I znowu nie udało się tak po prostu wybrać czołowej 10
mojego tegorocznego rankingu, ani nawet tego tradycyjnego „oczka”, czyli 21
moich ulubionych płyt wydanych w tym roku. Gdy lista w zasadzie była już
gotowa, pojawiło się jeszcze kilka „zaległości”, których po ich odsłuchaniu
absolutnie pominąć nie mogłem. A jak już lista z 21 sztuk rozrosła się do 30,
to okazało się, że w sumie to szkoda mi pominąć jeszcze tego… i tego… i tamtego
też. Wybrałem zatem 55 moich ulubionych płyt 2017 roku (czyli to mniej więcej najlepsze 30% z odsłuchanych w tym roku nowych płyt). To wszystko są płyty,
które już na nośniku fizycznym mam lub mieć chcę. Top 10 rozrosło się do
tuzina, płyty z przedziałów 13-30 oraz 31-55 są posortowane alfabetycznie, bo
już ułożenie tej czołowej dwunastki było wystarczająco trudne. Oczywiście jak zwykle wszystko jest sprawą dość umowną. Już nawet w trakcie tworzenia tego wpisu kilka płyt awansowało lub spadło do innej grupy. Uznajmy zatem, że jeśli album znalazł się w którejkolwiek z poniższych grup, jest to płyta, którą zdecydowanie polecam. Zachęcam przy
okazji do głosowania na wasz ulubiony album roku w plebiscycie rockserwis.fm
– poniższa lista może wam posłużyć za ściągę ;) Głosowanie kończy się wraz z
końcem roku, więc czasu jest bardzo niewiele.
▼
piątek, 29 grudnia 2017
The Weight - The Weight [2017]
Austriacki kwartet The Weight
zadebiutował trzy lata temu bardzo udaną EP-ką Keep Turning. Potem to samo wydawnictwo ukazało się w wersji
rozszerzonej z nagraniami koncertowymi, ale na nową muzykę w wersji studyjnej
od muzyków z Wiednia trochę się naczekaliśmy. Ale jest! W połowie listopada
panowie w końcu zaprezentowali światu swojego pierwszego długograja. I było na
co czekać, oj było! The Weight udowadniają tu, że są jednym z najbardziej
obiecujących zespołów rockowych w Europie. Poważnie!
czwartek, 28 grudnia 2017
Radio Moscow - New Beginnings [2017]
Poznałem ich trzy lata temu. Ich poprzednia płyta, Magical Dirt, była
jednym z pierwszych albumów opisywanych na tym blogu. Trochę przyszło czekać na
krążek kolejny, ale po trzech latach w końcu jest – New Beginnings, piąty album amerykańskiego tria Radio Moscow. Tym
razem bez niezbyt jadalnego grzybka na okładce, ale klimat psychodeliczny w
oprawie wizualnej nowego wydawnictwa wciąż w pewnym sensie zachowany. Czy jest
tytułowy nowy początek? Trudno powiedzieć, bo skład od poprzedniego albumu się
nie zmienił, kierunek muzyczny też jakoś nieszczególnie. Czy ma to jakieś
znaczenie? W zasadzie nie. Najważniejsze, że panowie znowu wydali kilkadziesiąt
minut kapitalnej, rockowej muzyki.
środa, 27 grudnia 2017
Carpet - Secret Box [2017]
Druga płyta niemieckiego kwartetu
Carpet, wydana w 2013 roku Elysian
Pleasures, mignęła mi przed oczami przez moment, bo pamiętam i nazwę, i
tytuł, i okładkę. Ale mam wrażenie, że był to jeden z tych albumów, na które po
prostu nie wystarczyło czasu. Nie ukrywajmy – nie da się przesłuchać wszystkich
płyt godnych uwagi, które ukazują się każdego roku. Kilka lat upłynęło od
premiery tego wydawnictwa i zespół w końcu wypuścił płytę numer trzy – Secret Box. Mało brakło, a historia by
się powtórzyła. Tym razem jednak udało mi się za ten album zabrać, choć ze
sporym opóźnieniem, bo krążek ukazał się wiosną, a ja poznałem go niemal na sam
koniec roku. Zazwyczaj pod koniec grudnia i na początku stycznia nadrabiam na
blogu zaległości, ale jednak rzadko sięgam po płyty wydane w pierwszych
miesiącach roku. Wyjątek robię tylko dla albumów, które – choć odkryte późno –
trafiają do grupy moich ulubionych wydawnictw z danego rocznika. Tak właśnie jest
w przypadku Secret Box.
