Szwedzka grupa Agusa szturmem
zdobyła serca fanów muzyki progresywnej kapitalnym zeszłorocznym debiutem – Högtid. Choć ten album nie był
pozbawiony muzycznych hołdów dla mistrzów wymagającego grania sprzed
kilkudziesięciu lat, Szwedom udało się stworzyć płytę, która zdecydowanie
wyróżniała się w tamtym i tak przecież bardzo mocnym wydawniczo roku. Ledwie
rok później otrzymujemy płytę numer dwa, zatytułowaną po prostu Två i choć już na debiucie trudno było
mówić o dźwiękach przystępnych i łatwych w odbiorze dla każdego, tym razem
grupa poszła krok dalej, gdyż na Två
składają się zaledwie… dwie kompozycje. Strona A wydania winylowego składa się
w całości z dwudziestominutowego utworu Gånglåt
från Vintergatan, zaś strona B to osiemnastominutowa kompozycja Kung Bores Dans. Przerażonym długością
utworów już dziękuję (mięczaki…), pozostałych zapraszam do dalszej lektury.
Gånglåt från Vintergatan rozpoczyna się dość niepozornie. Nie mamy
tu żadnego wybuchu na sam początek ani żadnej charakterystycznej zagrywki, wręcz
przeciwnie – zaczyna się subtelnie, trochę leniwie i dopiero w połowie drugiej
minuty powoli na pierwszy plan wysuwa się inspirowany muzyką folkową motyw,
który będzie wiódł tę kompozycję przez jej pierwszą część. Pod koniec piątej
minuty dominować zaczyna urzekający motyw klawiszowy grany przez Jonasa Berge,
wprowadzający słuchaczy w znane już z pierwszej płyty klimaty nawiązujące
trochę do Bliskiego Wschodu (pamiętacie fantastyczne Östan om sol, västan
om måne?) – wszystko to na tle hipnotyzujących patentów granych
przez sekcję rytmiczną. Cudownie w tym wszystkim odnajduje się flecistka Jenny
Puertas, która na stałe dołączyła do grupy przed nagraniem tego krążka. W połowie
kompozycji ster ponownie przejmują organy, tym razem nawiązujące brzmieniem do
klasyki hard rocka wczesnych lat 70. Z każdą minutą daje się odczuć coraz
większą intensywność utworu. Całość brzmi tak, jakby Jonas, Jenny oraz
gitarzysta Mikael Ödesjö na bazie zwiększającej stopniowo tempo sekcji
rytmicznej po prostu improwizowali, zaskakując się wzajemnie coraz to nowszymi
motywami i wracając od czasu do czasu do motywu głównego. W drugiej części
kompozycji to właśnie gitara słyszalna jest dużo wyraźniej, aż do kulminacji w
15. minucie, gdy tuż przed wyciszeniem cały kwintet pracuje na pełnych
obrotach. Końcowe minuty do wspomnianej kulminacji to granie nieco tajemnicze,
melancholijne, niepozbawione uroku, zmierzające stopniowo do… no właśnie, do
kulminacji numer dwa. I kiedy już zaczynam żałować, że to koniec, przypominam
sobie, że to przecież dopiero połowa płyty.
