Zacznę nietypowo. Na samym końcu
wydania kompaktowego czwartej płyty bardzo lubianego przeze mnie i
obserwowanego bacznie już od dobrych czterech lat islandzkiego tria The Vintage
Caravan mamy jedenasty numer – The Chain.
Odważnie. Oryginał to jeden z najlepszych i najbardziej chwytliwych rockowych
kawałków w historii, w dodatku coverowano go już mnóstwo razy. Panowie nie
pokombinowali tu raczej ze strukturą kompozycji – nie wywrócili tego numeru do
góry nutami. Zagrali dość wiernie oryginałowi, z odrobiną dodatkowego ciężaru.
I nawet jeśli z oczywistych powodów brakuje ciężaru gatunkowego i iskier w
powietrzu (nic nie pobije Stevie Nicks i Lindseya Buckinghama wykrzykujących
sobie niemal prosto w oczy pełne pretensji słowa tego numeru we wczesnych
wykonaniach koncertowych, tuż po ich rozstaniu, które miało zresztą miejsce w
okolicy nagrywania wersji studyjnej), to tej nowej wersji słucha się cholernie
dobrze. To dobry, dość bezpieczny cover genialnego numeru. W dodatku był
katalizatorem tego, że przez większość czasu w ostatnich trzech dniach
słuchałem wyłącznie różnych koncertowych wersji tego utworu w wykonaniu
Fleetwood Mac. Ostatni tak silny przypadek Syndromu Zapętlenia Jednego Utworu
miałem z 12 lat temu, kiedy przez jakieś 40 godzin słuchałem na zmianę tylko
dwóch wersji (studyjnej i unplugged) Down
in a Hole Alice in Chains… Sami więc widzicie, że nie dało się zacząć tego
tekstu inaczej.
▼
piątek, 28 września 2018
wtorek, 25 września 2018
Joe Bonamassa - Redemption [2018]
Jakoś w okolicy wydania płyty Different Shades of Blue zacząłem
narzekać na to, że Joe Bonamassa zbyt często wypuszcza nową muzykę, na czym
cierpi jakość kolejnych albumów. Niby wszystko było w porządku, ale tamten
krążek nie był w stanie wywołać we mnie absolutnie żadnej ekscytacji i po dziś
dzień pozostaje jednym z niewielu solowych albumów gitarzysty, których nie mam.
Ba, od czasu napisania jego recenzji chyba nie miałem okazji go słuchać. Ku
mojej radości i – co tu ściemniać – wielkie uldze płyta kolejna, Blues of Desperation, była naprawdę
niezwykle udana i przywracała nadzieję, że jednak coś tam jeszcze w Bonamassie
ciekawego siedzi. Dwuletni cykl wydawania solowych albumów chyba mu posłużył,
choć pamiętajmy, że przecież dochodzą do tego płyty koncertowe oraz krążki z
Beth Hart i Black Country Communion, więc raczej trudno tu mówić o tym, że
Bonamassa ma więcej czasu na komponowanie. Może po prostu w jego przypadku mamy
klasyczną sinusoidę? Płyta lepsza, płyta słabsza, płyta lepsza…
niedziela, 23 września 2018
Billy F. Gibbons - The Big Bad Blues [2018]
Trzy lata temu Billy Gibbons
zdecydował się na krok dość nieoczekiwany i w wieku 66 lat wydał swoją pierwsza płytę solową. Płytę momentami zaskakującą jak sama decyzja, by ją wydać, bo łączącą
klimaty, z którymi brodacza z ZZ Top kojarzymy najbardziej, z brzmieniami
nowoczesnymi, nawet tanecznymi, okraszonymi w dodatku równie nowoczesnymi
smaczkami produkcyjnymi. Efekt końcowy był dość kontrowersyjny i trudny do
jednoznacznej oceny, ale na pewno nie była to płyta nudna i przewidywalna. Na
swoim drugim krążku Gibbons zmienia jednak kurs i przy pomocy paru kumpli (w
tym Matta Soruma znanego z The Cult i Guns n’ Roses oraz muzyków, którzy
pojawili się już na Perfectamundo)
serwuje płytę dokładnie taką, jakiej można by oczekiwać po tytule – The Big Bad Blues.
piątek, 21 września 2018
Riverside - Wasteland [2018]
Grupa Uriah Heep twierdziła ponad
40 lat temu w jednej ze swoich kompozycji, że „nie da się stłamsić dobrego
zespołu”. Wiedzieli, co mówią, choć największe wyzwania i tragedie (a trochę
ich się im trafiło) były jeszcze przed nimi. Dziś podobny podpis można
umieszczać pod zdjęciem zespołu Riverside. Tria. Może trochę to trio oszukane,
bo przecież i na żywo, i w studiu w wielu momentach wspomagane przez
przyjaciół, ale trio. Nic dziwnego, że grupa zdecydowała się na swoim nowym
albumie zagłębić w tematykę post-apokaliptyczną – tak w zakresie tekstów, jak i
oprawy graficznej (to zresztą jedna z moich ulubionych okładek, jakie Travis
Smith wykonał dla polskiej formacji – dotyczy to zarwno okładki płyty jak i
towarzyszących jej singli). W końcu przeżyli „koniec świata”, po którym
niepewnie wychodzili z bunkra na powierzchnię, by sprawdzić, czy po tym „końcu
świata” da się stworzyć nowy świat, niekoniecznie taki sam, ale może równie
dobry. Wasteland jest pierwszą
prawdziwą próbą i fascynującym dokumentem powracania do normalności. Z
szacunkiem do przeszłości, ale bez ciągłego jej rozpamiętywania.
