Ze szwedzką formacją Vulkan po raz pierwszy zetknąłem się, gdy cztery lata temu wypuszczali swój drugi album – Observants. Może nie poświęciłem mu wtedy tyle czasu i uwagi, ile powinienem, ale zapamiętałem tę nazwę, a to już coś. Pamiętałem ich też z ciekawej, choć niełatwej w odbiorze muzyki, która potrafiła zaintrygować nieco mrocznym klimatem. Potwierdzają to już w zmienionym składzie na swojej nowej płycie, choć do znanych już z poprzednich płyt elementów, dokładają kolejne, co niewątpliwie świadczy o chęci muzycznego rozwoju kwintetu.
W porównaniu z poprzednim albumem w zespole mamy trzech nowych muzyków – powrócili tylko wokalista i perkusista. Może także dlatego Technatura zdecydowanie nie jest kopią Observants. To płyta dość długa, ale potrafi skutecznie utrzymywać uwagę słuchacza swoją intensywnością, różnorodnością i klimatem. Pierwszy, od razu niemal najdłuższy numer na płycie – This Visual Hex – momentami zahacza o klimaty twórczości grupy Tool, ale jednocześnie jest w nim dużo więcej przestrzeni i lekkości niż w muzyce znacznie bardziej znanej amerykańskiej formacji, bo tam nawet w momentach spokojniejszych panuje muzyczny zaduch i uczucie, że zaraz znienacka dostaniemy w łeb, a tu niespodziewanie przebija się dźwięk fletu i klimat lekkiej psychodelii. Panowie zaczynają długą kompozycją i mogłoby się wydawać, że takie bardziej złożone rzeczy będą tu dominować, tymczasem w dalszej części płyty zespół dość często idzie w kierunku rzeczy krótszych, nie powiem, że przystępnych, ale z pewnością takich, w których muzyczna wizja zespołu wyrażana jest bardziej bezpośrednio. Z tych utworów wyróżnię singlowy Marans Ritt.
Nie da się jednak ukryć, że te dłuższe utwory zostają najskuteczniej w głowie i to one są esencją albumu. Moim ulubionym momentem na płycie jest chyba trzyminutowe intro w klimatach plemiennych, Klagans Snara, połączone z jazzującym z początku, dość lekkim jak na ten album, ale znakomicie płynącym Rekviem, w dodatku śpiewanym po szwedzku. Nie rozumiem ani słowa, ale szwedzki język w takiej muzyce sprawdza się fantastycznie. Utwór cały czas narasta, ale z drugiej strony do samego końca czuć tę lekkość i polot, mimo zwiększenia intensywności i ciężaru. To w sumie dziesięć i pół minuty, które pokazuje olbrzymi potencjał w muzyce grupy. Ta tendencja do odchodzenia od nieco przytłaczającego grania z początku płyty jest zresztą kontynuowana w Spökskepp, kolejnym numerze śpiewanym po szwedzku, w którym ponownie z jednej strony mamy dość intensywne bębnienie oraz mocniejszy, choć wpadający w ucho refren, ale z drugiej strony przestrzenne klawisze i nieco luźniejszy aranż w zwrotkach, dzięki czemu całość wypada bardzo korzystnie. Znakomicie brzmi także najdłuższe na albumie The Royal Fallacy. Tu niby zespół wraca momentami do tego trochę toolowego, mrocznego, dziwnego klimatu z początku płyty, ale przyjemnie kontrastuje to lżejszymi momentami, oraz nawet nieco ambientowymi klawiszami. Napiszę tak: gdyby na tej płycie znajdowały się tylko utwory numer 1, 5, 6, 7, 9 i 11, trwałaby ona niecałe 42 minuty i pewnie byłaby mocnym kandydatem do mojej tegorocznej ulubionej „dyszki”.
