Przesyłka z Rosji – płyta CD
domowej produkcji, gustowna, rozkładana koperta z wypukłym wzorem, bardzo
minimalistycznie, ale ze smakiem. Numer 28 z 33. Tak, stałem się jednym z 33
posiadaczy kompaktu z najnowszym albumem moskiewskiej grupy The Re-Stoned. To
już szósta duża płyta grupy, w dodatku wszystkie wyszły w ostatnich siedmiu
latach. Systematyczność godna podziwu. Co więcej, mimo ewidentnej niszowości i
podziemnego charakteru wydawnictwa, wszystkie ich płyty są bardzo wysoko
oceniane przez portale internetowe zajmujące się muzyką stonerową i
psychodelią. Przypadek? Nie sądzę! Nie znam jeszcze poprzednich dokonań
formacji, ale jeśli są choć w połowie tak dobre jak Reptiles Return, to mamy do
czynienia z prawdziwą perełką na europejskiej scenie rockowej.
Reptiles Return to dziesięć
(osiem w wersji winylowej) kompozycji zarejestrowanych w okresie aż ośmiu lat.
Jest to więc swego rodzaju składanka zawierająca zarówno utwory zupełnie nowe,
jak i dostępne już wcześniej na EP-ce Return of the Reptiles, która ukazała się
(zapewne także w minimalnym nakładzie) w 2009 roku. Stąd być może dość spory
rozstrzał stylistyczny zawartych tu kompozycji, bo od razu da się zauważyć, że
numery starsze, które otwierają album, są mocniejsze, osadzone w klimatach
stoner rocka, zaś kawałki nowsze to granie dużo spokojniejsze, delikatniejsze,
bardziej psychodeliczne, momentami nawet zahaczające o klimaty folkowe. Nawet
maniacy bluesa znajdą tu coś dla siebie. Może się wydawać, że taka różnorodność
nie będzie sprzyjała dobrym wrażeniom podczas odsłuchu, ale jest zupełnie inaczej – to
wszystko o dziwo brzmi razem bardzo dobrze!
Return, które otwiera album,
rozpoczyna się bardzo spokojnie, nieco tajemniczo. Ale już po chwili wchodzi
mocny, przesterowany riff i panowie zaciągają klasycznym, powolnym, a
jednocześnie bardzo melodyjnym stonerem. Nietypowo najdłuższy utwór otwiera
płytę. Stonerowa hipnoza pełną parą. Szybko łapie się ten klimat, choć byłbym
nieco zawiedziony, gdyby tak brzmiała cała płyta. O tym jednak – jak już
wspominałem – nie ma mowy. Jeszcze w Run i w The Mountain Giant jest dość ciężko, choć
są to jednocześnie utwory wpadające w ucho i zawierające sporo przestrzeni,
dzięki czemu ciężar absolutnie nie przytłacza. Mamy też sporo zmian motywów i
tempa, co też dobrze wpływa na odbiór całości. Takie Run śmiało nawiązuje do
improwizacyjnych szaleństw koncertowych Deep Purple z przełomu lat 60. i 70.
Potem ciężar stopniowo zaczyna ustępować miejsca hipnotycznym odjazdom i
klimatowi psychodelii połączonej od czasu do czasu ze wstawkami folkowymi.
Pierwszym przykładem zwrotu w
kierunku dużo lżejszych kompozycji jest Sleeping World. Przeszywający gitarowy
motyw na tle spokojnego, nieco sennego i tajemniczego podkładu robi piorunujące
wrażenie! Nieprzyjazne ludziom pustkowie, szalejący wiatr i mrok dookoła –
takie obrazy tworzy moja wyobraźnia w trakcie odsłuchu Winter Witchcraft, w
czym pomagają efekty specjalne w tle. Trochę jakby z EP-ki Memories in My Head
grupy Riverside, choć chodzi oczywiście bardziej o ogólny klimat niż konkretne
motywy. Ten spokojny, oniryczny wręcz nastrój kontynuuje niespełna trzyminutowe
Walnut Talks. Tu początkowo przenosimy się na wczesne nagrania Floydów, choć po
bardzo delikatnym starcie wchodzą lekko folkowe klimaty, które ukazują kolejne
fantastyczne oblicze The Re-Stoned. Flying Clouds hipnotyzuje powtarzalnością
subtelnych motywów z pogranicza rocka psychodelicznego i ambientu, zaś
wieńczące wydanie winylowe Roots Pattern powraca do motywów inspirowanych
delikatnym folkiem. Nagrania dodatkowe na kompakcie to powrót do nieco
mocniejszych, bardziej gitarowych brzmień. Forgive Me, My Lizard to zaskakujący, głęboki
ukłon w stronę blues rocka, łącznie z cytatem z ZZ Top.
Uwielbiam takie zaskoczenia. Ta płyta
wciąga coraz bardziej z każdym kolejnym odsłuchem. Zaskakuje tym, że mimo
sporego rozstrzału stylistycznego, wszystko tu jest na swoim miejscu. Nawet
bluesowa wstawka na sam koniec jakimś sposobem pasuje. Bo tu bez względu na
klimat kolejnych kompozycji jest wspólny mianownik – świetne brzmienie. Zupełnie
zapomniałem wspomnieć o wokalu. No cóż – nie ma go. Reptiles Return to
(podobnie jak wcześniejsze wydawnictwa grupy) płyta całkowicie instrumentalna i
bardzo dobrze. Ci goście grają tak świetnie, że wokal nie jest im do niczego
potrzebny. Szkoda, że mimo sporego stażu, jakoś nie mogą się przebić do czołówki
najpopularniejszych europejskich grup grających w tym stylu i trafić do jednej
z popularniejszych wytwórni wydających stonera i psychodelię, ale przecież przy
tak wysokim poziomie prezentowanej przez nich muzyki muszą w końcu dotrzeć do
większego grona słuchaczy. Oby jak najszybciej. To świetna okazja, bo właśnie
wydali jedną z najlepszych płyt 2016 roku.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Posłuchałem chwilę w sieci i brzmi wielce obiecująco.
OdpowiedzUsuńPłyty pewnie nie ma gdzie kupić, ale widzę, że flac można ściągnąć...
No kupilem ostatni egz CD z ich babdcampa, zostaly winyle albo cyfrowe
OdpowiedzUsuńOczywiście nie promujemy tutaj piractwa, artyści muszą z czegoś żyć :-) ale jak rzekł pewien baca: trzeba sobie jakoś radzić - i zawiązał but dżdżownicą...
OdpowiedzUsuńTa weryfikacja antyspamowa coraz upierdliwsza... ;-)
zazdraszczam! i dalej słucham jak świnia grzmotu:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny album. Jeszcze trochę go pomęczę i u mnie też recenzja będzie:)
OdpowiedzUsuń