Kung Bores Dans, stanowiące drugą stronę winylowego wydania, to
początkowo powrót do nieco lżejszego i pogodniejszego klimatu, który z
pewnością docenią fani wczesnego oblicza grupy Camel. Schemat jest tu zbliżony
do pierwszej kompozycji – całość rozwija się bez pośpiechu, stopniowo
zwiększając doznania poprzez coraz większe natężenie dźwięku, a gdy już wydaje
się, że utwór zaczyna niebezpiecznie zmierzać w stronę powtarzalności, muzycy
serwują nam zmianę kierunku. Przy czym należy dodać, że choć ogólny zamysł i
struktura łączą obie kompozycje, na pewno nie można tu mówić o powtarzaniu
własnych pomysłów. W Kung Bore dans
próżno szukać bliskowschodnich motywów, które dominowały w pierwszej połowie
utworu ze strony A, natomiast grupa odważniej zapuszcza się w klimaty
zahaczające o psychodelię. Na tle oszczędnego, ale niezwykle kunsztownego
podkładu sekcji Tobias Petterson (bas) / Tim Wallander (bębny), prawdziwe cuda
czyni gitarzysta Mikael Ödesjö, który raczy nas w okolicach 6-8 minuty tak
cudowną partią gitary, że nie powstydziłby się jej sam David Gilmour. Przy
okazji na chwilę pojawiają się także głosy, bo choć Två to w zasadzie płyta instrumentalna, podobnie jak na debiucie
zespół uzupełnia swoją muzykę bardzo sporadycznymi wokalizami. Po wspomnianej
porywającej solówce gitarzysty całość znacznie przyspiesza i w okolicach połowy
utworu mamy już do czynienia z dynamicznym rytmem zdobionym wspaniałym tłem
organowym i wzorami kreślonymi gitarą. Tym razem zamiast płynnego przejścia w
kolejną część kompozycji mamy całkowite wyciszenie i start „od zera”. Na
pierwszy plan wychodzą organy, do których po kilku minutach dołączają
gitarzysta i flecistka, i wspólnymi siłami tworzą potężny, rockowy motyw, który
z każdym powtórzeniem (a raczej wariacją, bo co chwila słyszymy w nim coś
nowego) zyskuje na mocy. Około 15. minuty mamy już do czynienia z pełnym
hardrockowym ogniem – takie rzeczy grali Purple podczas szalonych scenicznych
improwizacji w pierwszej połowie lat 70. Brzmi obłędnie! Gdy na niecałe dwie
minuty przed końcem całość osiąga szczyt i rozpoczyna się delikatne dogasanie,
czuję jakby wszystkie emocje nagromadzone przez te niemal 40 minut powoli
uchodziły ze mnie. Fortepianowe zwieńczenie to już tylko przystawka –
soundtrack do pożegnania z albumem. Tyle że z taką płytą nie da się tak po
prostu pożegnać, nie po pojedynczym odsłuchu…
Muzycy Agusa nie poszli na
łatwiznę. Mogli nagrać kopię cenionego debiutu, podążyli jednak w nieco innym
kierunku i nie jest to najbardziej oczywista ani najłatwiejsza do przebrnięcia
ścieżka. Rzucili wyzwanie sobie samym oraz słuchaczom, podjęli ryzyko,
nagrywając muzykę, która już sama w sobie nie należy do najłatwiejszych w
odbiorze, w dodatku podali ją w formie, która może potencjalnie zniechęcić wiele
osób do poznania tej płyty. Choć z drugiej strony – czy ci, którzy mogą być
potencjalnymi miłośnikami twórczości zespołu Agusa, to ta sama grupa słuchaczy,
która zniechęca się bardziej złożonymi formami muzycznymi? Chyba jednak nie –
niestraszne nam kilkunastominutowe improwizacje, mozolne rozwijanie jednego
motywu czy rockowy ogień pomieszany z folkowymi szaleństwami. Wszystko to
znajdziemy na drugim albumie Agusy. I podobnie jak w przypadku Högdit, Två z pewnością znajdzie się na wielu listach ulubionych
tegorocznych płyt tych słuchaczy, którzy nie boją się wyjść poza wydawnicze
oczywistości i szukają głębiej. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że
będzie to jeden z moich ulubionych zespołów na długie lata. Ciężko mi sobie w
tej chwili wyobrazić, by kwintet był w stanie zepsuć coś, co zaczęło się tak
wyśmienicie w zeszłym roku.
--
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Högdit chyba jednak bardziej przypadł mi do gustu. Två też fajnie się wkręca (zwłaszcza Gånglåt från Vintergatan jako idealna ścieżka dźwiękowa do serialu o Sułtanie xD - co jak co, ale muzykę ten serial ma dobrą!), ale pięć utworów mnie trochę mniej przeraża... tak, jestem mięczakiem ;_;.
OdpowiedzUsuńpodziel sobie każdy z tych kawałków na 3 ścieżki, będzie łatwiej :D
OdpowiedzUsuń