Przyznaję się – czasami nie
sięgam długo po jakieś płyty z powodów zupełnie niezrozumiałych nie tylko dla
innych, ale i dla mnie samego. Najnowszy krążek rosyjskiego duetu iamthemorning
czekał na swoją kolej kilka miesięcy. Poznałem dwa nagrania promujące album i
choć oba mi się spodobały, wmówiłem sobie, że to będzie płyta bardzo smutna,
depresyjna wręcz. Wmówiłem to sobie tak skutecznie, że aż do tego tygodnia nie
zdecydowałem się na odsłuch całości. Oczywiście urodzaj znakomitych krążków
wydawanych w tym roku znacznie ułatwił ignorowanie płyty Lighthouse, w końcu i tak jest w czym wybierać, jeśli chce się
posłuchać świetnej nowej muzyki. Ale wakacje to okres nieco spokojniejszy na
rynku wydawnictw płytowych, to i znalazł się czas na nadrobienie zaległości. Z
lekką obawą odpaliłem więc trzecią płytę projektu iamthemorning, która swoją
premierę miała w kwietniu.
I szybko okazało się, że wszelkie
obawy były niepotrzebne. Lighthouse
to wbrew pozorom płyta dynamiczna, zróżnicowana i przede wszystkim – tak po
prostu – ciekawa. Krótkie, subtelne intro w postaci I Came Before the Water (Pt. 1) wprowadza magiczny klimat i
faktycznie być może sugeruje ogólną słodkość i rzewność całości materiału, ale
już pierwsza pełnoprawna kompozycja, Too
Many Years, zaskakuje żywszym tempem i dynamiką, trochę jakby w klimatach
twórczości Stevena Wilsona, co zresztą nie powinno być zaskoczeniem, skoro na
albumie gościnnie pojawia się sekcja rytmiczna Porcupine Tree. Nie są to
zresztą jedyni znani goście, bo w jednym z utworów promujących album – w numerze
tytułowym – pojawia się Mariusz Duda, który tworzy kapitalny duet z Marjaną Semkiną. To najdłuższa
kompozycja na płycie, zaczynająca się nieco niepozornie, ale rozkręcająca się z
czasem i bujająca kapitalnie w ostatniej części. To niewątpliwie jeden z
punktów kulminacyjnych tego albumu, ale ciekawych utworów na Lighthouse nie brakuje. Clear Clearer ujmuje tajemniczym, nieco
bajkowym klimatem, kapitalną aranżacją tła i cudownym wokalem Marjany, zaś Sleeping Pills – zgodnie z tytułem –
wprowadza senny nastrój dzięki umiejętnie nałożonym na siebie wokalom. Są też zaskoczenia,
jak choćby krótkie Libretto Horror
poprzedzające utwór tytułowy – miniaturka rodem z muzyki przedwojennej z
kapitalnymi partiami instrumentów klawiszowych i smyczkowych. Fantastycznie
buja Harmony, które rozpoczyna się
delikatnie od wiodącej partii fortepianu, ale gdy dochodzi sekcja rytmiczna i
znakomita partia gitary, ten świetny instrumentalny utwór wchodzi na wyższe
obroty. Z jednej strony to muzyka bardzo stonowana, a z drugiej – mimo wszystko
– dynamiczna i porywająca. Nie wiem czy jedno drugiemu nie zaprzecza, ale tak
to właśnie brzmi. Brzmieniem sprzed niemal wieku czaruje też drugi z utworów
promujących krążek – Chalk and Coal.
Wchodząca w trakcie mocniejsza gitara świetnie kontrastuje z jazzującym klimatem
rodem z zadymionych klubów.
Muzyka grana przez iamthemorning określana
jest czasem jako chamber prog, czyli połączenie muzyki progresywnej i
kameralnej, co w sumie bardzo dobrze oddaje charakter brzmienia grupy. To
muzyka, w której nie ma miejsca na efektowne zagrywki czy nieskrępowane niczym
wybuchy emocji. Całość jest bardzo stonowana, co nie znaczy, że smutna czy
przygnebiająca. Grupa potrafi bawić się brzmieniem, nawiązuje gdzieniegdzie do
stylistyki przedwojennej i stara się – na ile charakter ich twórczości pozwala –
prezentować się wszechstronnie. Instrumenty klawiszowe obsługiwane przez Gleba
Kolyadina tworzą magiczny klimat, który natychmiast wciąga i sprawia, że odbiór
muzyki iamthemorning przynosi sporo przyjemności. Na osobną wzmiankę zasługuje
też głos Marjany. To wokal z gatunku tych, które się albo uwielbia, albo nie
znosi – trochę jak z Kate Bush. Wiem, że nie każdemu musi odpowiadać taki
wysoki, delikatny głos, ale według mnie pasuje do tej muzyki idealnie. iamthemorning
z pomocą licznych – mniej lub bardziej znanych – gości stworzyli niezwykle
intrygującą płytę, która unika oczywistości i szufladek. To album dla tych,
którzy lubią być zaskakiwani muzycznie oraz szukają ciekawych tekstów, bo choć
o warstwie słownej utworów zazwyczaj nie lubię się rozpisywać, wczytanie się w
mroczne, inspirowane twórczością Virginii Woolf teksty o szaleństwie pozwoli na
odkrycie tych kompozycji na nowo.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Ciekawa byłam Twojej recenzji i się doczekałam. Jak dla mnie to jedna z płyt która na pewno znajdzie się w mojej 10 na 2016 rok...
OdpowiedzUsuń