Inowrocław [Teatr Letni], 26 VIII 2017 [galeria zdjęć]
X edycja Ino-Rock Festival już za nami. Fani zgromadzeni pod sceną Teatru Letniego w Inowrocławiu mieli okazję obserwować występy pięciu formacji. Choć festiwal kojarzony jest generalnie z muzyką progresywną, podobnie jak w poprzednich latach line-up był różnorodny, trafiający w gusta słuchaczy o różnych zainteresowaniach muzycznych, choć oczywiście w ramach szeroko pojętego rocka. Ino-Rock Festival od lat oferuje mieszankę muzycznego doświadczenia i młodości, prezentując zarówno wykonawców będących gwiazdami bardziej wymagających odmian rocka, jak i artystów niszowych, lecz godnych uwagi. Niezwykle istotnym elementem całości jest także rodzinny klimat na terenie festiwalowym - w końcu festiwal to także okazja do spotkania licznych znajomych, także słuchaczy lub redaktorów radia rockserwis.fm, które jest współorganizatorem imprezy. Gwiazdą tegorocznej edycji była szwedzka formacja Pain of Salvation, która zaprezentowała niezwykle klimatyczne i intensywne show na zakończenie dnia. Wyjątkowym wydarzeniem był także pierwszy w historii (i jak na razie jedyny zaplanowany) koncert tria Meller Gołyźniak Duda. Po raz pierwszy z nowym wokalistą zaprezentowała się także legenda polskiej sceny progresywnej - zespół Collage.
Line Up:
Pain of Salvation [SWE]
Meller Gołyźniak Duda [POL]
Mystery [CAN]
iamthemorning [RUS]
Collage [POL]
Pain of Salvation
niedziela, 27 sierpnia 2017
Cheap Trick - We're All Alright [2017]
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu
wydawało się, że grupa Cheap Trick nie jest specjalnie zainteresowana
poszerzaniem swojej studyjnej dyskografii. Jak to w przypadku wielu zespołów o
dużym doświadczeniu, panowało pewnie w obozie formacji przekonanie, że swoje
już w życiu nagrali. Zeszły rok był jednak pewnego rodzaju przełomem. Nie dość,
że dostali się do Rock and Roll Hall of Fame, to w dodatku wydali swój
siedemnasty, a pierwszy od 2009 roku album Bang, Zoom, Crazy… Hello, który może nie podbił list przebojów, ale został ciepło
przyjęty zarówno przez media, jak i fanów. Panowie postanowili pójść chyba za
ciosem i skorzystać maksymalnie z tego, że znowu zrobiło się o nich nieco
głośniej, bo już rok po premierze poprzedniego krążka dostajemy album numer 18
– We’re All Alright (mało subtelne
nawiązanie do tekstu największego hitu grupy). To jak jest na tej nowej płycie
Cheap Trick?
piątek, 25 sierpnia 2017
Gin Lady - Electric Earth [2017]
Premiery kolejnych płyt Gin Lady
nie są ogólnoświatowym wydarzeniem. Nie pisze o nich mainstreamowa prasa (nawet
ta rockowa), ich kompozycji próżno szukać w playlistach największych rockowych
stacji radiowych (co innego w rockserwis.fm – my gramy ich często! Tacy fajni jesteśmy...), a i nakład
kolejnych wydawnictw nie rzuca pewnie na kolana. Tyle że nie na płyty tych
wielkich rocka czekam najbardziej co rok. Dla mnie największym wydarzeniem
każdego roku są premiery nowych albumów właśnie takich zespołów jak Gin Lady –
grup, które sam na swoje potrzeby odkryłem. Nie podsuwały mi ich media, nie
zachwalali znani dziennikarze, nie dostawałem po oczach billboardami i
reklamami. Przeczytałem o nich, znalazłem jeden czy drugi utwór, spodobało mi
się, więc sprawdziłem resztę. No, może akurat niekoniecznie tak było z Gin Lady,
ale na pewno z grupą Black Bonzo, z której Gin Lady wyewoluowali kilka lat
temu. Gdy zaczynałem poznawać szwedzką scenę rockową XXI wieku, Black Bonzo
byli obok Siena Root zespołem, którego muzyka zrobiła na mnie największe
wrażenie. Szkoda mi było, gdy kilka lat temu ogłaszali, że kończą działalność,
ale większość ostatniego składu (poza perkusistą) szybko poinformowała, że
zakłada nową formację. I to była miłość od pierwszego odsłuchu. Kilka lat i
płyt później zbliżamy się do premiery czwartego krążka w dorobku szwedzkiej
formacji – Electric Earth.
