Przyznaję się – czasami nie
sięgam długo po jakieś płyty z powodów zupełnie niezrozumiałych nie tylko dla
innych, ale i dla mnie samego. Najnowszy krążek rosyjskiego duetu iamthemorning
czekał na swoją kolej kilka miesięcy. Poznałem dwa nagrania promujące album i
choć oba mi się spodobały, wmówiłem sobie, że to będzie płyta bardzo smutna,
depresyjna wręcz. Wmówiłem to sobie tak skutecznie, że aż do tego tygodnia nie
zdecydowałem się na odsłuch całości. Oczywiście urodzaj znakomitych krążków
wydawanych w tym roku znacznie ułatwił ignorowanie płyty Lighthouse, w końcu i tak jest w czym wybierać, jeśli chce się
posłuchać świetnej nowej muzyki. Ale wakacje to okres nieco spokojniejszy na
rynku wydawnictw płytowych, to i znalazł się czas na nadrobienie zaległości. Z
lekką obawą odpaliłem więc trzecią płytę projektu iamthemorning, która swoją
premierę miała w kwietniu.