niedziela, 24 grudnia 2017
Hollow Earth - Out of Atlantis [2017]
Dobrze, że czasem to nie tylko ja
wam coś polecam, ale wy coś podrzucacie w komentarzach. W innym przypadku
trudno byłoby trafić na grupę Hollow Earth. RYM milczy w ich temacie, konta na
Facebooku o dziwo chyba nie mają (ma je za to kilka innych zespołów o tej
nazwie), więc w zasadzie jedynym śladem ich istnienia jest Bandcamp. Szczątkowe
informacje dostępne w internecie sugerują, są ze Szwecji, a płyta Out of Atlantis jest ich debiutem. Tyle
wiem… chyba. W zasadzie wiem jeszcze jedno – dużo ważniejsze. Są świetni! Ta
płyta to 40 minut fantastycznego rockowego grania łączącego klimaty progresywne
i psychodeliczne.
sobota, 23 grudnia 2017
Grande Royale - Breaking News [2017]
Grande Royale to rockowa formacja
ze Szwecji. Lubię rockowe formacje ze Szwecji. Wy chyba też, bo w przeciwnym
razie nie zaglądalibyście regularnie na bloga, na którym takie właśnie zespoły
pojawiają się jak żule pod Żabką. Breaking News to trzeci album tej grupy, choć
pierwszy, który poznałem. Po kilku odsłuchach całości jestem niemal przekonany, że wiem
jak brzmią wcześniejsze dwa i pewnie jak już postanowię po nie sięgnąć, to nie
będzie absolutnie żadnego zaskoczenia. Bo to taka muzyka – kompletnie niezaskakująca,
ale cholernie przyjemna. Melodyjny, wpadający w ucho luzacki rock.
piątek, 22 grudnia 2017
The Black Noodle Project - Divided We Fall [2017]
Divided We Fall to już ósmy album studyjny francuskiego projektu
The Black Noodle Project, ale dopiero pierwszy, który poznałem w całości. Czemu
tak się stało? No cóż – płyta poprzednia, Ghost
& Memories, wyszła w 2013 roku, czyli kiedy nie miałem jeszcze nawet
planów prowadzenia bloga czy audycji w rockserwis.fm (ba, nie było jeszcze
rockserwis.fm). Znałem więc jedynie kilka utworów z wcześniejszych albumów tego
zespołu, które – choć bardzo mi się podobały – jakoś nigdy nie skłoniły mnie do
rzucenia wszystkiego i zapoznania się z całą dyskografią formacji. Aż tu
wychodzi Divided We Fall i nie ma już
wymówki – trzeba przesłuchać, bo blog i audycja… Okładka bardzo zachęca, czas
trwania także – dawaj pan! No to włączam. A 41 minut później od nowa. „Chwilunia,
to jest naprawdę świetne”, myślę sobie. Dobrych kilka odsłuchów później zdania
nie zmieniłem.
czwartek, 21 grudnia 2017
Toads of the Short Forest - Mindmower [2017]
Szwedzka formacja Toads of the
Short Forest debiutuje w tym roku albumem, który zwraca uwagę już swoją
kapitalną okładką, utrzymaną w klimatach psychodelii przełomu lat 60. i 70. Po
pierwszych odsłuchach staje się jasne, że taki wybór absolutnie nie był
przypadkowy, bo i muzyka zawarta na płycie jest hołdem dla pop-rockowej
psychodelii tamtych czasów. Nazwa zespołu została zaczerpnięta z jednego z
utworów Franka Zappy. Czy ma to jakikolwiek wpływ na muzykę szwedzkiej grupy? Raczej
nie, choć Zappę znam – wstyd się przyznać – mocno pobieżnie, ale jest cholernie
melodyjnie, cholernie psychodelicznie i cholernie w klimacie epoki, w którą
panowie celują.
środa, 20 grudnia 2017
KONKURS: Bruce Dickinson - Do czego służy ten przycisk?
