poniedziałek, 30 czerwca 2025

Paralyzed - Rumble&Roar [2025]

Pochodzącą z Bambergu w Bawarii formację Paralyzed poznałem jakieś trzy lata temu, gdy kwartet wydawał swój drugi album, Heavy Road. Właściwie kupili mnie od razu. Zaprezentowali klasyczną, ale brzmiącą znakomicie i naturalnie mieszankę ciężkiego, gęstego i momentami mrocznego bluesa z psychodelią rodem z przełomu lat 60. i 70. oraz stonera. Po trzech latach wracają z nową płytą w niezmienionym składzie. Klimat muzyczny ogólnie też się nie zmienił, choć mam wrażenie, że w brzmieniu jednak lekka zmiana zaszła.

sobota, 28 czerwca 2025

Causa Sui - In Flux [2025]

Nazwa Causa Sui nie jest już obca chyba żadnemu fanowi współczesnej kwaśno-jambandowej psychodelii. Duńczycy znani także z różnych innych formacji tamtejszej sceny funkcjonują w tej konfiguracji osobowej już od 21 lat, początkowo jeszcze z wokalistą, ale od bodajże trzeciej płyty już jako instrumentalny kwartet. Charakterystyczna jest ich muzyka, charakterystyczne są także okładki ich płyt, bo panowie „wydają się” w El Paraiso Records, które właśnie z konkretnego klimatu grafik zdobiących płyty jest znane. Nie ma w tym zresztą żadnego przypadku, wszak jednym z założycieli tej niezwykle ciekawej wytwórni, jest Jakob Skøtt, perkusista Causa Sui i autor okładek.

wtorek, 24 czerwca 2025

The Sun Or The Moon - Into the Light [2025]

The Sun Or The Moon to formacja z  Niemiec, która – choć złożona z doświadczonych muzyków – zadebiutowała zaledwie kilka lat temu, ale błyskawicznie wskoczyła do czołówki moich ulubionych „kosmicznych” zespołów. Ich psychodeliczne odloty w połączeniu ze znakomitymi, klimatycznymi okładkami, zachwycały mnie już na płytach Cosmic i Andromeda. Zupełnie nie zaskoczyło mnie zatem to, że i nowa płyta błyskawicznie mnie do siebie przekonała i w zasadzie z miejsca wskoczyła do czołówki najczęściej słuchanych przeze mnie tegorocznych albumów.

niedziela, 15 czerwca 2025

Warlung - The Poison Touch [2025]

Teksańską formację Warlung poznałem przy okazji premiery ich czwartej płyty, Vulture’s Paradise. W głowie zdecydowanie została mi okładka, ale także dobra kombinacja ciężaru, intensywności i melodii. Po ponad dwóch latach kwartet wydał swój kolejny album, The Poison Touch, i w zasadzie wszystko to, co prezentowali wcześniej, znajduje swoje potwierdzenie także i tym razem, choć mam wrażenie, że jest… jeszcze lepiej. Niby to już wszystko było, niby panowie bazują ewidentnie na dźwiękach wymyślonych już dawno temu, a jednocześnie ich muzyka brzmi świeżo i ekscytująco.