Teatralne przedstawienie ze
Szwecji pod tytułem Ghost wchodzi w swój trzeci sezon na światowych deskach. W
rolach głównych – podobnie jak przy okazji poprzednich spektakli – pięć
Bezimiennych Zjaw. Gwiazdą przedstawienia jest tym razem Papa Emeritus III – młodszy
o trzy miesiące brat Papy II (genialne!). Oczywiście tożsamość Papy jest od
dawna znana każdemu, kto poznać ją zapragnął, nazwiska instrumentalistów też
nie są najpilniej strzeżoną tajemnicą XXI wieku, ale dla zachowania radochy z
całej otoczki towarzyszącej grupie, nie mam zamiaru się nad tym rozwodzić.
Lepiej skupić się na dźwiękach zawartych na trzeciej płycie zespołu – Meliora – bo i jest się na czym skupiać.
Grupa, która na początku była osobliwym zjawiskiem i ciekawostką traktowaną z
mocnym przymrużeniem oka, udowodniła, że poza całą tą nieco kreskówkową otoczką,
gra po prosto świetnego, pełnego klimatu hard rocka z pewnymi metalowymi
naleciałościami.
Meliora to osiem utworów i dwie służące za intra miniaturki
muzyczne wciśnięte między pełnowymiarowe kompozycje. Aż cztery z tych numerów
zdążyliśmy poznać tygodnie przed oficjalną premierą płyty, która wyznaczona
została na 21 sierpnia. To sporo – połowa wydawnictwa w momencie pierwszego
odsłuchu nie stanowi już żadnej niespodzianki. Ale być może zabieg ten wcale
nie jest tak nierozważny, jak mogłoby się wydawać – album od premierowego
przesłuchania bardzo szybko wpada w ucho, także dzięki temu, że co chwila
trafiamy na kompozycje, których mieliśmy już okazję posłuchać kilka lub
kilkanaście razy. Zyskuje na tym zwłaszcza pierwsza część Meliory. Po Spirit, które
płytę otwiera – a robi to w mistrzowski sposób upiorną melodią klawiszy i
obecnym już w starszych nagraniach zespołu marszowym rytmem wzmacnianym rwanymi
riffami gitary – następują dwa kawałki znakomicie znane fanom kapeli. Zarówno From the Pinnacle to the Pit, jak i Cirice zostały przyjęte entuzjastycznie
i trudno się dziwić – to wszystko, co najlepsze w muzyce Ghost w pigułce.
Ciężkie, nieco jazgotliwe gitary, klimat grozy i szaleństwa, a do tego
niesamowita melodyjność i przebojowość. Bawi mnie niezmiennie „hejt”
Prawdziwych Fanów Metalu, którzy jadą po grupie za to, że przy takim wizerunku
nie gra ekstremalnie brutalnego rzyg metalu. Przecież to połączenie wizerunku
satanistycznego papieża i jego zamaskowanych popleczników w zestawieniu z
kompletnie niepasującą do tego pod względem natężenia dźwięku muzyką jest
właśnie w tym wszystkim najgenialniejsze. Żeby wiać złem i grozą na kilometr
wcale nie trzeba robić niestrawnego hałasu i wydawać trudnych do zdefiniowania paszczowych
odgłosów przed mikrofonem. Cała sztuka polega na tym, żeby nagrać kawałki,
które stworzą ten nastrój grozy, ale jednocześnie będą chwytliwe i strawne dla
przeciętnego słuchacza muzyki rockowej. Grupa Ghost robi to fantastycznie.
Zarówno Pinnacle, jak i Cirice to podkład dźwiękowy pod radosne
pląsy w domu dla obłąkanych.
Całkiem sprytnie przemyślano
dynamikę płyty. Po delikatnej miniaturce Spöksonat
i najspokojniejszym na krążku utworze He
Is, który zaskakuje subtelną gitarą i idealnie „skrojonymi” chórkami, mamy
zdecydowanie najmocniejszy kawałek na albumie – Mummy Dust. O ile w He Is
do momentu pewnego dociążenia dźwięku całość zahaczała niemal o klimaty
folkowe, o tyle Mummy Dust to jedyny
prawdziwie metalowy numer w zestawie. I choć – o dziwo – mam wrażenie, że grupa
dużo naturalniej czuje się w lżejszym repertuarze, to taka odmiana w środku
płyty jest potrzebna. Tym bardziej, że reszta drugiej części Meliory to znowu w większym stopniu
nacisk na klimat niż na ciężar. Bo niby w Majesty
prosty, ciężki riff przyjemnie smyra po organach wewnętrznych, ale dzięki
wokalom – zwłaszcza tym w tle – ten ciężar zupełnie nie przytłacza. Dla
niektórych to jego rozproszenie może być wadą, dla mnie jest zaletą. Podniosłe
organowo-gitarowe intro Devil Church
prowadzi do kolejnego numeru, który znakomicie łączy melodię z ciężarem – Absolution. Bębny i gitara rodem z
Metalliki, powiedzmy okresu „Czarnego albumu”, łagodzą je jednak trochę wstawki
klawiszowe. No i ten refren – wpadający w ucho, podchwytywany przez świadomość
niemal natychmiast, nie dający się wyrzucić z głowy. To może tak – Metallica
początku lat 90. grana przez hmm… Him? Tylko bez tych przesłodzonych wokali
Vallo. Zamykające płytę Deus in Absentia
zaskakuje klimatem, zwłaszcza w zwrotkach, gdy mamy do czynienia z czymś w
rodzaju rockowego tanga. „Kościelne” zwieńczenie tej kompozycji i całej płyty
nie powinno w zasadzie dziwić – to przecież zakończenie
czterdziestojednominutowego „nabożeństwa” i klimat musi zostać zachowany, nawet
jeśli przez większość czasu muzycy starali się aż tak często nie zapędzać w
„kościelno-cmentarne” brzmienia.
Na swojej trzeciej płycie muzycy
Ghost poszli bardziej w kierunku rockowego ciężaru, a z drugiej strony
stworzyli chyba najbardziej przystępny ze swoich dotychczasowych krążków.
Wychodzi więc na to, że nagrali perfekcyjną płytę Ghost, bo przecież właśnie
ten ciężar w połączeniu z przystępnością i wszechobecnym klimatem grozy i
tajemniczości to ich muzyczny znak rozpoznawczy. To jest album, który może
pomóc grupie zyskać większą rzeszę wier fanów. Oczywiście część „trv
metali” dalej będzie ich wyśmiewała za to, że nie grają black metalu (albo
przynajmniej surowego jak ryba po japońsku thrashu), a niektórzy fani rocka
nigdy nie posłuchają ich kompozycji przez wizerunek muzyków, kojarzący się z
norweskimi kościelnymi piromanami albo posłuchają, ale uznają, że Papa obraża
ich uczucia religijne. To już jednak problem tej grupy osób. O zespole Ghost
jest coraz głośniej i to już nie jest jedynie efekt zaciekawienia wspomnianym
wizerunkiem. Ten chwyt działał przy okazji pierwszej płyty. Teraz o Ghost
będzie się mówiło i pisało równie często, ale wyłącznie ze względu na świetną
muzykę, którą tworzą Szwedzi.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz