piątek, 1 czerwca 2018

Ghost - Prequelle [2018]


Ghost powraca. Już bez wielkiej tajemnicy dotyczącej tożsamości lidera, za to w poszerzonym składzie. W wersji koncertowej formacja ma obecnie trzech gitarzystów, dwie „ghuletki” grające na klawiszach i śpiewające w chórkach, a nawet pojawiającego się w jednym numerze saksofonistę. No jak w pomalowany pysk strzelił sytuacja z trasy Use Your Illusion Gunsów. Również brzmienie uległo pewnej zmianie, choć oczywiście odejście od mrocznego, chłodnego i przeważnie ciężkiego (choć nie zawsze metalowego) łojenia znanego z pierwszych płyt miało już miejsce na fantastycznym poprzednim albumie – Meliora – oraz przede wszystkim na EP-kach, na których grupa zawsze pozwalała sobie na niego więcej w kwestii wycieczek w świat muzyki pop i pop-rock. Tym razem te wycieczki przenoszą się także na duży album. Prequelle to opowieść o śmierci w czasach zarazy. A zaraza wiele może mieć postaci: może być roznoszona przez gryzonie powoli opanowujące miasto i zamieniające życie ludzi w piekło, może też mieć twarz samych ludzi i ich zachowań. O tym wszystkim usłyszymy na Prequelle.

Ta płyta powinna mieć etykietkę z napisem: „Uwaga! Niska zawartość metalu”. No bo taka jest prawda – mocnego grania jest tu niewiele. Dominują ładne melodie, miłe dla ucha aranżacje czy hołdy między innymi w stronę muzyki lat 80. Ale przede wszystkim jest cholernie przebojowo. W tym względzie Ghost przebił nawet poprzedni album, na którym przecież chwytliwych melodii nie brakowało. Refreny i motywy muzyczne na Prequelle są zaraźliwe jak dżuma, o której śpiewa Cardinal Copia. Poprzedzone nawiedzoną dziecięcą rymowanką Rats to absolutnie jeden z najlepszych rockowych singli tego roku. A jak jeszcze przypomnimy sobie teledysk, to wychodzi nam pięknie popieprzona mieszanka Thrillera i Deszczowej piosenki. Muzycznie zaś sporo tu odniesień do amerykańskiego hard rocka lat 80. W drugim singlu – Dance Makabre – panowie (i panie) poszli nawet trochę dalej i zafundowali nam okultystyczną rockową dyskotekę, która na początku nie do końca mi podeszła, ale w kontekście całej płyty chyba jednak nieco zyskuje. Są tu jednak znacznie bardziej udane rzeczy. Przede wszystkim dwa kapitalne nagrania instrumentalne – rockowa, świetnie rozkręcająca się Miasma z obłędną partią saksofonu pod koniec, a także piękne Helvetesfӧnster, które zaskakuje folkowymi naleciałościami, „bujalnością” i podniosłością oraz sielskim klimatem niczym z najlepszych płyt Ayreon czy Avantasii (serio). Natomiast Pro Memoria i Witch Image to znowu niesamowite połączenie ponurej tematyki z komercyjnym brzmieniem i refrenami, które już po pierwszym odsłuchu nie mają zamiaru wyjść z głowy. Dodajmy jeszcze do tego dwa świetne covery w wersji rozszerzonej, przede wszystkim wierny oryginałowi, ale lekko urockowiony It’s a Sin z repertuaru… tak, Pet Shop Boys. Słabe punkty? Nie ma ich zbyt wielu. Jeśli szukać nieco może na siłę, to See the Light jest trochę nijakie i szczególnie nie zapada w pamięć (zwłaszcza że na płycie zostało umieszczone po najcięższym numerze – Faith), a wspomniany już drugi singiel – Dance Makabre – może być dla wielu jednak krokiem za daleko. Reszta płyty jest niezwykle przebojowa i chwytliwa, ale absolutnie bez przekraczania cienkiej granicy między pastiszem a zwykłym niestrawnym kiczem. Choć oczywiście zatwardziali metalowcy znienawidzą tę grupę na całego (ale pewnie zrobili to już przy okazji Meliory, więc kto by się przejmował?).

