To już chyba tradycja, że nie jestem w stanie tak po prostu zaprezentować swoich dziesięciu ulubionych albumów wydanych w danym roku. Ciekawych płyt wychodzi po prostu zbyt wiele i całkowite pominięcie w takim podsumowaniu wielu albumów zwyczajnie byłoby wobec nich nie fair. W sumie zebrałem zatem 50 tytułów, które w tej chwili stanowią śmietankę tegorocznych wydawnictw studyjnych. Co nie znaczy, że są to jedyne warte uwagi płyty spośród tych, które przesłuchałem i opisałem w tym miejscu. Te 50 płyt to około 25% wszystkich przesłuchanych przeze mnie albumów wydanych w ostatnich 12 miesiącach. Dokładanie kolejnych kilkunastu tytułów nieco rozcieńczałoby wyjątkowość płyt na tej liście, więc na tych 50 poprzestanę, chyba że nagle przy okazji czytania innych podsumowań, trafię na coś, co kompletnie poprzestawia moją czołówkę. A tak już bywało...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2018. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2018. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 31 grudnia 2018
Stuck in Motion - s/t [2018]
Stuck in Motion to trzyosobowa
formacja ze szwedzkiego Enkӧping, która zadebiutowała latem albumem
zatytułowanym po prostu Stuck in Motion.
Już patrząc na okładkę, możemy mieć pewne oczekiwania co do muzycznego
kierunku, który obiera początkująca formacja, ale jeśli założyliście, że będzie
to po prostu blues-rockowe retro, płyta ta przyjemnie was zaskoczy. Po kilku
odsłuchach postanowiłem sprawdzić, jak wyglądają członkowie zespołu, bo
szczerze mówiąc spodziewałem się weteranów, którzy mają już swoje na koncie,
ale teraz spotkali się w nowej formacji. To po prostu brzmi zbyt dobrze jak na
debiutantów. Tymczasem, sądząc po zdjęciach, to faktycznie są młodzi ludzie, na
oko sporo młodsi ode mnie, choć oczywiście nie wiem, jak wielkie jest ich
muzyczne doświadczenie. Tym większe brawa, bo stworzyli album, od którego
naprawdę trudno się oderwać.
Red Bowling Ball - Beyond the Gate [2018]
Red Bowling Ball byli jedną z
największych niespodzianek w zeszłym roku. Ich wydana w styczniu 2017 roku
debiutancka płyta Alongside the Traveller
szybko wdarła się do czołówki moich ulubionych wydawnictw tamtego okresu i
wciąż często wracam do nagrań z tego krążka. Apetyt rośnie w miarę słuchania,
więc oczywiście po tak udanym debiucie moje oczekiwania w stosunku do albumu
numer dwa były całkiem spore. I po pierwszym odsłuchu… nie wiedziałem, co
sądzić o Beyond the Gate. Z jednej
strony miałem świadomość tego, że to bardzo dobry album, z drugiej zaś dość
mocno rozmijał się on z moimi oczekiwaniami. I w zasadzie to wrażenie
towarzyszyło mi aż do momentu rozpoczęcia prac nad tym tekstem, lecz z każdym
kolejnym odsłuchem przekonuję się do tej płyty coraz bardziej.
niedziela, 30 grudnia 2018
Still Corners - Slow Air [2018]
Nie da się ukryć, że pewnie grubo
ponad 90 procent tekstów na tym blogu dotyczy płyt z szeroko pojętego rockowego
poletka. Wszystko jedno czy jest to psychodelia, stoner, doom, hard, blues, czy
progresja – wspólnym elementem zdecydowanej większości albumów jest rockowe
instrumentarium i takie też brzmienie, choć oczywiście poszczególni wykonawcy
często w tej rockowej szufladce mimo wszystko są dość daleko od siebie. Ale od
czasu do czasu jakaś płyta spoza tej szufladki spodoba mi się na tyle, że
trafia do szerokiej czołówki mojego zestawienia ulubionych krążków danego roku,
a wtedy to już w zasadzie nie ma wyjścia – musi pojawić się także na blogu. Tak
jest z albumem Slow Air grupy Still
Corners.
