wtorek, 11 sierpnia 2015

Agusa - Två [2015]


Szwedzka grupa Agusa szturmem zdobyła serca fanów muzyki progresywnej kapitalnym zeszłorocznym debiutem – Högtid. Choć ten album nie był pozbawiony muzycznych hołdów dla mistrzów wymagającego grania sprzed kilkudziesięciu lat, Szwedom udało się stworzyć płytę, która zdecydowanie wyróżniała się w tamtym i tak przecież bardzo mocnym wydawniczo roku. Ledwie rok później otrzymujemy płytę numer dwa, zatytułowaną po prostu Två i choć już na debiucie trudno było mówić o dźwiękach przystępnych i łatwych w odbiorze dla każdego, tym razem grupa poszła krok dalej, gdyż na Två składają się zaledwie… dwie kompozycje. Strona A wydania winylowego składa się w całości z dwudziestominutowego utworu Gånglåt från Vintergatan, zaś strona B to osiemnastominutowa kompozycja Kung Bores Dans. Przerażonym długością utworów już dziękuję (mięczaki…), pozostałych zapraszam do dalszej lektury.

Gånglåt från Vintergatan rozpoczyna się dość niepozornie. Nie mamy tu żadnego wybuchu na sam początek ani żadnej charakterystycznej zagrywki, wręcz przeciwnie – zaczyna się subtelnie, trochę leniwie i dopiero w połowie drugiej minuty powoli na pierwszy plan wysuwa się inspirowany muzyką folkową motyw, który będzie wiódł tę kompozycję przez jej pierwszą część. Pod koniec piątej minuty dominować zaczyna urzekający motyw klawiszowy grany przez Jonasa Berge, wprowadzający słuchaczy w znane już z pierwszej płyty klimaty nawiązujące trochę do Bliskiego Wschodu (pamiętacie fantastyczne Östan om sol, västan om måne?) – wszystko to na tle hipnotyzujących patentów granych przez sekcję rytmiczną. Cudownie w tym wszystkim odnajduje się flecistka Jenny Puertas, która na stałe dołączyła do grupy przed nagraniem tego krążka. W połowie kompozycji ster ponownie przejmują organy, tym razem nawiązujące brzmieniem do klasyki hard rocka wczesnych lat 70. Z każdą minutą daje się odczuć coraz większą intensywność utworu. Całość brzmi tak, jakby Jonas, Jenny oraz gitarzysta Mikael Ödesjö na bazie zwiększającej stopniowo tempo sekcji rytmicznej po prostu improwizowali, zaskakując się wzajemnie coraz to nowszymi motywami i wracając od czasu do czasu do motywu głównego. W drugiej części kompozycji to właśnie gitara słyszalna jest dużo wyraźniej, aż do kulminacji w 15. minucie, gdy tuż przed wyciszeniem cały kwintet pracuje na pełnych obrotach. Końcowe minuty do wspomnianej kulminacji to granie nieco tajemnicze, melancholijne, niepozbawione uroku, zmierzające stopniowo do… no właśnie, do kulminacji numer dwa. I kiedy już zaczynam żałować, że to koniec, przypominam sobie, że to przecież dopiero połowa płyty.

