niedziela, 16 sierpnia 2015

Vintage Trouble - 1 Hopeful Rd. [2015]


Do tego, że w ostatnich latach masowo pojawiają się kapele nawiązujące swoim brzmieniem do muzyki hardrockowej i progresywnej przełomu lat 60. i 70., już się przyzwyczailiśmy. Nikogo nie dziwią organowo-gitarowe pojedynki w kompozycjach dwudziestolatków ani to, że ich płyty są często nagrywane analogowo, tak jakby czas w studiach nagraniowych zatrzymał się 40 lat temu. Dużo trudniej obecnie natknąć się na zespół, który z równym zapałem oddawałby klimat muzyki nieco wcześniejszej – wchodzącej w rockowe okolice, ale osadzonej mocniej w klimatach R n’ B. I mowa tu o R n’ B z czasów, kiedy skrót ten oznaczał znakomitych wokalistów nagrywających porywające kompozycje łączące rockandrollową werwę z feelingiem czarnej muzyki, a nie wypindrzone, plastikowe lale jęczące przed mikrofonami do podkładu z komputera. Jeszcze trudniej trafić na wykonawcę, który robiłby to dobrze i przy tym miał realną szansę na prawdziwe zaistnienie w branży muzycznej. Na szczęście od czasu do czasu na świecie pojawia się taki zespół jak Vintage Trouble. Grupa stworzona przez muzyków już niemłodych, doświadczonych, ale pełnych świeżych pomysłów. Na jej czele nietuzinkowy frontman – Ty Taylor – którego jeden z moich znajomych opisał jako mieszankę Jamesa Browna i Jima Morrisona. Potraficie to sobie wyobrazić?

Przesłuchanie w całości albumu 1 Hopeful Rd. – drugiej dużej płyty z premierowym materiałem w dorobku grupy – to idealnie spędzone 43 minuty. Od niezwykle dynamicznego, podrywającego z miejsca singla Run Like the River po dużo spokojniejszy, akustyczny kawałek Soul Serenity – wszystko tu jest na swoim miejscu. Mimo że panowie grają muzykę, która największą popularność zdobyła zanim przyszli na świat (a młodzieńcami nie są), ani przez chwilę nie słyszę w ich utworach fałszu czy sztuczności. To 12 numerów utrzymanych w różnej stylistyce, które jednak łączy typowo amerykański klimat i luz. W tej mieszance wybuchowej trafimy zarówno na kompozycje niezwykle spokojne, przyjemnie bujające i wprowadzające w klimat, którego nie powstydziliby się Marvin Gaye czy Otis Redding, jak w From My Arms czy Shows What You Know, jak i na numery aż kipiące dynamiką i rockandrollowym szaleństwem – Another Baby (zaledwie dwie i pół minuty, ale na tak dużej intensywności, że w zupełności wystarczy), Angel City, California czy Strike Your Light. Kompozycje nie należą do przesadnie rozbudowanych – zaledwie w trzech przypadkach ich długość przekracza cztery minuty – ale kwartet znakomicie wykorzystuje zwrotkowo-refrenową konwencję i skutecznie unika muzycznej sztampy. W Doin’ What You Were Doin’ słyszę ten sam luz i polot, co choćby we wczesnych nagraniach Lenny’ego Kravitza, zwłaszcza tych mniej gitarowych. Fantastyczną robotę w tym kawałku, jak i na całej płycie, robi sekcja rytmiczna Rick Barrio Dill (bas) / Richard Danielson (perkusja). Zresztą w takiej muzyce, jaką tworzą Vintage Trouble, nie da się zajść daleko bez sekcji rytmicznej, która będzie znakomicie czuła taki klimat.