Postawmy sprawę jasno – ta płyta raczej nie przypadnie do gustu tym, którzy pokochali Ghost za pierwsze dwie płyty, a już na pewno nie tym, którzy kręcili nosem już na Meliorę. Choć lider i kompozytor wciąż jest ten sam, całkowicie zmienił się nie tylko skład instrumentalistów, lecz także muzyczny kierunek. Oczywiście to nigdy nie był zespół grający przesadnie ciężko i głośno – na tym polegał cały urok Ghost, że wizerunek kompletnie nie pasował momentami do muzyki. No cóż, teraz nie pasuje jeszcze bardziej. Muzycznie grupa śmielej podąża w kierunku lat 80. i nie zawsze mi to pasuje. Dużo bardziej odpowiadał mi muzyczny balans osiągnięty na fantastycznej Meliorze, ale kłamałbym, gdybym napisał, że kilka numerów nie brzmi absolutnie porywająco. Może i zawartość siarki jest nieco zbyt niska, ale szalony, okultystyczny cyrk Papy… ups, wybaczcie… Kardynała Copii ma się całkiem nieźle i na szczęście końca na razie nie widać.

1. Ashes (1:21)
2. Rats (4:21)
3. Faith (4:29)
4. See the Light (4:05)
5. Miasma (5:17)
6. Dance Macabre (3:39)
7. Pro Memoria (5:39)
8. Witch Image (3:30)
9. Helvetesfӧnster (5:55)
10. Life Eternal (3:57)
--
11. It's a Sin (4:40)
12. Avalanche (3:47)



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

10 komentarzy:

  1. Ghost od samego początku grał popowe melodie i już przecież na drugim albumie było sporo lżejszych, bardziej pogodnych kawałków. A akurat "Meliora" jest stosunkowo najcięższym i najbardziej mrocznym albumem zespołu - wcześniej nie mieli tak mocnych kawałków, jak "From Pinnacle to the Pit", "Cirice", czy "Mummy Dust" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam jednak wrażenie, że więcej 'siary i zła' było na wczesnych albumach ;) meliora może faktycznie była ciężkawa, ale też najmniej szorstka i najbardziej melodyjna według mnie, choć oczywiście wcześniej pojawiały się już takie numery - choćby ritual

      Usuń
    2. Jasne, "Meliora" ma mnóstwo świetnych melodii, ale jeśli gdzieś szukać zapowiedzi łagodniejszego grania z "Prequelle" (oprócz EPek), to moim zdaniem na "Infestissumam", w takich zupełnie pogodnych i całkiem pozbawionych "siary i zła" kawałkach, jak "Body and Blood" czy "Jigolo Har Megiddo" ;)

      Usuń
    3. Meliora faktycznie jest dość ciężka, ale w dużej mierze za sprawą produkcji. Sama muzyka najbardziej metalowa jest na Opus Eponymous.

      Usuń
  2. Mocno rozczarowujący album. Wielu zachwyca się melodyjnością i eklektyzmem Ghost, ale dla mnie osobiście jest to rozczarowująca mieszanka stworzona pod listy przebojów. Płyta ma dobre momenty, zwłaszcza Pro Memoria, broni się też Helvetesfönster (z gościnnym występem Akerfeldta!) ale w większości album jest niestrawny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się wydaje, że spełnia oczekiwania wielu słuchaczy.
      Nie spełnia zaś tych, którzy patrzą wyłącznie w jednym kierunku. A tu niespodziewajka: duszki postanowiły pojechać inną drogą...
      Moim skromnym zdaniem nie przekroczyli granic w żadną stronę - ani na plus, ani na minus, utrzymali się w konwencji na wysokim poziomie pokazując jednocześnie lekkość. Ja nie mam żadnych pretensji do płyty, przy której dobrze się odpoczywa :)

      Usuń
    2. Zgadzam się. Przy tej płycie dobrze się odpoczywa, bo i dobrze się jej słucha. Tak po prostu. Nigdy nie interesowało mnie to przebieranie sceniczne, cała ta kościelna otoczka. Za to interesowało mnie samo granie i czerpanie z tego radości. Nie przebili w mojej opinii poprzedniego wydawnictwa "Meliora" ale wciąż grają bardzo dobrze. "Miasma" daje niezłego kopa. Chyba najlepszy kawałek na płycie.

      Usuń
  3. Zgadzam się ze wszystkim poza jednym: Miasma jest totalnie bez polotu. Nieciekawe melodie będące gorszą wersją Majesty, niewygodne metrum przez które przy każdym rozpoczęciu riffu czuję się jakby wracał za karę do początku. Fajnie że saksofon, brzmi super, ale jako kompozycja to najbardziej nijaki numer na całej płycie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda że nikt z komentujących nie wspomina o autorze okładki.A mamy tu polski akcent bo to dzieło Zbigniewa M.Bielaka

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że u Ciebie zadowolenie trochę większe ;).

    OdpowiedzUsuń