Do tego, że w ostatnich latach
masowo pojawiają się kapele nawiązujące swoim brzmieniem do muzyki hardrockowej
i progresywnej przełomu lat 60. i 70., już się przyzwyczailiśmy. Nikogo nie
dziwią organowo-gitarowe pojedynki w kompozycjach dwudziestolatków ani to, że
ich płyty są często nagrywane analogowo, tak jakby czas w studiach nagraniowych
zatrzymał się 40 lat temu. Dużo trudniej obecnie natknąć się na zespół, który z
równym zapałem oddawałby klimat muzyki nieco wcześniejszej – wchodzącej w
rockowe okolice, ale osadzonej mocniej w klimatach R n’ B. I mowa tu o R n’ B z
czasów, kiedy skrót ten oznaczał znakomitych wokalistów nagrywających
porywające kompozycje łączące rockandrollową werwę z feelingiem czarnej muzyki, a nie wypindrzone, plastikowe lale jęczące
przed mikrofonami do podkładu z komputera. Jeszcze trudniej trafić na
wykonawcę, który robiłby to dobrze i przy tym miał realną szansę na prawdziwe
zaistnienie w branży muzycznej. Na szczęście od czasu do czasu na świecie
pojawia się taki zespół jak Vintage Trouble. Grupa stworzona przez muzyków już
niemłodych, doświadczonych, ale pełnych świeżych pomysłów. Na jej czele
nietuzinkowy frontman – Ty Taylor – którego jeden z moich znajomych opisał jako
mieszankę Jamesa Browna i Jima Morrisona. Potraficie to sobie wyobrazić?
Przesłuchanie w całości albumu 1 Hopeful Rd. – drugiej dużej płyty z
premierowym materiałem w dorobku grupy – to idealnie spędzone 43 minuty. Od
niezwykle dynamicznego, podrywającego z miejsca singla Run Like the River po dużo spokojniejszy, akustyczny kawałek Soul Serenity – wszystko tu jest na
swoim miejscu. Mimo że panowie grają muzykę, która największą popularność
zdobyła zanim przyszli na świat (a młodzieńcami nie są), ani przez chwilę nie
słyszę w ich utworach fałszu czy sztuczności. To 12 numerów utrzymanych w
różnej stylistyce, które jednak łączy typowo amerykański klimat i luz. W tej
mieszance wybuchowej trafimy zarówno na kompozycje niezwykle spokojne,
przyjemnie bujające i wprowadzające w klimat, którego nie powstydziliby się Marvin
Gaye czy Otis Redding, jak w From My Arms
czy Shows What You Know, jak i na
numery aż kipiące dynamiką i rockandrollowym szaleństwem – Another Baby (zaledwie dwie i pół minuty, ale na tak dużej
intensywności, że w zupełności wystarczy), Angel
City, California czy Strike Your
Light. Kompozycje nie należą do przesadnie rozbudowanych – zaledwie w
trzech przypadkach ich długość przekracza cztery minuty – ale kwartet
znakomicie wykorzystuje zwrotkowo-refrenową konwencję i skutecznie unika
muzycznej sztampy. W Doin’ What You Were
Doin’ słyszę ten sam luz i polot, co choćby we wczesnych nagraniach
Lenny’ego Kravitza, zwłaszcza tych mniej gitarowych. Fantastyczną robotę w tym
kawałku, jak i na całej płycie, robi sekcja rytmiczna Rick Barrio Dill (bas) /
Richard Danielson (perkusja). Zresztą w takiej muzyce, jaką tworzą Vintage
Trouble, nie da się zajść daleko bez sekcji rytmicznej, która będzie znakomicie
czuła taki klimat.
Nie da się jednak ukryć, że na 1 Hopeful Rd. najbardziej rzucają się w
uszy fantastyczne chórki całej czwórki oraz kapitalny główny wokal Tya Taylora.
