czwartek, 1 listopada 2018

Whoopie Cat - Illusion of Choice [2018]



Whoopie Cat to formacja z Australii, która dwa lata temu bardzo skutecznie weszła w orbitę moich muzycznych zainteresowań EP-ką zatytułowaną po prostu Whoopie Cat, z okładki której spoglądał na nas kolorowy futrzak. Szata graficzna prezentowała raczej minimalistyczne podejście, zaś sama muzyka nie była może przesadnie wyszukana czy nowatorska, ale bardzo solidny bluesujący rock z przyjemnym wokalem szybko wpadał w ucho i to wystarczyło, żebym zapamiętał tę nazwę. Teraz powrócili z płytą Illusion of Choice i muzycznie w zasadzie jest to kontynuacja debiutu – znowu dostajemy bardzo solidną dawkę chwytliwego blues-rockowego grania z odcieniami psychodelii.

Wydana w 2016 roku EP-ka była w zasadzie albumem pełnowymiarowym, bo zawierała 34 minuty muzyki, a zatem kwalifikowała się do miana dużej płyty, ale chyba sam zespół jednak za duży album jej nie uznaje, więc nie będę się upierał. Tym razem materiału jest dwa razy więcej, co oczywiście stanowi dla mnie pewien problem, bo nie raz podkreślałem, że trzy kwadranse to w większości przypadków wystarczająca dawka muzyki na krążku. Ale nic to, mimo przesadzonej długości jest dobrze. Na pewno nie macie co się spodziewać typowej bluesowej płyty z przewidywalnymi do bólu kawałkami robionymi od linijki. To nie jest 12 bar blues, który po pięciu sekundach można już grać razem z zespołem. Ślady muzyki bluesowej są tu wyraźne, ale są jedynie jednym z kilku elementów brzmienia Whoopie Cat. Mamy tu zaledwie osiem numerów, ale tylko jeden trwa poniżej sześciu minut, zaś album otwierają i zamykają kompozycje ponad jedenastominutowe. A co najważniejsze, żaden z utworów się nie dłuży. Kawałki takie jak Dissolution porywają dynamiką, wpadającymi w ucho motywami i bardzo przyjemnym, pełnym brzmieniem, Gentle Goodbye i Sweet Jane niezwykle przyjemnie kołyszą i kapitalnie się rozwijają, z kolei w tych najbardziej rozbudowanych kompozycjach grupa pozwala sobie na dłuższe muzyczne odloty i przynosi to równie ciekawy efekt. Co jednak najważniejsze, bez względu na to, jak rozpoczyna się dana kompozycja, trudno od razu przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie, bo zespół niezwykle zręcznie przechodzi od klimatów spokojnych do ognistego rockowego łojenia.

Australijska ekipa swoim pierwszym pełnowymiarowym wydawnictwem sprawiła mi sporo przyjemności, bo taka właśnie jest ich muzyka – może nie ma tu nic przełomowego czy nowego, ale jest niezwykle przyjemnie, a całość po prostu dobrze brzmi i chce się do tego albumu wracać. W czasach, gdy mało kto jest w stanie zaproponować coś całkowicie innowacyjnego w muzyce rockowej, kwestia tego, czy chce mi się wracać do danego albumu, jest niezwykle ważna dla mojej oceny płyty. W tym przypadku ta ocena może być tylko pozytywna.



1. Ophidian (11:23)
2. Tell Me You'll Stay (8:40)
3. Dissolution (6:29)
4. Gentle Goodbye (6:51)
5. Sweet Jane (6:35)
6. Sun Don't Shine II (5:37)
7. Fear Is Blind (7:34)
8. Cicada (11:01)

Płyty możecie posłuchać w całości na profilu grupy w serwisie Bandcamp.


--
Zapraszam na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

3 komentarze:

  1. Jeszczem nie słuchał, ale zachęta jest poważna, zatem do dzieła, ale chyba wpierw Opeth.
    Fajna literówka a właściwie copy&pastówka "ale tylko jeden trwa poniżej sześciu numerów".
    Ja bym to kupił, bo mi się podoba takie określenie długości :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ahahah ile trwa twój nowy utwór? poniżej sześciu numerów... hmmm

      Usuń
  2. No właśnie, to od razu coś mówi o płycie 
    Kolejne zatem podziękowania za przywracanie miarowego krążenia starcom. Stąd niedaleko już do uzdrawiania chromych. Wizyta u Bizona przypomina zanurzenie w jeziorze z uzdrawiającą wodą: przynieśli ledwie żywego na noszach i zanurzyli w wodzie. Wyciągają, patrzą a nosze mają nowy brezent ;-)

    OdpowiedzUsuń