Niedawno ukazała się autobiografia Bruce'a Dickinsona - Do czego służy ten przycisk? Dzięki uprzejmości wydawnictwa SQN, które tę książkę wydało, mam dla Was jeden egzemplarz tej autobiografii do wygrania w konkursie. Pytanie konkursowe padnie w trakcie mojej audycji LEPSZY PUNKT SŁYSZENIA na antenie rockserwis.fm w najbliższy piątek (21-23). Powtórka audycji w niedzielę (wyjątkowo wcześniej niż zwykle, od 12 do 14). Więcej informacji o audycji w zakładce "Lepszy Punkt Słyszenia" w górnym panelu bloga. Konkurs potrwa do końca świąt, żeby słuchający powtórki i podcastów także mieli szansę załapać się na konkurs.
The Re-Stoned - Chronoclasm [2017]
Muzykę The Re-Stoned poznałem latem
zeszłego roku. I cóż to był za początek znajomości! Absolutnie zmietli mnie
swoją zeszłoroczną płytą Reptiles Return,
która składała się w części z nowych utworów, w części zaś z kompozycji
wydanych już wcześniej na jednej z EP-ek grupy. Trio z Moskwy zaczarowało mnie
klimatem swojej muzyki i zachwyciło jej różnorodnością, choć od razu
najbardziej spodobały mi się kompozycje nowsze, bardziej psychodeliczne i
spokojniejsze. Te starsze prezentowały nieco inne oblicze grupy – były cięższe,
nieco surowsze, bardziej w klimatach stoner rocka niż psychodelii. Kilka
miesięcy temu udało mi się zobaczyć grupę na żywo na Red Smoke Festival, gdzie
panowie potwierdzili, że drzemie w nich spory potencjał. Przyszła pora na zapowiadany
od jakiegoś czasu nowy album studyjny (zarejestrowany w składzie zupełnie innym
niż poprzednie wydawnictwo – oprócz, rzecz jasna, lidera grupy Ilii Lipkina).
Okładka kapitalna, apetyt spory i… jednak zawód po pierwszym odsłuchu. Po kilku
kolejnych sytuacja nieco się poprawiła, choć uczucia pewnego rozczarowania
dalej nie mogę od siebie odpędzić.
wtorek, 19 grudnia 2017
Band of Spice - Shadows Remain [2017]
Spice to wokalista, który
kojarzony jest przede wszystkim z tego, że śpiewał na pierwszych kilku albumach
bardzo zacnej formacji Spiritual Beggars. Ten zespół pojawiał się już na blogu,
a znany jest najbardziej z tego, że grupka na co dzień wrzask-metalowych
muzyków gra w nim sobie kapitalnego hard rocka ze stonerowym posmakiem. Spice
już od dawna w Spiritual Beggars co prawda nie śpiewa, ale od jakiegoś czasu
wydaje płyty z grupą, której – jak sugeruje nazwa – jest liderem: Band of
Spice. Shadows Remain to trzeci album
tego szwedzkiego bandu (choć tak naprawdę piąty, jeśli weźmiemy pod uwagę
wcześniejsze inkarnacje zespołu pod innymi nazwami) i jeśli jesteście fanami
Spiritual Beggars, to muzyka, którą oferuje były głos tej formacji ze swoim
obecnym zespołem, też pewnie przypadnie wam do gustu.
piątek, 15 grudnia 2017
Himmellegeme - Myth of Earth [2017]
Trafianie na kolejne świetne
formacje ze Skandynawii jest obecnie tak zaskakujące, jak przerywanie meczów
Legii ze względu na zadymienie stadionu po odpalaniu rac. Zatem istnienie
takiej grupy jak Himmellegeme i fakt wydania przez ten zespół naprawdę udanej
debiutanckiej płyty przyjmuję ze stoickim spokojem. Co nie znaczy, że nie mogę
się trochę nimi pozachwycać. No może nie tak całkiem i bezgranicznie, ale
jednak choć odrobinę zachwycić się wypada. A wszystko dlatego, że Myth of Earth to naprawdę udany debiut w
wykonaniu kwintetu z norweskiego Bergen. Nie mam pojęcia jaka jest muzyczna
przeszłość gości tworzących ten zespół, ale szczerze wątpię, że są to
debiutanci w branży. Ta płyta jest po prostu zbyt dobra, żeby mogła być dziełem
muzyków bez doświadczenia.
wtorek, 12 grudnia 2017
Diablo Swing Orchestra - Pacifisticuffs [2017]
Nie jest to z pewnością
najszybciej wydana płyta w historii ludzkości. Ostatnie dzieło szwedzkich
pacjentów zakładu psychiatrycznego sprytnie udających muzyków (na pewno tak jest!)
ukazało się w 2012 roku i odnosiłem już nawet wrażenie, że dalszego ciągu
możemy się nie doczekać (przenieśli ich na oddział o większym rygorze?). A
jednak jakiś czas temu grupa zaczęła wspominać, że może pod koniec roku… Mamy
koniec roku i jest też płyta (uczcie się, Toole!). Pacifisticuffs to jak zwykle porąbany tytuł, porąbana okładka (no
dobrze, mniej niż poprzednia) i porąbana muzyka. 44 minuty muzycznego
szaleństwa, do którego ekipa ze Sztokholmu dawno już przyzwyczaiła swoich
słuchaczy.
poniedziałek, 11 grudnia 2017
Sons of Apollo - Psychotic Symphony [2017]
Sons of Apollo to kolejna świeża
supergrupa. Nazwiska robią wrażenie, zresztą przecież po to zakłada się
supergrupy. Bo przecież nie po to, żeby zaoferować fanom cokolwiek przełomowego.
Toteż panowie Portnoy, Sherinian, Bumblefoot, Sheehan i Soto na żadne
nowatorstwo na swoim pierwszym krążku – Psychotic
Symphony – się nie silą. Oni już się w swoim zawodowym życiu „nanowatorzyli”,
a teraz z przyjemnością mogą jechać na swoich starych patentach z Dream Theater
czy Mr. Big i próbować sklecić z tego całość, która będzie się trzymała kupy.
Od śledzenia listy zespołów, w których udzielali się członkowie Sons of Apollo,
może się zakręcić w głowie. Od muzyki zawartej na ich wspólnej debiutanckiej
płycie w głowie może i się nie zakręci, ale za to będzie można bez żenady tą
głową pomachać, bo jest przy czym.
piątek, 8 grudnia 2017
Secret Colours - Dream Dream [2017]
Grają mocno w stylu brytyjskiej
pop-rockowej psychodelii drugiej połowy lat 60. połączonej z elementami
britpopu, w nazwie mają „colours” w brytyjskiej pisowni, no to chyba muszą być
z Wielkiej Brytanii, czyż nie? Nie! Kwartet (lub kwintet – informacje na ich
stronach stoją w sprzeczności ze zdjęciami promocyjnymi) Secret Colours pochodzi
z Chicago – miasta, które chyba najbardziej kojarzy się z bluesem (i z Chicago
Bulls, ale to jakby inna bajka). Ale z tym gatunkiem akurat ten zespół wiele
wspólnego nie ma. Czyli pozory mylą w niemal każdym aspekcie. Włącznie z
okładką nowej, czwartej już płyty zespołu – Dream
Dream. Ta mocno sugeruje klimaty lat 80. (i to może nawet takie dość
rushowe), a tu jednak spektrum brzmieniowe jest o wiele szersze i wcale nie ta
dekada jest najintensywniej reprezentowana.
środa, 6 grudnia 2017
Styx - The Mission [2017]
A to ci niespodzianka. Zespół
Styx nigdy nie wchodził w orbitę moich muzycznych zainteresowań. Traktowałem
ich jako dość kiczowatą ciekawostkę ze Stanów Zjednoczonych, mocno kojarzącą mi
się z ładnym, nieco cukierkowym pop-rockiem lat 80., który jakoś nigdy na dobre
nie chciał się przyjąć w Europie. Niby znałem jakieś dwa czy trzy największe
hity, nazwiska Dennisa DeYounga czy Tommy’ego Shawa (choć ten drugi znacznie
bardziej kojarzy mi się z Damn Yankees) nie były mi całkiem obce, ale
kompletnie nie czułem potrzeby zagłębiania się w twórczość tej formacji. Aż tu
tymczasem w 2017 roku ukazuje się szesnasta studyjna płyta zespołu,
zatytułowana The Mission – pierwsza
od 12 lat, a jeśli liczyć tylko materiał autorski, to nawet od 14. I nagle
różni znajomi, których wcześniej nie podejrzewałbym o jakiekolwiek związki z
muzyką Styx, zaczynają się tym albumem zachwycać. Grzechem byłoby nie
sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi. A chodzi – jak się okazało – o to, że
to po prostu naprawdę bardzo dobra i przyjemna płyta.
