Kanadyjska formacja Blood
Ceremony z horror-rockowej ciekawostki szybko wyrosła na czołową ekipę
współczesnego rocka psychodelicznego. Pod przewodnictwem charyzmatycznej Alii O’Brien
– śpiewającej, ale grającej także na flecie i klawiszach – muzycy tej grupy z
wdziękiem pożyczają sobie to i tamto od wielkich mistrzów, którzy swoją
przygodę z muzyką rozpoczynali niemal 50 lat temu, ale dokładają też własny
zmysł tworzenia świetnych melodii oraz kapitalny, tajemniczy klimat obecny nie
tylko w muzyce, lecz także w wizerunku grupy. Wszystko to sprawia, że Blood
Ceremony z czasem wypracowali własny styl i obecnie trudno ich pomylić z
jakąkolwiek współczesną grupą. Czwarte wydawnictwo zespołu – Lord of Misrule – umacnia ich w ścisłej
czołówce sceny heavy psych.
Wieje złem od pierwszych dźwięków
otwierającego płytę The Devil’s Widow,
zresztą czy w numerze o takim tytule mogłoby być inaczej? Nie jest to jednak „zło”
w stylu „powalmy ich ścianą jazgoczących gitar. Blood Ceremony tworzą „zło” w
starym dobrym sabbathowym stylu – prostymi riffami i klimatem grozy rodem z
horrorów. No i do tego władczy głos Alii O’Brien oraz grane przez nią partie
fletu, które jakimś cudem zawsze idealnie pasują do muzyki grupy. Jethro
Sabbath? A czemu nie? Do tej pory sprawdzało się to wyśmienicie i nie inaczej
jest tym razem. Już w pierwszym numerze zespół demonstruje zdolność do klecenia
wielowątkowych numerów i zaskakuje przy okazji trochę, bo kto daje zdecydowanie
najdłuższy numer na płycie na sam jej początek? A oni dają. Jest i mrocznie, i
czasem sielsko – to przecież znak rozpoznawczy Blood Ceremony. Dalej wcale nie
jest gorzej. Loreley natychmiast
wchodzi do głowy prostą melodią rodem z klasyki lekkiego psychodelicznego rocka
końca lat 60. Trochę jak Purson, tylko z dodatkową szczyptą diabelskiego
brzmienia dla odpowiedniego klimatu. Takich chwytliwych, łatwo wpadających w
ucho numerów jest tu więcej: Lord of
Misrule, Flower Phantoms czy Half Moon Street udowadniają, że muzyka
może być jednocześnie ciężka brzmieniowo i łatwa w odbiorze. Drugą z tych
kompozycji moglibyśmy wrzucić na jakąś składankę psych-popowych numerów z lat
60. i jestem przekonany, że wiele osób nie zorientowałoby się, że w zestawie
jest utwór z zupełnie innych czasów. Z kolei The Rogue’s Lot przyjemny, bujający refren łączy z dość ciężkim i surowym
brzmieniem zwrotek, co tworzy ciekawy kontrast. Dla odmiany niezwykle spokojne,
folkowe The Weird of Finistère
pozwala całkowicie odpłynąć na kilka minut i poddać się tym bardzo łagodnym,
kołyszącym dźwiękom. Jednak bez względu na to czy grupa uderza w tony
sabbathowe, czy idzie bardziej w kierunku ciężkiej psychodelii, a nawet
sielskiej muzyki folkowej, nowa płyta jako całość brzmi po prostu jak Blood
Ceremony. Jeśli chodzi o takie nieco obłąkane psychodeliczne granie z domieszką
folku, niewiele grup obecnie może się z nimi równać.
fot. Jakub "Bizon" Michalski |
Płytą Lord of Misrule Blood Ceremony potwierdza bardzo mocną pozycję w
gatunku szeroko pojętego rocka psychodelicznego. Z jednej strony jest to muzyka
bardzo mocno odwołująca się do przełomu lat 60. i 70., czy wręcz stylizowana na
taką, z drugiej zaś jest w tym wszystkim coś bardzo świeżego, być może dlatego,
że przez wiele lat mało kto chciał grać w ten sposób. Blood Ceremony od niemal
dekady pokazują, że na dzisiejszym rynku muzycznym jest miejsce dla trochę
nawiedzonej muzyki psychodelicznej w dodatku z żeńskim wokalem. Po raz kolejny
nie zawodzą. Blood Ceremony to pewna firma.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Dzięki Twoim recenzjom przekonuję się do wielu wykonawców i tak tym razem przeczytałam, a co więcej odsłuchałam z przyjemnością... to co mnie najczęściej odstrasza w jakiejkolwiek muzyce, to uczucie zmęczenia, znużenia, przygniecenia kakofonią dźwięków, ich zbytnią gęstością, a w przypadku Lord of Misrule tego nie było, co jest miłym akcentem na dzisiejszy dzień.
OdpowiedzUsuń