sobota, 29 grudnia 2018
Isla Fortuna - Verity [2018]
Na grupę Isla Fortuna trafiłem
kilka tygodni temu i – jak to często bywa – przez przypadek. Czytając
komentarze na Facebooku pod nagraniami cypryjskiej formacji Arcadian Child (o
której nowej płycie pisałem niedawno), natknąłem się na wpis osoby, która była
zaskoczona, bo w ciągu bardzo krótkiego czasu poznała dwa świetne zespoły z
Cypru. I tam właśnie padła nazwa Isla Fortuna. Dość osobliwa, może trochę
kiczowata, ale jednak ciekawa okładka ich debiutanckiej, wydanej na początku
tego roku płyty zachęciła do szybkiego sprawdzenia, o co w tym chodzi. No i
okazało się, że chodzi po prostu o to, że Isla Fortuna to naprawdę dobry, obiecujący
zespół, który „umie w stonery”.
piątek, 28 grudnia 2018
Gӧsta Berlings Saga - Et Ex [2018]
Szwedzki zespół Gӧsta Berlings
Saga poznałem kilka miesięcy temu, gdy przez przypadek trafiłem na jedno z
nagrań z ich czwartej płyty, wydanej w 2016 roku Sersophane. Widziałem też wtedy zapowiedź krążka numer pięć, więc
spisałem sobie tę informację, ale jakoś tak zebranie się do odsłuchu tej nowej
płyty zajmowało bardzo dużo czasu. Za dużo. Wiedziałem to już po pierwszych
kilku minutach Et Ex. Błąd naprawiam
także na blogu, bo nie wyobrażam sobie, by tekstu o tej płycie miało zabraknąć
w tym miejscu. Wciąż nie znam zupełnie pierwszych trzech wydawnictw zespołu,
ale i na nie na pewno przyjdzie czas, bo to, co grupa ze Szwecji prezentuje w
2018 roku, jest po prostu zbyt dobre, żeby te starsze nagrania ignorować.
Etykiety:
2018,
best of 2018,
et ex,
gosta berlings saga,
Gӧsta Berlings Saga,
progressive rock,
psychedelic rock,
recenzja,
space rock,
symphonic rock,
synth rock
czwartek, 27 grudnia 2018
Katedra - Człowiek za dużo myślący [2018]
Wrocławski zespół Katedra narobił
nieco zamieszania trzy lata temu przy okazji premiery krążka Zapraszamy na
łąki. Bigbitowo-poetycka stylistyka tamtego krążka spodobała się słuchaczom i o
zespole zrobiło się dość głośno, przynajmniej w rockowym podziemiu. To na pewno
był udany krążek, choć nie da się ukryć, że sporo na nim muzycznej
naiwności, ale chyba przynajmniej częściowo zamierzonej – w końcu bigbit, do
którego płyta mocno nawiązywała, właśnie taki naiwny muzycznie i często także
tekstowo był. Płyta Człowiek za dużo myślący to już jednak inna bajka.
sobota, 22 grudnia 2018
Brant Bjork - Mankind Woman [2018]
Brant Bjork to nazwisko, które
przemykało przed moimi oczami już od kilku lat, ale to także jeden z tych
przypadków, kiedy człowiek już z nazwą/nazwiskiem dobrze się opatrzy, a wciąż
nie zna twórczości artysty. Być może tak właśnie było dlatego, że z jakiegoś
powodu podejrzewałem pana Bjorka o granie wyłącznie hałaśliwego, przytłaczającego
stonera. Tymczasem po odsłuchu Mankind Woman okazało się, że – przynajmniej w
przypadku tej płyty – byłem w wielkim błędzie. Muzyk, który ma na koncie płyty
nagrane z takimi formacjami jak Vista Chino, Fu Manchu oraz przede wszystkim
Kyuss, którego był przecież jednym z założycieli, nagrał płytę, do której
zupełnie niespodziewanie wracam bardzo często i z dużą przyjemnością.