Technatura to próba przedstawienia nowoczesnego podejścia do muzyki progresywnej. Próba naprawdę udana. Mamy tu odpowiedni dla gatunku zapas rytmicznych połamańców, wielowątkowych kompozycji i solidnego łojenia, ale także smaczki takie jak wykorzystanie fletu, harmonijki czy instrumentów smyczkowych, oraz przeplatanie długich rzeczy utworami znacznie prostszymi, a motywów bardziej skomplikowanych zagrywkami wpadającymi w ucho i zbliżającymi nawet momentami muzykę grupy do rockowego mainstreamu, przez co albumu słucha się po prostu lepiej. Choć nie ukrywam, że odchudzenie tej płyty o kwadrans i zostawienie na przykład zaproponowanych przeze mnie nieco wyżej utworów, byłoby chyba całkiem niezłym pomysłem i sprawiłoby, że przynajmniej ja chętniej bym do tego krążka wracał. Jednak mimo pewnych narzekań z mojej strony muszę przyznać, że Vulkan tą płytą z pewnością utwierdził mnie w przekonaniu, że należy zwracać na ten zespół uwagę.
Płyty możecie posłuchać na profilu grupy na Bandcampie.
1. This Visual Hex (9:09)
2. Hunter/Prey (1:26)
3. Redemption Simulations (4:03)
4. Bewildering Conception of Truth (7:55)
5. Klagans Snara (2:51)
6. Rekviem (7:40)
7. Spökskepp (7:54)
8. Technatura (0:57)
9. Marans Ritt (3:18)
10. Blinding Ornaments (4:06)
11. The Royal Fallacy (10:21)
12. The Madness Sees No End (4:24)
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt
Słyszenia w każdy piątek o 21, Radio F.L.O.Y.D. w piątek o 20 oraz
na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Ciekawostką jest, że instrumentalny utwór tytułowy trwa niecałą minutę i jest najkrótszy. To chyba rzadkość. Całość na plus. Przeplatane łojenia z lekkimi fragmentami.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam odkrywać takie perełki jak Vulkan dzięki Spotify, mam juz sporo wiosen na karku i wychowywała mnie radiowa 3 z Manem na czele, rosłem w erze Slayera ,Metaliki, i całego tego metalowego grania również polskiego Vadera punk rocka Jarocina, Brodnicy ,widziałem jak DM ewoluował jak rodziło się całe Seatle, lecz Spotify to moje wejście do Nieodkrytych Jaskiń z wężami takimi jak Vulkan, Soen Source, King Buffalo, wirtuozria, pomysl na aranżacje, świetny wokal i odbiór moich fal dźwiękowych w Mózgu pełne euforii podniecania,radości I czasem orgazmu muzycznego z dreszczami, dziękuję Bogu, że potrafi połączyć takie nietuzinkowe postacie w zespół który tworzy dzielą sztuki godne Salvadora Dali, myślę że inspiracją mógłbyć nieosiągalny, niedościgniony King Crimson, Pink Floyd, a może At The Drive In lub Mars Volta, nie obchodzi mnie to . Jachce więcej takich zespołów i muzyki stworzonej z duszy i serca. Czekam na kolejne dziela sztuki z niecierpliwością.i będę tez oglądał takie perełki czy radzą sobie na scenie na żywo. Myślę że Polski Riverside jest mocno pomijany I niedoceniany jeśli chodzi o psychodelię Rocka. Późniejsze płyty Katatoni też brzmią podobnie. Ale Vulkan jest zaskakująco wybitny. Wiadomo Szwecja, tam mają patent na Wielkie granie. Znam mnóstwo zespołów z tego kraju począwszy od Entombed pierwotny death metal po takie kapele jak chociażby Katatonia i Vulkan. Naprawdę proszę posłuchać King Buffalo powala z nóg. Pozdrawiam Michał.
OdpowiedzUsuńPs w niektórych fragmentach słyszę też Muse, Nothing But Thieves. Ale dobrze niech czerpią ze wszystkich inspiracji jeśli będą tworzyć takie mozaiki muzyczne. Ps.1 mam ADHD z zaburzeniami osobowości, więc mam zupełnie inną wrażliwość słuchową, behawioralną i Doceniam takie perełki. Jeszcze raz pozdrawiam M.S.