Grecka formacja Naxatras narobiła
sporo zamieszania w środowisku fanów ciężkiej psychodelii swoim wydanym w 2015
roku albumem debiutanckim, który nagrano całkowicie na żywo w zaledwie jeden
dzień. Wypuszczona niemal dokładnie rok po debiucie płyta druga, zatytułowana –
a to ci niespodzianka – II, to ciąg
dalszy budowania solidnej pozycji na europejskiej scenie psychodelicznej i to
podobnymi metodami, bo znowu poprzez studyjną improwizację i brak większej ingerencji
w nagrania. Oczywiście teraz formacja nie jest już anonimowa, zdołała – co udowadnia
profil facebookowy – zainteresować swoją twórczością przynajmniej kilkadziesiąt
tysięcy osób z różnych zakątków świata, co jak na początkujący zespół mocno
niszowego jednak gatunku nie jest wynikiem słabym. Zwłaszcza, że jeszcze bardziej
imponująco wyglądają statystyki odtworzeń pierwszego albumu grupy w serwisie
YouTube. Zwiększają się zatem i oczekiwania. Na razie wygląda na to, że
wszystko przebiega tak, jak przebiegać powinno – II to solidna druga płyta.
Być może bez wielkich zaskoczeń (no, poza jednym) i przełomowych odkryć
muzycznych, ale niezwykle przyjemna w odsłuchu.
Płyta składa się zaledwie z
sześciu kompozycji, a właściwie to z pięciu, bo Oort Cloud, które album rozpoczyna, to w zasadzie niespełna
dwuminutowe intro, które poprzedza pierwszy „prawdziwy” numer – Proxima Centauri. Trochę kosmicznych
odjazdów na początek, a potem mocny riff, podbicie tempa i solidny stonerowy
odjazd przerywany co jakiś czas spokojnymi fragmentami, by złapać oddech.
Słychać jednak od razu, że Naxatras wciąż są zespołem z muzycznego podziemia.
Realizacja płyty – zwłaszcza jeśli chodzi o brzmienie perkusji – bardziej przypomina
dobre współczesne demo niż w stu procentach profesjonalnie zrealizowany album,
ale może i taki właśnie był zamysł, by to wszystko nie było nazbyt wygładzone?
Całość sprawia zresztą wrażenie studyjnych improwizacji wokół pewnych
ustalonych wcześniej motywów, co z jednej strony daje tej muzyce sporo
świeżości, a z drugiej zapewnia lubiany przez jednych, a niezbyt poważany przez
innych, element garażowej surowości bez szpachlowania i polerki na wysoki połysk.
W nieco transowym, choć może nieco zbyt monotonnym Sisters of the Sun po raz pierwszy i ostatni pojawia się (a jakże –
mocno przetworzony) wokal. Cóż, muzyka Naxatras tak naprawdę wokalu nie
potrzebuje, ale jeśli już raz na jakiś czas się pojawi, jest to jakieś
urozmaicenie. Podobnie było na debiucie. Tempo zwiększamy w The Great Attractor. Jest dynamiczny
rytm, trochę kosmosu w tle, wraz z rozwojem wypadków wchodzi trochę „gęstego” w
gitarach. Może bez fajerwerków, ale to solidne granie. Garden of the Senses to zdecydowanie najdłuższy (niemal
jedenastominutowy) i według mnie najlepszy numer na albumie. Stopniowo rozkręca
się, wciągając słuchacza kolejnymi, coraz intensywniejszymi powtórzeniami
podobnych motywów, aż do kulminacji, po której już tylko dwie minuty spokojnego
powrotu na Ziemię. W zamykającym płytę Evening
Star mamy ciekawy zabieg. Na tle bardzo spokojnego tła pojawia się
nieoczekiwanie saksofon. Czegoś takiego z pewnością bym się na tym albumie nie
spodziewał. I choć nie do końca jestem pewny, czy taki nagły wyskok z
instrumentem dętym nie zakłóca spójności tej płyty, to przyznaję, że wyszło
naprawdę ciekawie. Może nawet szkoda, że takich zaskoczeń nie ma więcej.
Największą zaletą tej płyty jest
to, że – może poza ostatnim kawałkiem, który jest z nieco innej bajki – całości
słucha się jak jednego, długiego numeru, maksymalnie wwiercającego się w głowę
i wywołującego niemal stan hipnozy. Płyta trwa tylko 37 minut – bardzo dobrze.
Nie trzeba wcale więcej. Gdy już wczujemy się w ten klimat, trudno nawet
zauważyć przejścia z jednej kompozycji w drugą, choć przecież mamy tu wyraźne przerwy
między kolejnymi numerami. Ta płyta po prostu świetnie płynie jako całość. Już
na drugim krążku Naxatras słychać znakomicie, że jest to grupa, która nie boi
się improwizować i odpływać daleko w swoich brzmieniowych wycieczkach. Zgrabnie
miesza fragmenty mocniejsze i intensywniejsze z tymi spokojniejszymi, bardziej „odlotowymi”.
Być może grup grających tego typu muzykę jest obecnie znowu mnóstwo, ale jeśli
ktoś robi to dobrze, to nie ma co narzekać. Muzycy Naxatras zdecydowanie robią
to dobrze, niech więc robią dalej. Być może nie jest to album dla brzmieniowych
purystów, dla których wszystko musi być zagrane idealnie równo i brzmieć
perfekcyjnie w każdym calu, ale mam wrażenie, że fanom ciężkiej psychodelii
akurat na tych cechach najbardziej nie zależy.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Fajna recka, potwierdzam - świetna muza. A garażowe i niewypolerowane brzmienie wyszło tylko tej płycie na dobre!Still Stoned
OdpowiedzUsuń