środa, 23 sierpnia 2017
Prog in Park - Warszawa [Park Sowińskiego], 20 VIII 2017 [relacja / galeria zdjęć]
Pierwsza edycja imprezy pod nazwą Prog in Park odbyła się w amfiteatrze warszawskiego Parku im. gen. Józefa Sowińskiego. Line-up prezentował się następująco:
Opeth
Riverside
Sólstafir
Blindead
Lion Shepherd
Druga (całkowicie inna) galeria zdjęć wkrótce na stronie rockserwis.fm
Pierwszą edycję imprezy o nazwie
Prog in Park należy uznać za niezwykle udaną. Ale czy z takim składem mogło być
inaczej? Pięć zespołów, pięć zupełnie różnych podejść do tematu muzyki
progresywnej, pięć naprawdę udanych występów. Na pierwszy ogień dwie polskie
formacje, które jednak śmiało wychylają się koncertowo poza nasze podwórko.
Lion Shepherd są świeżo po wydaniu fantastycznej drugiej płyty zatytułowanej Heat. Nie dostali wiele czasu, ale przez
te pół godziny pokazali, że nawet zaczynając koncert przed 17, można szybko
wprowadzić słuchaczy w odpowiedni klimat. Ludzi zresztą dość szybko przybywało
pod sceną, czemu sprzyjał także wielki dach nad amfiteatrem w parku im. gen.
Józefa Sowińskiego, bo do późnych godzin popołudniowych lało w Warszawie
niemiłosiernie. Lion Shepherd zaprezentowali to, z czego są już całkiem nieźle
u nas znani – kapitalną mieszankę ciężkiego, ale melodyjnego rocka i klimatów
Bliskiego Wschodu. Życzę im, żeby już wkrótce występowali pod koniec tego typu
imprez, bo zasługują. Ubrani zgodnie na czarno panowie z Blindead
zaprezentowali tradycyjne dla siebie ciężkie, ale niezwykle klimatyczne
brzmienia, w które świetnie wpasowała się dość przytłaczająca oprawa świetlna.
W również niezbyt długim secie dominowały utwory z zeszłorocznej płyty Ascension. Obie formacje pełniły w
zasadzie funkcję supportów, co sugerowała także długość ich setów, ale śmiem
twierdzić, że każdy festiwal chciałby mieć taką rozgrzewkę.
poniedziałek, 21 sierpnia 2017
Royal Blood - How Did We Get So Dark? [2017]
Trzy lata temu zrobili absolutną
furorę w świecie rocka, pojawili się znikąd i pokazali, że za pomocą samej
gitary basowej i perkusji można narobić takiego hałasu, że największe legendy
rocka będą przyglądały się z zainteresowaniem poczynaniom nikomu nieznanej
grupy. Logicznym następstwem byłoby nagranie szybko drugiego albumu, żeby
zdyskontować sukces debiutu i podtrzymać zainteresowanie zespołem. Tymczasem na
drugi krążek Royal Blood musieliśmy czekać trzy lata. To bardzo ryzykowny krok,
marketingowo chyba niezbyt uzasadniony, choć może zespół oraz sztab menedżerów
i agentów postanowili sprawić, że fani będą głodni nowej muzyki od duetu? Na How Did We Get So Dark? odpada element
zaskoczenia, bo przecież wiemy już, co ci goście są w stanie wycisnąć z formatu
grania we dwóch i bez gitary elektrycznej. Pozostaje zatem tylko muzyka, która
musi się bronić sama – bez całej otoczki.
sobota, 19 sierpnia 2017
Fungus Hill - Creatures [2017]
Fungus Hill to młody zespół ze
szwedzkiego miasta Umeå. Słowa-klucze: Szwecja, rock, psychodelia, retro. Mam
już waszą uwagę? Dobrze. W styczniu tego roku kwintet zadebiutował EP-ką Creatures, rozprowadzaną w formie
cyfrowej w serwisie Bandcamp. Takie to czasy, że często jedynym sposobem dla
początkującej formacji, by dotrzeć do ludzi, jest Internet. Ale kto wie – może za
czas jakiś wydawnictwo to doczeka się wydania fizycznego, bo muzyka zawarta na Creatures na pewno godna jest fizycznego
wydania.