Kung Bores Dans, stanowiące drugą stronę winylowego wydania, to początkowo powrót do nieco lżejszego i pogodniejszego klimatu, który z pewnością docenią fani wczesnego oblicza grupy Camel. Schemat jest tu zbliżony do pierwszej kompozycji – całość rozwija się bez pośpiechu, stopniowo zwiększając doznania poprzez coraz większe natężenie dźwięku, a gdy już wydaje się, że utwór zaczyna niebezpiecznie zmierzać w stronę powtarzalności, muzycy serwują nam zmianę kierunku. Przy czym należy dodać, że choć ogólny zamysł i struktura łączą obie kompozycje, na pewno nie można tu mówić o powtarzaniu własnych pomysłów. W Kung Bore dans próżno szukać bliskowschodnich motywów, które dominowały w pierwszej połowie utworu ze strony A, natomiast grupa odważniej zapuszcza się w klimaty zahaczające o psychodelię. Na tle oszczędnego, ale niezwykle kunsztownego podkładu sekcji Tobias Petterson (bas) / Tim Wallander (bębny), prawdziwe cuda czyni gitarzysta Mikael Ödesjö, który raczy nas w okolicach 6-8 minuty tak cudowną partią gitary, że nie powstydziłby się jej sam David Gilmour. Przy okazji na chwilę pojawiają się także głosy, bo choć Två to w zasadzie płyta instrumentalna, podobnie jak na debiucie zespół uzupełnia swoją muzykę bardzo sporadycznymi wokalizami. Po wspomnianej porywającej solówce gitarzysty całość znacznie przyspiesza i w okolicach połowy utworu mamy już do czynienia z dynamicznym rytmem zdobionym wspaniałym tłem organowym i wzorami kreślonymi gitarą. Tym razem zamiast płynnego przejścia w kolejną część kompozycji mamy całkowite wyciszenie i start „od zera”. Na pierwszy plan wychodzą organy, do których po kilku minutach dołączają gitarzysta i flecistka, i wspólnymi siłami tworzą potężny, rockowy motyw, który z każdym powtórzeniem (a raczej wariacją, bo co chwila słyszymy w nim coś nowego) zyskuje na mocy. Około 15. minuty mamy już do czynienia z pełnym hardrockowym ogniem – takie rzeczy grali Purple podczas szalonych scenicznych improwizacji w pierwszej połowie lat 70. Brzmi obłędnie! Gdy na niecałe dwie minuty przed końcem całość osiąga szczyt i rozpoczyna się delikatne dogasanie, czuję jakby wszystkie emocje nagromadzone przez te niemal 40 minut powoli uchodziły ze mnie. Fortepianowe zwieńczenie to już tylko przystawka – soundtrack do pożegnania z albumem. Tyle że z taką płytą nie da się tak po prostu pożegnać, nie po pojedynczym odsłuchu…

Muzycy Agusa nie poszli na łatwiznę. Mogli nagrać kopię cenionego debiutu, podążyli jednak w nieco innym kierunku i nie jest to najbardziej oczywista ani najłatwiejsza do przebrnięcia ścieżka. Rzucili wyzwanie sobie samym oraz słuchaczom, podjęli ryzyko, nagrywając muzykę, która już sama w sobie nie należy do najłatwiejszych w odbiorze, w dodatku podali ją w formie, która może potencjalnie zniechęcić wiele osób do poznania tej płyty. Choć z drugiej strony – czy ci, którzy mogą być potencjalnymi miłośnikami twórczości zespołu Agusa, to ta sama grupa słuchaczy, która zniechęca się bardziej złożonymi formami muzycznymi? Chyba jednak nie – niestraszne nam kilkunastominutowe improwizacje, mozolne rozwijanie jednego motywu czy rockowy ogień pomieszany z folkowymi szaleństwami. Wszystko to znajdziemy na drugim albumie Agusy. I podobnie jak w przypadku Högdit, Två z pewnością znajdzie się na wielu listach ulubionych tegorocznych płyt tych słuchaczy, którzy nie boją się wyjść poza wydawnicze oczywistości i szukają głębiej. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że będzie to jeden z moich ulubionych zespołów na długie lata. Ciężko mi sobie w tej chwili wyobrazić, by kwintet był w stanie zepsuć coś, co zaczęło się tak wyśmienicie w zeszłym roku.


--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

2 komentarze:

  1. Högdit chyba jednak bardziej przypadł mi do gustu. Två też fajnie się wkręca (zwłaszcza Gånglåt från Vintergatan jako idealna ścieżka dźwiękowa do serialu o Sułtanie xD - co jak co, ale muzykę ten serial ma dobrą!), ale pięć utworów mnie trochę mniej przeraża... tak, jestem mięczakiem ;_;.

    OdpowiedzUsuń
  2. podziel sobie każdy z tych kawałków na 3 ścieżki, będzie łatwiej :D

    OdpowiedzUsuń