Amerykańska formacja Roadsaw
istnieje już ponad ćwierć wieku i w latach 1995-2011 wydała sześć krążków
wypełnionych treściwym rockowym graniem w stylu typowego amerykańskiego
stonera. Ale od wydania albumu Roadsaw
w 2011 roku grupa milczała w temacie nowej muzyki. W czerwcu tego roku
powróciła wydawnictwem Tinnitus the Night,
które faktycznie przy zbyt głośnym słuchaniu może u niejednego wywołać tytułowe
dzwonienie w uszach. Na szczęście słuchając tego krążka przy rozsądniejszym
poziomie głośności, doświadczymy głównie całkiem przyjemnych muzycznych doznań.
Po krótkim klawiszowym wstępie
panowie dość szybko przechodzą do konkretów w Along for the Ride i faktycznie zaczyna się treściwa, rockowa
jazda. Jest gęsto, dynamicznie, bardzo gitarowo. Płyta brzmi bardzo dobrze, co
w przypadku wydawnictw stonerowych nie jest normą, bo część zespołów na siłę
próbuje zachować garażowy, demówkowy charakter swojej muzyki, co akurat jest
mało kompatybilne z moimi uszami i gustem. Tu jest efektownie, głośno, ale bez
zgrzytów, jazgotu i niepotrzebnej surowości. Płyta to w zasadzie parada takich
mocnych rockowych kopów w dupę. Kilka z nich dodatkowo posiada chwytliwe motywy
(czasem jest to refren, czasem bridge, czasem riff…), co sprawia, że zostają w
głowie nieco łatwiej niż reszta. Do takich kompozycji zaliczyć można sabbathowe
Fat Rats czy porywające Find What You Need. Zdarzają się
nieliczne momenty w nieco spokojniejszych klimatach, jak w znakomitym Peel, które sunie niczym walec i
sprawnie miesza właśnie lżejsze fragmenty z takimi, w których zespół atakuje ze
zdwojoną mocą, w Midazolam, które –
całkiem podobnie – oferuje kontrast fragmentów spokojnych i nieco mrocznych z
gęstymi riffami, czy w zamykającym album Silence,
które zdecydowanie bardziej idzie w klimat niż w moc i oparte jest w dużej
mierze na akustycznym szkielecie kompozycji. Ale główną siłą tej płyty
niewątpliwie jest dynamika i właśnie wspomniana moc.
Album trwa 43 minuty, więc ta
kaskada mocnych riffów i solidnej, rockowej naparzanki nie powinna zdążyć
nikogo zmęczyć, choć nie da się ukryć, że nie jest to najbardziej różnorodny
album w historii muzyki. Mnie jednak słucha się go zaskakująco dobrze, w czym
pewnie też pewna zasługa tych kilku spokojniejszych fragmentów. Szczerze
mówiąc, początkowo sądziłem, że zaprezentuję z jeden czy dwa numery z tego
wydawnictwa w swojej audycji i szybko o nim zapomnę, nie siląc się nawet na
pisanie czegokolwiek na blogu. Ale po kilkunastu odsłuchach Tinnitus the Night wciąż chce mi się do
tych nagrań wracać, wygląda więc na to, że jest znacznie lepiej, niż mogło mi
się wydawać w trakcie pierwszego kontaktu z muzyką z tej płyty. Tinnitus the Night to bardzo udana
mieszanka wpływów sabbathowych i motorheadowych, sporej domieszki
amerykańskiego stonera, a nawet gdzieniegdzie klimatów grunge’owych.
Płyty możecie posłuchać na Bandcampie.
1. Along for the Ride (4:29)
2. Shake (4:10)
3. Fat Rats (4:02)
4. Final Phase (2:16)
5. Peel (6:25)
6. Knock Em All Down (3:32)
7. Find What You Need (3:56)
8. Under the Devil's Thumb (3:54)
9. Midazolam (6:48)
10. Silence (3:56)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz