wtorek, 5 sierpnia 2025

Monkey Okay - Mausoleum [2025]

Dania – jeśli chodzi o scenę rockową – długi czas była dla mnie nieco w cieniu swoich skandynawskich kuzynów, Szwecji i Norwegii. W ostatnich latach okazuje się jednak na każdym kroku, że i w tym niewielkim państwie ta scena rockowa istnieje i ma się bardzo dobrze. Kolejnym jej przedstawicielem, który z impetem wszedł na orbitę moich muzycznych zainteresowań i na pewno na niej pozostanie, jest ekipa z Aalborga o nazwie Monkey Okay. Choć, jak wspomniałem, są z Danii, albumy wydają ze szwajcarską precyzją – co pięć lat. Mausoleum to ich trzeci krążek.

Nie powiem, że wydawanie obecnie kilkunastominutowych utworów to jakiś dowód wielkiej odwagi, bo przecież na scenie podziemnej, czyli takiej, która generalnie interesuje mnie najbardziej, zespoły wypuszczające tak długie rzeczy wcale nie należą do rzadkości. Jak się jednak umieszcza na płycie siedem numerów i pięć z nich to kompozycje mniej więcej z przedziału 4-6,5 minuty, to rozpoczynanie takiego albumu 19-minutowym kolosem jest jednak zagraniem odważnym. I zaczęli delikatnie, jakby nieco nieśmiało, akustycznie i z domieszką folku. Trochę zmylili, jeśli ktoś się spodziewał, że może być to zespół lubiący klimat pląsów z leśnymi duchami dookoła ogniska. Po trzech minutach Requiem for C. pojawia się jednak gitara elektryczna, subtelny organ w tle oraz bębny i od tej pory całość zaczyna generalnie iść jednak w kierunku mieszanki klasycznych brzmień rockowych i cięższej psychodelii, choć absolutnie nie mamy tu nagłego skoku mocy. Panowie wciąż jeszcze przeważnie trzymają się fajnego, klimatycznego, nawet trochę mrocznego grania, choć mieszają je sprawnie z fragmentami cięższymi. Momentami robi się nawet nieco toolowo, czego zwłaszcza po tym sielankowym początku w ogóle bym się nie spodziewał.

Na płycie jest jeszcze jeden długi numer. To niemal 11-minutowa kompozycja Thanatophobia. I tu już żadnych subtelnych, akustycznych wstępów nie mamy, choć tak do końca od tego klimatu zespół nie ucieka, bo przywołuje go w interesującym fragmencie środkowym, wyjętym jakby z jakiejś onirycznej bajki. Ogólnie jest jednak – jak przystało na utwór o takim tytule – głównie moc, mrok, gęsty klimat, a sporą rolę w tym wszystkim odgrywają bębny. Zresztą, a propos tematyki, to utwory na tej płycie generalnie traktują o różnych aspektach śmierci, więc pewna dawka mroku i tajemnicy być musi. Pozostałe pięć numerów to może nie są przeważnie rzeczy o długości „radiowej”, ale już jednak – jak wspominałem – znacznie krótsze. Godspeed Trip to rytmiczny kawałek do pomachania tym czy tamtym, z kolei senno-psychodeliczne Sanctuary sprawia wrażenie dość długiego, ale jednak tylko przerywnika między sąsiadującymi z nim utworami. Jako osobna kompozycja większego sensu nie ma, ale jako chwila oddechu od mocniejszego grania może być. Znakomicie słucha się natomiast The Cult of Sleep. Mroczny początek jest świetny, ale prawdziwe zaskoczenie następuje gdzieś w połowie utworu, gdy nagle pojawiają się instrumenty dęte i można odnieść wrażenie, że nawet jeśli mamy do czynienia ze śmiercią, to raczej z podejściem w stylu niemal nowoorleańskim. Nie jest to zresztą jedyny utwór z dęciakami, bo w zamykającym album The Reliever pojawiają się saksofon i puzon, co jest o tyle ciekawe, że to kolejny mroczny, trochę toolowy numer. Ale trzeba się dość mocno skupić, żeby je tam usłyszeć. Bez dętych dodatków za to w cholernie dobrym, tajemniczym klimacie zespół gra w Damballah SE84 Pt. II. Czuć tu nie tylko ciekawą melodię i łatwo wkręcający się rytm, ale też niemal grunge’owy brud.

Szczerze mówiąc, to płyta trudniejsza do opisania, niż mi się początkowo wydawało. Od pierwszego odsłuchu bardzo przypadła mi do gustu i niewątpliwie będzie w mojej tegorocznej czołówce, ale gdy zacząłem się zastanawiać, co konkretnie tak mi się na niej podoba, to odpowiedź wcale nie była tak oczywista. Nie ma tu raczej zbyt wielu chwytliwych melodii, solówki brzmią bardzo w porządku, ale to nie są karkołomne popisy powodujące obniżenie się poziomu szczęki do samej podłogi. Myślę, że chodzi po prostu o całokształt. To połączenie mroku, ciężaru, brudu i odrobiny folkowo-sennej psychodelii po prostu od razu mnie kupiło. Nie wiem, czy jestem w stanie – mimo pewnie ponad 20 odsłuchów całości – wytypować numery, które podobają mi się znacznie bardziej od pozostałych, za to za każdym razem z wielką przyjemnością odsłuchuję Mausoleum od pierwszej do ostatniej sekundy. I może niech to właśnie będzie moja rekomendacja. Dajcie się wciągnąć tej płycie jako całości, nie oczekujcie, że powali was jakąś solówką czy tym albo innym utworem. Niech was zaczaruje ten tajemniczy, trochę mroczny klimat całego albumu.

Premiera: 14 marca 2025 r.

Płyty można posłuchać na profilu grupy na Bandcampie

 

1. Requiem for C. (18:50)
2. Godspeed Trip (5:19)
3. Sanctuary (3:45)
4. Thanatophobia (10:46)
5. The Cult of Sleep (5:37)
6. Damballah SE 84 Pt. II (5:42)
7. The Reliever (6:35)


---

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia w każdy piątek o 21 oraz Scand-all (lub Zonę Bizona) w środy o 18. A i jeszcze czasami nalewam drinki w klubie jazzowym Pod Osłoną Nocy w poniedziałki o 23.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca (oraz okazjonalnie w inne soboty) o 20 współprowadzę audycję Nie Dla Singli oraz prowadzę audycję Jeden Dwa Trzy w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz