piątek, 24 lipca 2020

Lonker See - Hamza [2020]


Mam w sumie pewien problem z dokładnym policzeniem płyt trójmiejskiej formacji Lonker See. No bo niby jest to piąta pozycja w ich dyskografii, ale jedna z poprzednich była splitem z innym bardzo dobrym polskim zespołem – ARRM – a kolejna to miks nagrań koncertowych i studyjnych. Do tego jeszcze poza tą piątką jest EP-ka i wydany w tym roku album koncertowy. Nie ma to jednak tak naprawdę większego znaczenia. Liczby nie muszą się zgadzać, nie muszą się też zgadzać etykietki, a tych muzyce grupy przypisywanych jest sporo – ambient, post-rock, psychedelic rock, space rock, jazz-rock, noise rock. Żadne z tych określeń nie oddaje w pełni charakteru muzyki kwartetu, ale już ich zbiór daje pewne pojęcie o tym, czego można się spodziewać po płytach zespołu, także po tej „nowej”.

wtorek, 21 lipca 2020

The Alligator Wine - Demons of the Mind [2020]


The Alligator Wine z pewnością nie są kolejnym typowym zespołem grającym współcześnie muzykę rockową. Choćby dlatego, że jest ich tylko dwóch. Choć muzyka grupy jest mocno zakorzeniona w klasycznych bluesowych i rockowych brzmieniach, nie ma w niej gitar – ani basowej, ani elektrycznej czy akustycznej. Grupę tworzą Rob Vitacca (wokal, instrumenty klawiszowe, perkusjonalia) i Thomas Teufel (perkusja, wokal). W skomponowaniu utworów na ich debiutancki album pomagał też producent płyty. I tyle. Więcej osób nie potrzebowali. Demons of the Mind to trzecie wydawnictwo zespołu po EP-ce demo wypuszczonej cztery lata temu i singlu z zeszłego roku, ale pierwsze, które ma szansę dotrzeć do szerszego grona odbiorców. I niewątpliwie są ku temu podstawy, bo płyty słucha się kapitalnie.

sobota, 4 lipca 2020

Buffalo Summer - Desolation Blue [2020]


Zdziwiłem się nieco, gdy przeczytałem, że Buffalo Summer to walijska formacja. Brzmią dość amerykańsko. To melodyjna, chwytliwa muzyka, mocno ukorzeniona w klasycznych, rockowych brzmieniach, ale podana w sposób tak przystępny, że z powodzeniem mogłaby się pojawiać w mainstreamowych stacjach rockowych obok takich zespołów jak Alter Bridge, przez co zakładałem, że muszą być ze Stanów. No to mnie zaskoczyli na początek. Mieli na koncie dwie płyty wydane w 2013 i 2016 roku. W tym wyszła trzecia – Desolation Blue – ozdobiona bardzo przyjemną, klimatyczną okładką. Być może jest ona przyczyną kolejnego, niewielkiego zaskoczenia, bo spodziewałem się chyba czegoś mrocznego, ponurego, może nieco przytłaczającego, a jednocześnie nawiązującego do dark folku czy może post-rocka (niekoniecznie do obu jednocześnie, bo to mogłoby być trudne). A tymczasem, jak już pisałem, jest melodyjnie, dość prosto, bez wielkich kombinacji, ale bardzo przyjemnie.

czwartek, 2 lipca 2020

Horisont - Sudden Death [2020]


Szwedzką formację Horisont znam już od kilku lat. Zaciekawili mnie swoim czwartym albumem, Odyssey, bo choć było w tym wszystkim coś mocno kiczowatego, potrafiłem wczuć się w taką konwencję i w to hardrockowo-heavymetalowe granie z mocnym akcentem „ejtisowym”, choć nawiązujące też do późnych lat 70. Powalili mnie absolutnie płytą numer pięć – About Time – do której wciąż bardzo często wracam. Pomyślałem sobie wtedy, że w końcu weszli na wyższy poziom, że z ciekawostki nawiązującej do kiczowatych lat 80. (no i trochę też na pewno do końcówki poprzedniej dekady) przeobrazili się w naprawdę kapitalny rockowy band. I choćby dlatego nieco zaniepokoiły mnie pierwsze nagrania z nowej płyty, które zespół udostępniał jeszcze przed premierą całości. Niby wszystko było w porządku, ale nic nie powalało. Po premierze płyty niestety to odczucie się nie zmieniło – niby jest w porządku, ale Sudden Death nie powala.