czwartek, 17 sierpnia 2017
Rival Sons - Wrocław [Zaklęte Rewiry] / Gdynia [Ucho], 14/15 VIII 2017 [relacja]
Gdy wrzucałem na swój facebookowy
profil informację o zbliżających się kolejnych koncertach Rival Sons w Polsce,
wspomniałem o „najlepszym koncertowym zespole obecnych czasów”. Oczywiście o
przynajmniej kilku innych zespołach mógłbym powiedzieć, że na żywo spisują się
absolutnie fantastycznie i każdy z nich mógłby do tego miana pretendować, nie
należy więc takiego określenia traktować w 100% dosłownie. Ale coś w tym jest,
że gdy ci goście wychodzą na scenę, to tworzą coś niesamowitego, wyjątkowego. I
tymi dwoma koncertami – we Wrocławiu i Gdyni – pokazali, że ta wzmianka o „najlepszym
koncertowym zespole obecnych czasów” absolutnie nie jest przesadzona.
foto: Łukasz Górny |
Przy relacji z lutowego koncertu w warszawskiej Progresji pisałem, że następnym razem wyprzedadzą ten chyba największy
klub koncertowy w Polsce. Tym bardziej zdziwiony byłem, gdy ogłoszono, że tym razem
Rival Sons zagrają w dużo mniejszych klubach we Wrocławiu i Gdyni. To jednak
chyba celowa zagrywka, mająca po pierwsze zaznajomić z zespołem słuchaczy
muzyki rockowej z innych rejonów kraju, a po drugie ograniczyć nieco rozmach
tej trasy. Nie da się ukryć, że było skromniej niż późną zimą/wczesną wiosną,
tak pod względem wielkości klubów, jak i długości koncertów. Trudno nawet
powiedzieć, żeby zespół wciąż promował wydaną nieco ponad rok temu płytę Hollow Bones, bo pojawiły się tylko trzy
utwory z tego albumu. To raczej trasa, która ma być małym pożegnaniem z grupą
na kolejnych kilka miesięcy, bo – jak można się było dowiedzieć od muzyków po
zakończonych występach – robią sobie wolne od koncertowania do końca roku i
mają zamiar zabrać się jesienią za nagrywanie nowej płyty, pierwszej dla swojej
nowej wytwórni – Atlantic Records.
środa, 16 sierpnia 2017
Steven Wilson - To the Bone [2017]
Premiera nowej płyty Stevena
Wilsona musi być głośnym wydarzeniem w świecie szeroko pojętej muzyki
progresywnej. Musi, bo Wilson to postać nietuzinkowa, jedna z najbardziej
uwielbianych w tej muzycznej bajce, lecz – podobnie jak w przypadku innych
masowo uwielbianych – także jedna z najczęściej krytykowanych czy wyszydzanych.
I ta budząca tak skrajne kontrowersje postać zapowiada płytę nagraną w
klimatach kompletnie innych od tego, z czego jest najbardziej znana. Ba, nie
tylko zapowiada, ale faktycznie udowadnia już przy okazji pierwszych singli, że
na tym nowym krążku znajdzie się miejsce i na bardziej popowe, radiowe numery,
i wręcz niemal na muzykę taneczną. Niełatwy to przypadek dla słuchacza,
niełatwy też dla recenzenta. Niektórzy będą oczekiwali jednoznacznie
czołobitnych opinii, „bo to przecież Wilson”, inni z kolei będą zawiedzeni,
jeśli przeczytana opinia nie będzie mieszała albumu z błotem, bo taka obecnie
moda. Choć tak naprawdę w tym przypadku bardzo wiele zależy od oczekiwań i
przede wszystkim od nastawienia.
wtorek, 8 sierpnia 2017
Devil Electric - Devil Electric [2017]
Devil Electric to młoda formacja
z Melbourne. Do tej pory na koncie mieli zeszłoroczną EP-kę The Gods Below. Kwartet dowodzony przez
tajemniczą wokalistkę Pierinę O’Brien na 11 sierpnia zapowiedział premierę
swojej debiutanckiej płyty zatytułowanej po prostu Devil Electric. Zarówno zespół jak i niemiecka wytwórnia Kozmic
Artifactz muszą mieć sporo wiary w ten materiał, bo kampania zapowiadająca
premierę tego albumu była jak na tak niszowego wydawcę dość intensywna. Przed
premierą pojawiły się także w sieci dwa numery zapowiadające całość i już one
zdecydowanie potwierdziły, że jest na co czekać. Jeśli lubicie ciężkie riffy i
tajemniczy klimat połączone z melodyjnością, a przy tym nie przeszkadza wam
żeński wokal w rockowym zespole, to ta płyta zdecydowanie jest dla was.
niedziela, 6 sierpnia 2017
Europe - The Final Countdown 30th Anniversary Show - Live at the Roundhouse [2017]
Europe to jeden z
najklasyczniejszych przykładów zespołu, który jest więźniem sukcesu swojego
najbardziej znanego numeru. The Final
Countdown zna każdy fan rocka, a i większość słuchaczy innych muzycznych
gatunków bez problemu rozpozna tyleż porywający co kiczowaty, klawiszowy motyw
przewodni. Jakiś procent z pewnością skojarzy też ckliwą balladkę Carrie oraz dynamiczne Rock the Night. Dla 99% fanów rocka na
tym wiedza o Europe się kończy. Szkoda, bo pomijając kilka innych naprawdę
dobrych numerów z lat 80. i początku lat 90., Europe mają także sporo do
zaoferowania teraz, kiedy na początku XXI wieku powrócili w klasycznym składzie
po dekadzie ciszy. Ich ostatnia płyta – War
of Kings wydana w 2015 roku – to według mnie ich najmocniejszy materiał, a
poprzednia – Bag of Bones z roku 2012
– ustępuje jej tylko nieznacznie. Końcówka 2016 roku przyniosła europejską
trasę Europe, podczas której grupa świętowała trzydziestolecie swojego
najbardziej znanego albumu. Naturalnym krokiem była próba zagrania tej płyty w
całości podczas koncertów. Równie naturalnym posunięciem byłoby wypełnienie
reszty czasu na scenie zbiorem największych hitów, ale zespół na łatwiznę nie
poszedł. Album The Final Countdown
wypełnią drugą część koncertowego wydawnictwa zatytułowanego The Final Countdown 30th Anniversary Show –
Live at the Roundhouse, zarejestrowanego w kultowej londyńskiej sali koncertowej.
Część pierwszą w całości wypełniły utwory ze wspomnianej już płyty War of Kings. Kupując to wydawnictwo,
otrzymujemy zatem niejako dwa oblicza Europe w jednym pakiecie – stare,
doskonale znane, „ejtisowe” Europe z efektownymi solówkami, wielkimi przebojami
i czasem nieco kiczowatymi klawiszami, oraz obecne, hardrockowe, oparte częściej
na współbrzmieniu ciężkich gitar i organów Hammonda. Trudno traktować to jako
pojedynek – w końcu to wciąż ten sam zespół, w dodatku w tym samym składzie.
Raczej naturalne dopełnienie. W dodatku przeprowadzone w bardzo odważny sposób.
wtorek, 1 sierpnia 2017
Mr. Big - Defying Gravity [2017]
„To oni jeszcze żyją?” – tak reaguje
większość fanów rocka na wieść o tym, że Mr. Big wydają nową płytę. „Aaa, to ci
od To Be with You?” – upewnią się na
wszelki wypadek inni. No tak, w Polsce faktycznie amerykański kwartet znany
jest głównie z akustycznego przeboju, który na przełomie 1991 i 1992 roku
królował na listach przebojów, oraz z kolejnego lekkiego przeboju – coveru Wild World Cata Stevensa – który również
cieszył się sporą popularnością kilkanaście miesięcy później. Nic więc
dziwnego, że wiele osób utożsamiało Mr. Big z ogniskowymi numerami oraz „wokalistą,
który wyglądał jak babka”. Zapomnieli (albo nie wiedzieli) niektórzy, że ten
zespół to grupa złożona z absolutnych wymiataczy na swoich „pozycjach”, z
gitarzystą Paulem Gilbertem i basistą Billym Sheehanem na czele, a wspomniane
dwa hity absolutnie nie są reprezentatywne dla ogółu twórczości grupy. Na swój
użytek to, co grają panowie z Mr. Big, nazywam wirtuozerskim radiowym rockiem.