Wystarczy posłuchać fragmentu Shows What
You Know, żeby nabrać podejrzeń, że informacja o wydaniu tej płyty w 2015
roku to jakaś ściema, bo w zasadzie tylko dobre brzmienie zdradza, że nagranie
to nie pochodzi z jakiejś starej siedemdziesiątki ósemki z połowy lat 60. Mogłoby
się wydawać, że w tym wszystkim nieco w cieniu pozostaje gitarzysta formacji,
Nalle Colt. Ale nie – kiedy już przyzwyczajamy się do tego przyjemnego
soulowo-rythmandbluesowego klimatu, muzycy zaskakują bezpretensjonalnym
gitarowym numerem My Heart Won’t Fall
Again, który jest wręcz stworzony do emisji radiowej. Przy tym skocznym brzmieniu
nie pozostajemy jednak zbyt długo, bo chwilę później panowie serwują nam Another Man’s Words – kawałek, który
równie dobrze mógłby znaleźć się na płycie Erica Claptona albo… Arethy
Franklin. Czyli delikatne „kołysando” z oszczędną, ale niezwykle przyjemną
partią gitary. Wspólną cechą wielu z tych kompozycji jest to, że zapewne
znakomicie będą się nadawały do scenicznych improwizacji. To, że takie Before the Tear Drops (rany, jak to
buja!) trwa na płycie zaledwie trzy i pół minuty, nie oznacza wcale, że na
koncertach nie rozrośnie się dwukrotnie, bo improwizacyjny potencjał tej muzyki
jest niezaprzeczalny. Oczywiście ten kawałek bazuje na patentach wymyślonych
milion lat temu, ale jeśli ktoś nie ma serca do takiej muzyki, to będzie to
brzmiało strasznie. W wykonaniu Vintage Trouble brzmi absolutnie obłędnie.
Kwartet już pnie się po
szczeblach „kariery”. Wystarczy wspomnieć, że Vintage Trouble otwierali
koncerty The Who, Briana Maya, Bon Jovi, Dave Matthews Band czy – ledwie kilka
tygodni temu – AC/DC, a także grali na urodzinowej imprezie Paula Stanleya z
Kiss. Takich zaszczytów nie dostąpi nikt przypadkowy, choćby nie wiem jakie
miał wtyki w przemyśle muzycznym. Jeśli nawet fani AC/DC, którzy nie należą do
najbardziej otwartych i poszukujących muzycznych nowości ludzi na świecie,
wyrażali po niedawnej trasie zachwyt grupą otwierającą koncerty jedynego
zespołu, który znają swojej ulubionej kapeli, to można mieć pewność, że
wzrost popularności Vintage Trouble nie jest dziełem przypadku. Płyta 1 Hopeful Rd. już zbiera pierwsze
entuzjastyczne recenzje i nie zdziwiłbym się, gdyby najbliższe miesiące wiązały
się z prawdziwym wybuchem popularności grupy. Zasłużyli. Dla wszystkich fanów
klimatów z pogranicza R n’ B, soulu i bluesa jest to pozycja obowiązkowa, ale
mam wrażenie, że fani starego dobrego rocka też pokochają tę płytę. Kupcie ją
dla siebie. Kupcie ją dla waszych dzieci, żeby dać im szansę uratowania się
przed gównem, które serwują mainstreamowe stacje muzyczne. Kupcie ją dla
waszych rodziców lub dziadków, którzy bawili się przy zdobytych cudem dźwiękach
z wytwórni Motown na prywatkach w latach swojej młodości. Vintage Trouble to
zespół, który ma szansę pokochać każdy fan dobrej muzyki granej przez żywych
muzyków na prawdziwych instrumentach.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Byłem na ich występie. Celem był właśnie VT a nie ekipa z Australii. Znam pewnego freeka, który zaszczepił mi ich muzykę (pozdowienia dla Danuty S.) Przyjechała z USA specjalnie dla nich do Warszawy. Czas zaprosić ich na występ w Polsce, najlepiej w Poznaniu ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
DJ
no nie da się! nie da się nie kręcić kuprem do taktu, albo chociaż palcem we bucie:) miałam siedzieć cicho i się nie odzywać,łazić po tym Archeo, zwiedzać i się delektować znaleziskami, ale się nie da! Poproszę o więcej...
OdpowiedzUsuń