środa, 28 września 2016

Naxatras - II [2016]



Grecka formacja Naxatras narobiła sporo zamieszania w środowisku fanów ciężkiej psychodelii swoim wydanym w 2015 roku albumem debiutanckim, który nagrano całkowicie na żywo w zaledwie jeden dzień. Wypuszczona niemal dokładnie rok po debiucie płyta druga, zatytułowana – a to ci niespodzianka – II, to ciąg dalszy budowania solidnej pozycji na europejskiej scenie psychodelicznej i to podobnymi metodami, bo znowu poprzez studyjną improwizację i brak większej ingerencji w nagrania. Oczywiście teraz formacja nie jest już anonimowa, zdołała – co udowadnia profil facebookowy – zainteresować swoją twórczością przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy osób z różnych zakątków świata, co jak na początkujący zespół mocno niszowego jednak gatunku nie jest wynikiem słabym. Zwłaszcza, że jeszcze bardziej imponująco wyglądają statystyki odtworzeń pierwszego albumu grupy w serwisie YouTube. Zwiększają się zatem i oczekiwania. Na razie wygląda na to, że wszystko przebiega tak, jak przebiegać powinno – II  to solidna druga płyta. Być może bez wielkich zaskoczeń (no, poza jednym) i przełomowych odkryć muzycznych, ale niezwykle przyjemna w odsłuchu.

Płyta składa się zaledwie z sześciu kompozycji, a właściwie to z pięciu, bo Oort Cloud, które album rozpoczyna, to w zasadzie niespełna dwuminutowe intro, które poprzedza pierwszy „prawdziwy” numer – Proxima Centauri. Trochę kosmicznych odjazdów na początek, a potem mocny riff, podbicie tempa i solidny stonerowy odjazd przerywany co jakiś czas spokojnymi fragmentami, by złapać oddech. Słychać jednak od razu, że Naxatras wciąż są zespołem z muzycznego podziemia. Realizacja płyty – zwłaszcza jeśli chodzi o brzmienie perkusji – bardziej przypomina dobre współczesne demo niż w stu procentach profesjonalnie zrealizowany album, ale może i taki właśnie był zamysł, by to wszystko nie było nazbyt wygładzone? Całość sprawia zresztą wrażenie studyjnych improwizacji wokół pewnych ustalonych wcześniej motywów, co z jednej strony daje tej muzyce sporo świeżości, a z drugiej zapewnia lubiany przez jednych, a niezbyt poważany przez innych, element garażowej surowości bez szpachlowania i polerki na wysoki połysk. W nieco transowym, choć może nieco zbyt monotonnym Sisters of the Sun po raz pierwszy i ostatni pojawia się (a jakże – mocno przetworzony) wokal. Cóż, muzyka Naxatras tak naprawdę wokalu nie potrzebuje, ale jeśli już raz na jakiś czas się pojawi, jest to jakieś urozmaicenie. Podobnie było na debiucie. Tempo zwiększamy w The Great Attractor. Jest dynamiczny rytm, trochę kosmosu w tle, wraz z rozwojem wypadków wchodzi trochę „gęstego” w gitarach. Może bez fajerwerków, ale to solidne granie. Garden of the Senses to zdecydowanie najdłuższy (niemal jedenastominutowy) i według mnie najlepszy numer na albumie. Stopniowo rozkręca się, wciągając słuchacza kolejnymi, coraz intensywniejszymi powtórzeniami podobnych motywów, aż do kulminacji, po której już tylko dwie minuty spokojnego powrotu na Ziemię. W zamykającym płytę Evening Star mamy ciekawy zabieg. Na tle bardzo spokojnego tła pojawia się nieoczekiwanie saksofon. Czegoś takiego z pewnością bym się na tym albumie nie spodziewał. I choć nie do końca jestem pewny, czy taki nagły wyskok z instrumentem dętym nie zakłóca spójności tej płyty, to przyznaję, że wyszło naprawdę ciekawie. Może nawet szkoda, że takich zaskoczeń nie ma więcej.

Największą zaletą tej płyty jest to, że – może poza ostatnim kawałkiem, który jest z nieco innej bajki – całości słucha się jak jednego, długiego numeru, maksymalnie wwiercającego się w głowę i wywołującego niemal stan hipnozy. Płyta trwa tylko 37 minut – bardzo dobrze. Nie trzeba wcale więcej. Gdy już wczujemy się w ten klimat, trudno nawet zauważyć przejścia z jednej kompozycji w drugą, choć przecież mamy tu wyraźne przerwy między kolejnymi numerami. Ta płyta po prostu świetnie płynie jako całość. Już na drugim krążku Naxatras słychać znakomicie, że jest to grupa, która nie boi się improwizować i odpływać daleko w swoich brzmieniowych wycieczkach. Zgrabnie miesza fragmenty mocniejsze i intensywniejsze z tymi spokojniejszymi, bardziej „odlotowymi”. Być może grup grających tego typu muzykę jest obecnie znowu mnóstwo, ale jeśli ktoś robi to dobrze, to nie ma co narzekać. Muzycy Naxatras zdecydowanie robią to dobrze, niech więc robią dalej. Być może nie jest to album dla brzmieniowych purystów, dla których wszystko musi być zagrane idealnie równo i brzmieć perfekcyjnie w każdym calu, ale mam wrażenie, że fanom ciężkiej psychodelii akurat na tych cechach najbardziej nie zależy.



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w soboty o 13)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji


1 komentarz:

  1. Fajna recka, potwierdzam - świetna muza. A garażowe i niewypolerowane brzmienie wyszło tylko tej płycie na dobre!Still Stoned

    OdpowiedzUsuń