piątek, 9 września 2016

iamthemorning - Lighthouse [2016]



Przyznaję się – czasami nie sięgam długo po jakieś płyty z powodów zupełnie niezrozumiałych nie tylko dla innych, ale i dla mnie samego. Najnowszy krążek rosyjskiego duetu iamthemorning czekał na swoją kolej kilka miesięcy. Poznałem dwa nagrania promujące album i choć oba mi się spodobały, wmówiłem sobie, że to będzie płyta bardzo smutna, depresyjna wręcz. Wmówiłem to sobie tak skutecznie, że aż do tego tygodnia nie zdecydowałem się na odsłuch całości. Oczywiście urodzaj znakomitych krążków wydawanych w tym roku znacznie ułatwił ignorowanie płyty Lighthouse, w końcu i tak jest w czym wybierać, jeśli chce się posłuchać świetnej nowej muzyki. Ale wakacje to okres nieco spokojniejszy na rynku wydawnictw płytowych, to i znalazł się czas na nadrobienie zaległości. Z lekką obawą odpaliłem więc trzecią płytę projektu iamthemorning, która swoją premierę miała w kwietniu.

I szybko okazało się, że wszelkie obawy były niepotrzebne. Lighthouse to wbrew pozorom płyta dynamiczna, zróżnicowana i przede wszystkim – tak po prostu – ciekawa. Krótkie, subtelne intro w postaci I Came Before the Water (Pt. 1) wprowadza magiczny klimat i faktycznie być może sugeruje ogólną słodkość i rzewność całości materiału, ale już pierwsza pełnoprawna kompozycja, Too Many Years, zaskakuje żywszym tempem i dynamiką, trochę jakby w klimatach twórczości Stevena Wilsona, co zresztą nie powinno być zaskoczeniem, skoro na albumie gościnnie pojawia się sekcja rytmiczna Porcupine Tree. Nie są to zresztą jedyni znani goście, bo w jednym z utworów promujących album – w numerze tytułowym – pojawia się Mariusz Duda, który tworzy kapitalny duet z Marjaną Semkiną. To najdłuższa kompozycja na płycie, zaczynająca się nieco niepozornie, ale rozkręcająca się z czasem i bujająca kapitalnie w ostatniej części. To niewątpliwie jeden z punktów kulminacyjnych tego albumu, ale ciekawych utworów na Lighthouse nie brakuje. Clear Clearer ujmuje tajemniczym, nieco bajkowym klimatem, kapitalną aranżacją tła i cudownym wokalem Marjany, zaś Sleeping Pills – zgodnie z tytułem – wprowadza senny nastrój dzięki umiejętnie nałożonym na siebie wokalom. Są też zaskoczenia, jak choćby krótkie Libretto Horror poprzedzające utwór tytułowy – miniaturka rodem z muzyki przedwojennej z kapitalnymi partiami instrumentów klawiszowych i smyczkowych. Fantastycznie buja Harmony, które rozpoczyna się delikatnie od wiodącej partii fortepianu, ale gdy dochodzi sekcja rytmiczna i znakomita partia gitary, ten świetny instrumentalny utwór wchodzi na wyższe obroty. Z jednej strony to muzyka bardzo stonowana, a z drugiej – mimo wszystko – dynamiczna i porywająca. Nie wiem czy jedno drugiemu nie zaprzecza, ale tak to właśnie brzmi. Brzmieniem sprzed niemal wieku czaruje też drugi z utworów promujących krążek – Chalk and Coal. Wchodząca w trakcie mocniejsza gitara świetnie kontrastuje z jazzującym klimatem rodem z zadymionych klubów.

Muzyka grana przez iamthemorning określana jest czasem jako chamber prog, czyli połączenie muzyki progresywnej i kameralnej, co w sumie bardzo dobrze oddaje charakter brzmienia grupy. To muzyka, w której nie ma miejsca na efektowne zagrywki czy nieskrępowane niczym wybuchy emocji. Całość jest bardzo stonowana, co nie znaczy, że smutna czy przygnebiająca. Grupa potrafi bawić się brzmieniem, nawiązuje gdzieniegdzie do stylistyki przedwojennej i stara się – na ile charakter ich twórczości pozwala – prezentować się wszechstronnie. Instrumenty klawiszowe obsługiwane przez Gleba Kolyadina tworzą magiczny klimat, który natychmiast wciąga i sprawia, że odbiór muzyki iamthemorning przynosi sporo przyjemności. Na osobną wzmiankę zasługuje też głos Marjany. To wokal z gatunku tych, które się albo uwielbia, albo nie znosi – trochę jak z Kate Bush. Wiem, że nie każdemu musi odpowiadać taki wysoki, delikatny głos, ale według mnie pasuje do tej muzyki idealnie. iamthemorning z pomocą licznych – mniej lub bardziej znanych – gości stworzyli niezwykle intrygującą płytę, która unika oczywistości i szufladek. To album dla tych, którzy lubią być zaskakiwani muzycznie oraz szukają ciekawych tekstów, bo choć o warstwie słownej utworów zazwyczaj nie lubię się rozpisywać, wczytanie się w mroczne, inspirowane twórczością Virginii Woolf teksty o szaleństwie pozwoli na odkrycie tych kompozycji na nowo.



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji


1 komentarz:

  1. Ciekawa byłam Twojej recenzji i się doczekałam. Jak dla mnie to jedna z płyt która na pewno znajdzie się w mojej 10 na 2016 rok...

    OdpowiedzUsuń