Nie da się jednak ukryć, że na 1 Hopeful Rd. najbardziej rzucają się w uszy fantastyczne chórki całej czwórki oraz kapitalny główny wokal Tya Taylora. Wystarczy posłuchać fragmentu Shows What You Know, żeby nabrać podejrzeń, że informacja o wydaniu tej płyty w 2015 roku to jakaś ściema, bo w zasadzie tylko dobre brzmienie zdradza, że nagranie to nie pochodzi z jakiejś starej siedemdziesiątki ósemki z połowy lat 60. Mogłoby się wydawać, że w tym wszystkim nieco w cieniu pozostaje gitarzysta formacji, Nalle Colt. Ale nie – kiedy już przyzwyczajamy się do tego przyjemnego soulowo-rythmandbluesowego klimatu, muzycy zaskakują bezpretensjonalnym gitarowym numerem My Heart Won’t Fall Again, który jest wręcz stworzony do emisji radiowej. Przy tym skocznym brzmieniu nie pozostajemy jednak zbyt długo, bo chwilę później panowie serwują nam Another Man’s Words – kawałek, który równie dobrze mógłby znaleźć się na płycie Erica Claptona albo… Arethy Franklin. Czyli delikatne „kołysando” z oszczędną, ale niezwykle przyjemną partią gitary. Wspólną cechą wielu z tych kompozycji jest to, że zapewne znakomicie będą się nadawały do scenicznych improwizacji. To, że takie Before the Tear Drops (rany, jak to buja!) trwa na płycie zaledwie trzy i pół minuty, nie oznacza wcale, że na koncertach nie rozrośnie się dwukrotnie, bo improwizacyjny potencjał tej muzyki jest niezaprzeczalny. Oczywiście ten kawałek bazuje na patentach wymyślonych milion lat temu, ale jeśli ktoś nie ma serca do takiej muzyki, to będzie to brzmiało strasznie. W wykonaniu Vintage Trouble brzmi absolutnie obłędnie.



Kwartet już pnie się po szczeblach „kariery”. Wystarczy wspomnieć, że Vintage Trouble otwierali koncerty The Who, Briana Maya, Bon Jovi, Dave Matthews Band czy – ledwie kilka tygodni temu – AC/DC, a także grali na urodzinowej imprezie Paula Stanleya z Kiss. Takich zaszczytów nie dostąpi nikt przypadkowy, choćby nie wiem jakie miał wtyki w przemyśle muzycznym. Jeśli nawet fani AC/DC, którzy nie należą do najbardziej otwartych i poszukujących muzycznych nowości ludzi na świecie, wyrażali po niedawnej trasie zachwyt grupą otwierającą koncerty jedynego zespołu, który znają swojej ulubionej kapeli, to można mieć pewność, że wzrost popularności Vintage Trouble nie jest dziełem przypadku. Płyta 1 Hopeful Rd. już zbiera pierwsze entuzjastyczne recenzje i nie zdziwiłbym się, gdyby najbliższe miesiące wiązały się z prawdziwym wybuchem popularności grupy. Zasłużyli. Dla wszystkich fanów klimatów z pogranicza R n’ B, soulu i bluesa jest to pozycja obowiązkowa, ale mam wrażenie, że fani starego dobrego rocka też pokochają tę płytę. Kupcie ją dla siebie. Kupcie ją dla waszych dzieci, żeby dać im szansę uratowania się przed gównem, które serwują mainstreamowe stacje muzyczne. Kupcie ją dla waszych rodziców lub dziadków, którzy bawili się przy zdobytych cudem dźwiękach z wytwórni Motown na prywatkach w latach swojej młodości. Vintage Trouble to zespół, który ma szansę pokochać każdy fan dobrej muzyki granej przez żywych muzyków na prawdziwych instrumentach.


--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

2 komentarze:

  1. Byłem na ich występie. Celem był właśnie VT a nie ekipa z Australii. Znam pewnego freeka, który zaszczepił mi ich muzykę (pozdowienia dla Danuty S.) Przyjechała z USA specjalnie dla nich do Warszawy. Czas zaprosić ich na występ w Polsce, najlepiej w Poznaniu ;-)
    Pozdrawiam
    DJ

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie da się! nie da się nie kręcić kuprem do taktu, albo chociaż palcem we bucie:) miałam siedzieć cicho i się nie odzywać,łazić po tym Archeo, zwiedzać i się delektować znaleziskami, ale się nie da! Poproszę o więcej...

    OdpowiedzUsuń