Etykiety:
2018,
best of 2018,
brant bjork,
desert rock,
fu manchu,
kyuss,
mankind woman,
mondo generator,
psychedelic rock,
recenzja,
stoner rock,
vista chino
czwartek, 20 grudnia 2018
Mt. Mountain - Golden Rise [2018]
Blog i audycja dają mi kopa, żeby
szukać nowych wydawnictw i poznawać nowe zespoły. Ale oczywiście przy takiej
liczbie poznawanych rok rocznie grup, nie da się pamiętać o wszystkich. A
czasem nawet gdy się o kimś pamięta, kolejne wydawnictwa jednak nie olśniewają
i z czasem traci się zainteresowanie odkrytą dwa czy trzy lata temu grupą. W
przypadku Mt. Mountain chyba jednak tak nie będzie. Poznałem ich w zeszłym
roku, gdy powalili mnie klimatem swojego drugiego dużego wydawnictwa – Dust. Nie
mogłem oczywiście przegapić premiery kolejnego, wydanego w listopadzie i
zatytułowanego Golden Rise. I z pewnością zespół poza orbitę moich muzycznych
zainteresowań przynajmniej na razie nie wylatuje, bo Golden Rise, choć inna od
poprzedniczki, stoi na naprawdę dobrym poziomie.
wtorek, 18 grudnia 2018
The Heavy Crown - Reign On [2018]
Grup w retrorockowym lub
stonerowo-psychodelicznym podziemiu z „ciężkością” w nazwie jest mnóstwo.
Bardzo łatwo się w tym pogubić. Najprościej więc wyróżniać się kapitalną
muzyką, wtedy szansa na to, że słuchacz będzie mylił jednych ciężkich z
drugimi, jest mniejsza. Zespół The Heavy Crown na razie robi sporo, żebym nie
mylił ich z nikim innym. Po raz pierwszy natknąłem się na tę formację, gdy
przymierzałem się do penetracji belgijskiej sceny rockowej na potrzeby mojej
audycji. Wtedy mieli na koncie tylko jeden album – wydaną w 2015 płytę Full of
Haze, która tak w zasadzie powinna być liczona jako EP-ka. I tak się
przymierzam do tych belgijskich zespołów w audycji i przymierzam, i ciągle
pojawia się tyle świetnych nowości, że nie mam zwyczajnie czasu, żeby
belgijskiemu rockowi poświęcić tyle czasu, ile powinienem. Efekt jest taki, że
te formacje dalej czekają w radiu na swoją kolej, ale za to jedna z nich
zdążyła w międzyczasie wydać już nowy album i z nim właśnie w audycji
zagościła. Czas więc i na bloga.
sobota, 15 grudnia 2018
SkyDive Trio - Sun Sparkle [2018]
SkyDive Trio to – niespodzianka –
trio z Norwegii, które w tej konfiguracji osobowej zadebiutowało trzy lata
temu, choć jak można wyczytać w internecie, muzycy tworzący tę formację to
doświadczeni zawodnicy, którzy na skandynawskiej scenie muzycznej co nieco już
pograli, ba, mają nawet na koncie współpracę z naprawdę dużymi nazwiskami,
głównie ze świata jazzu. Trudno zatem traktować ich jak zespół początkujący.
Nie ma to jednak tak naprawdę większego znaczenia, bo to, czy ktoś dopiero się
uczy i rozkręca, czy może jest już w pełni ukształtowanym muzykiem, może mieć
znaczenie przy opisywaniu płyty poprawnej, ale posiadającej pewne wady, które
można próbować usprawiedliwiać pewnymi czynnikami. Tu nie ma czego
usprawiedliwiać, bo na Sun Sparkle
mamy do czynienia z absolutnie fantastyczną muzyką.
czwartek, 13 grudnia 2018
Arcadian Child - Superfonica [2018]
Nie da się ukryć, że do zespołu
Arcadian Child przyciągnęło mnie głównie jedno słowo znalezione w opisie
zespołu – Cypr. Ile znacie zespołów z Cypru? Ja kilka, ale wszystkie to zespoły
piłkarskie… Muzyka z tej wyspy była mi do tej pory całkowicie obca, ale jedną z
rzeczy, które najbardziej lubię w odkrywaniu nowych zespołów, jest penetrowanie
nieznanych mi dotąd rynków muzycznych. Dla nas Cypr jeśli chodzi o muzykę jest
totalną egzotyką, ale przecież na pewno istnieje tam interesująca scena
rockowa, bo… w zasadzie wszędzie istnieje. Przyjemna dla oka okładka ich
pierwszej płyty – Afterglow – także zachęcała
do poznania muzyki tej formacji. No i okazało się, ze był to strzał w
dziesiątkę. Wszystko to miało miejsce kilka miesięcy temu, więc na pisanie o zeszłorocznym
debiucie Cypryjczyków nie było już czasu, ale dokopałem się od razu do
informacji, że jeszcze w 2018 roku wyjdzie płyta numer dwa. I wyszła –
zatytułowana jest Superfonica i jest
równie udana, co debiut formacji.