wtorek, 5 grudnia 2017
Causa Sui - Vibraciones Doradas [2017]
Duńska formacja Causa Sui to z
pewnością jedna z tych nazw, które elektryzują wielu słuchaczy stonerowej
psychodelii w całej Europie. Istnieją 13 lat, ale na koncie mają już
kilkanaście wydawnictw – tak dużych płyt, jak i EP-ek oraz koncertówek. Nic
zatem dziwnego, że nieco ponad półtora roku po premierze Return to Sky ukazuje się kolejne wydawnictwo grupy – płyta o
intrygującym tytule Vibraciones Doradas.
Pięć numerów, 37 minut i klimaty, które każdemu fanowi duńskiego zespołu będą
znajome i bardzo bliskie.
poniedziałek, 4 grudnia 2017
Thulsa Doom - A Keen Eye for the Obvious [2017]
Norweska formacja Thulsa Doom to
jedno z ciekawszych zjawisk na skandynawskiej scenie rockowej, ale na czwarty
album tego zespołu trzeba było czekać aż… 12 lat. Na szczęście wracają, w
dodatku na krążku pojawia się oryginalny wokalista Papa Doom, którego próżno
było szukać na wydanej w 2005 roku płycie Keyboard,
Oh Lord! Why Don’t We? Wszyscy muzycy formacji przybrali pseudonimy ze
słowem Doom, zespół lubuje się w długich i dziwnych tytułach płyt, ale
najważniejsze jest to, że grają po prostu świetną muzykę. Kiedyś głównie w
klimatach stoner rocka, dziś jest to raczej mieszanka brzmień stonerowych z
klasyką rocka lat 70. i chwytliwymi melodiami. Brzmienie być może momentami nieco
złagodniało, ale wciąż jest to granie na bardzo wysokim poziomie.
sobota, 2 grudnia 2017
Ghosttrip - The Adventuress [2017]
Ghosttrip to relatywnie nowy byt
na scenie muzycznej. Kwartet z niemieckiego miasta Flensburg gra wspólnie od
kilku lat, ale wydawniczo zadebiutował dopiero w tym roku płytą The Adventuress. Najpierw rzuca się w
oczy dość intrygująca, mroczna, choć wzbudzająca mieszane uczucia u wielu osób
okładka. Ale przecież nie będziemy gapić się w nią bez końca i zastanawiać, czy
nam się podoba, czy jednak może nie do końca jest kompatybilna z naszym zmysłem
estetyki – kiedyś trzeba przejść do muzyki. Tej nie ma może zbyt dużo, bo
zaledwie 37 minut, ale mnie to akurat w niczym nie przeszkadza. Zespół wita się
z potencjalnymi fanami, więc nie musi ich przytłaczać długim materiałem.
Zapraszam na wspólny odsłuch The
Adventuress.
piątek, 1 grudnia 2017
Tune - III [2017]
Trzeba przyznać, że panowie z
Tune specjalnie się nie przepracowują, przynajmniej pod szyldem tej właśnie
formacji. Ich pierwsza, bardzo udana płyta – Lucid Moments – ukazała się w 2011 roku i narobiła sporo
zamieszania w polskim progresywnym podziemiu. Na album numer dwa trzeba było poczekać
trzy lata, ale było warto, bo płyta Identity
to według mnie jeden z kilku najlepszych albumów w polskiej muzyce XXI wieki (a
może i w ogóle). Kolejne trzy lata zajęło zespołowi wydanie albumu trzeciego,
zatytułowanego po prostu III. Tym
trudniej zrozumieć, czemu znalazło się na nim tylko pół godziny muzyki. O tym
jednak w dalszej części tego tekstu. Najważniejsze, że po wielu zapowiedziach
album w końcu się ukazał, a zespół Tune pokazuje, że wciąż jest w formie.