środa, 12 grudnia 2018
King Buffalo - Longing to Be the Mountain [2018]
King Buffalo byli wśród grup, które otwierały ten rok na blogu – ich tegoroczna EP-ka Repeater
przyczyniła się do udanego rozpoczęcia sezonu, ale nie spodziewałem się, że
jeszcze pod jego koniec wrócę do tego zespołu w tym miejscu. Tymczasem panowie
wydali swój drugi duży album i o ile przy debiucie oraz przy EP-ce mogłem mieć
jeszcze jakieś obawy, czy aby nie jest to chwilowy wystrzał, po którym za
moment nie będzie śladu, o tyle teraz jestem już przekonany, że King Buffalo
będą cieszyli nas swoją kapitalną muzyką przez długie lata.
sobota, 1 grudnia 2018
Futuropaco - s/t [2018]
Debiutancka płyta projektu
Futuropaco to typowy przykład albumu, który czekał na liście rzeczy do poznania
ładnych kilka miesięcy, a pewnie nie czekałby wcale, gdybym od razu przesłuchał
choćby fragment tej płyty. Czasem jednak nie da się ze wszystkim wyrobić i
człowiek sobie odsuwa w czasie poznanie pewnych wydawnictw, a jak już pozna, to
okazuje się, że to kapitalne płyty, które będą się biły o czołówkę w rankingu
ulubionych krążków wydanych w danym roczniku. Tak właśnie jest tutaj. Moją
uwagę przyciągnęła bardzo ciekawa okładka, typowa dla płyt wypuszczanych przez duński
label El Paraiso. Okazało się, że muzyka jest równie klimatyczna, jak zdobiąca
krążek grafika.
wtorek, 27 listopada 2018
Dunbarrow - II [2018]
Niemal trzy lata temu wydali swój
pierwszy album, w orbicie moich muzycznych zainteresowań znaleźli się jednak
dopiero w zeszłym roku, gdy ta debiutancka płyta została wypuszczona na
kompakcie. Na bloga wtedy nie trafili – jako „fałszywa” nowość – ale jak się
okazuje długo jednak czekać nie musieli. Może i norweski zespół Dunbarrow nie
jest mistrzem w wymyślaniu tytułów płyt, ale przynajmniej w temacie tworzenia
dobrych numerów i dobrze brzmiących aranżacji nie można im wiele zarzucić. We
wrześniu ukazał się drugi album formacji, zatytułowany po prostu II.
czwartek, 22 listopada 2018
All Them Witches - ATW [2018]
Amerykańska formacja All Them
Witches zdecydowanie nie należy do tych zespołów, które każą swoim fanom czekać
przesadnie długo na nową muzykę. Ledwie w zeszłym roku wypuścili bardzo udany
album Sleeping Through the War i
poprawili go wydaną w lutym tego roku EP-ką Lost and Found, a już od końcówki września możemy cieszyć się najnowszym
wydawnictwem zespołu, zatytułowanym ATW.
Co jednak ważniejsze, wszystkie trzy krążki są niezwykle udane i każdy z nich nieco
inny.
wtorek, 20 listopada 2018
Carpet - About Rooms and Elephants [2018]
O zespole Carpet po raz pierwszy
usłyszałem w zeszłym roku, gdy ukazał się ich trzeci (a drugi szeroko dostępny)
album, zatytułowany Secret Box. Wtedy
była to zaległość, czekająca na moje odkrycie ponad pół roku, bo płyta wyszła w
marcu, a ja przesłuchałem ją dopiero pod koniec grudnia. Tym razem nie
pozwoliłem już tej niemieckiej formacji tyle czekać. Nowe dzieło zespołu z Bawarii
miałem na oku od pierwszej zapowiedzi i z nieskrywaną ulgą mogę obwieścić
światu, że znowu udało im się trafić w mój muzyczny gust. Oj, coś mi się wydaje,
że Secret Box było początkiem bardzo
udanej, wieloletniej znajomości. About
Rooms and Elephants to potwierdza.
sobota, 17 listopada 2018
The Good Hand - Blissful Yearning [2018]
Nie znałem wcześniej
holenderskiego tria The Good Hand. Moją uwagę na ten zespół sprowadziła
przyjemna dla oka kolorystyka okładki ich nowej płyty – Blissful Yearning. Jak się okazuje, jest to trzeci krążek formacji.
Wśród swoich inspiracji na profilu facebookowym zespół wymienia Motorpsycho,
Radiohead, Muse, QOTSA, Pearl Jam oraz Stevena Wilsona. I to powinno wam dać
całkiem niezłe pojęcie o muzyce zawartej na tym krążku, bo faktycznie można się
tu doszukać elementów brzmienia jeśli nie zawsze konkretnie tych wykonawców, to
na pewno artystów z podobnej muzycznej bajki.
środa, 14 listopada 2018
Michael Schenker Fest - Łódź [Wytwórnia], 13 XI 2018 [relacja / galeria zdjęć]
Przyznam, że Michael Schenker nigdy nie należał do moich absolutnie ulubionych muzyków. Owszem - bardzo lubię pierwszą płytę Scorpions, chyba jeszcze bardziej klasyczne albumy UFO właśnie z Schenkerem w składzie, ale już jego twórczość pod szyldem MSG (oraz kolejnymi wariacjami tej nazwy) nigdy mnie nie porywała. Uwielbiam pojedyncze rzeczy, natomiast niekoniecznie potrafię zachwycać się całością. Ale jednak koncert, na który gitarzysta ściąga aż czterech wokalistów, z którymi współpracował w trakcie swojej solowej kariery, musi być godny uwagi. Wspomnianych czterech muszkieterów to Doogie White, Graham Bonnet (obaj niegdyś w Rainbow), Gary Barden i Robin McAuley.
Etykiety:
2018,
classic rock,
doogie white,
galeria zdjęć,
gary barden,
graham bonnet,
hard rock,
heavy metal,
koncert,
live,
łódź,
michael schenker fest,
relacja,
robin mcauley,
scorpions,
ufo
wtorek, 13 listopada 2018
Bohemian Rhapsody [2018]
To musi być jeden z
najgłośniejszych tegorocznych filmów i prawdopodobnie jeden z najbardziej
wyczekiwanych obrazów wszech czasów, jeśli chodzi o biografie artystów
rockowych. Temat jak marzenie, bo niewielu swoim życiem zapewniło filmowcom
tyle materiału. 27 lat po śmierci lidera Queen do kin wchodzi biografia grupy –
Bohemian Rhapsody. 20th Century Fox z
reżyserem Bryanem Singerem (zanim go wywalono) i pod czujnym okiem muzyków
Queen – Briana Maya i Rogera Taylora – stworzyli disneyowską opowiastkę o życiu
jednego z najbardziej ekscentrycznych i kolorowych herosów rocka. Z jednej
strony rozumiem taką decyzję – to film, na który w zasadzie można pójść całą
rodziną bez narażania się na niewygodne pytania nastoletnich dzieci i bez
obawy, że o piątej rano dnia następnego wraz z drzwiami wejściowymi wpadną do
domu antyterroryści, żeby w asyście pomocy społecznej odebrać zdeprawowane
pociechy. Obraz ten niewątpliwie sprawi, że kolejne pokolenie dowie się, kim był
Freddie Mercury i jakiś procent młodych ludzi zakocha się w muzyce tej grupy
być może szybciej, niż gdyby ten film nigdy nie powstał. Ale przesłodzono. Te
sceny z pojednaniem się rodziny przed Live Aid, te zbliżenia na miny muzyków na
scenie, wpadających niemal w ekstazę jak panie w reklamach jogurtu tuż po
wsadzeniu łyżki do ust… No i ten obowiązkowy morał walący po oczach – wokalista
zaczyna coraz bardziej wierzyć w siebie, źli ludzie dookoła podpowiadają mu,
żeby kopnął pozostałych w dupę i sam był panem swego losu, on daje się im
namówić, za karę dotyka go straszna choroba i traci przyjaciół, ale mądrzeje w
porę (no, powiedzmy…), przeprasza, zostaje ponownie przyjęty do rodziny i
wszyscy żyli długo i szczęśliwie. No, poza nim… I pewnie dałoby się to
przełknąć, gdyby faktycznie tak było.
Subskrybuj:
Posty (Atom)