wtorek, 18 września 2018
Onségen Ensemble - Duel [2018]
Fińska formacja Onségen Ensemble określana
jest jako zespół grający rock progresywny. Nie lękajcie się jednak. Jeśli ta
łatka kojarzy wam się z nudziarstwem, zbyt długimi solówkami i przerostem
wszystkiego nad wszystkim, to spieszę donieść, że w przypadku tej grupy jest
inaczej. Ja nazwałbym ich twórczość „muzyką niełatwą”. To może wcale nie
uspokoić części z was, ale lepiej oddaje zawartość nowej płyty formacji.
Zadebiutowali dwa lata temu albumem Awalaï,
natomiast w czerwcu tego roku światło dzienne ujrzało wydawnictwo numer dwa – Duel. Muzycy ponownie serwują nam
czterdzieści kilka minut materiału podzielonego na niezbyt wiele dość długich,
złożonych kompozycji.
sobota, 15 września 2018
Ring van Mӧbius - Past the Evening Sun [2018]
„To zespół z 1971 roku, ale
grający obecnie” – tego typu informację można znaleźć na facebookowym profilu
norweskiego tria Ring van Mӧbius. I kapitalnie oddaje to stan faktyczny. Ja to
może nawet jeszcze bym to wstecz pchnął i napisał, że z 1969. Bo wpływy
debiutanckiej płyty King Crimson na muzykę norweskiego zespołu są olbrzymie, a wcale
nie mniej panowie czerpią z muzyki także debiutującej w tym samym roku grupy
Van Der Graaf Generator. Debiutancki album nagrany przez na oko całkiem już
doświadczonych muzyków, którzy musieli grać wcześniej w innych formacjach, to
kwintesencja retro-proga – gatunku w gatunku. Z zasady opartego na sprzeczności
– jak coś, co jest tak wierną kopią czegoś kilkudziesięcioletniego może być
progresywne? No nie może być, ale na tym właśnie polega urok retro. Lubi się te
klimaty mimo, że nie ma w tym absolutnie nic odkrywczego. Czy kopiowanie
nowatorskich rozwiązań samo w sobie jest nowatorskie? Ani trochę. Czy jest
przyjemne dla ucha? Bardzo często. W tym przypadku jak najbardziej tak.
czwartek, 13 września 2018
Oblivious - När Isarna Sjunger [2018]
Oblivious to formacja ze Szwecji,
która – jak to zazwyczaj współczesne formacje ze Szwecji – kapitalnie radzi
sobie z graniem w stylu, w którym podobno nikt już dzisiaj nie gra (takie
opinie mogą oczywiście wygłaszać wyłącznie nieszczęśnicy, którzy słuchają
jedynie tego, co serwują komercyjne stacje radiowe, no ale sami są sobie winni,
więc nie poświęcajmy im więcej miejsca…). Tu nie ma polerki brzmienia, choć
jest momentami chwytliwie i wręcz przebojowo. Jest za to klasyczne, melodyjne
riffowanie oraz opieranie kompozycji zarówno na instrumentalnych pojedynkach,
jak i na nośnych refrenach, które z łatwością wpadają do głowy. To płyta raczej
z tych, które może i nie olśnią i nie trafią do czołówek zestawień ulubionych krążków
danego roku, ale z pewnością wzbudzą wiele pozytywnych emocji u fanów
klasycznego rockowego grania.
wtorek, 11 września 2018
Distorted Harmony - A Way Out [2018]
Distorted Harmony to zespół z
Izraela, który w ostatnich latach zdobył już całkiem niezłą pozycję w szufladce
efektownego, nawet dość przebojowego progresywnego metalu. A Way Out to ich trzeci album i wydaje się, że to kolejny krok w
stronę tego, by przebić się do świadomości większej liczby słuchaczy tego
gatunku. Przyznaję, nie jest to muzyka, która trafia na tego bloga zbyt często.
O ile jeszcze z dziesięć czy dwanaście lat temu starałem się grzebać nieco w
takich muzycznych klimatach, o tyle teraz raczej tego typu dźwięki nie trafiają
do mojego odtwarzacza. Ale zachowując otwartą głowę, postanowiłem spróbować. W
końcu nie samym retro rockiem i psychodelią człowiek żyje.
niedziela, 9 września 2018
Aaron Lee Tasjan - Karma for Cheap [2018]
Aaron Lee Tasjan nie jest może
artystą, którego nazwisko mówiłoby zbyt wiele słuchaczom w Polsce, ale gość
mimo młodego wieku już od dość długiego czasu próbuje swoich sił na scenie i
stopniowo buduje pozycję w branży muzycznej. Wydawał muzykę z kilkoma grupami,
które choć chwalone przez krytyków, nigdy nie zdobyły większej popularności,
nagrał kilka EP-ek z własnym materiałem, wreszcie przewinął się przez moment
przez skład kolejnego wcielenia legendarnych New York Dolls. Od kilku lat
ruszył jednak na dobre i stara się regularnie wypuszczać nowe solowe płyty. Karma for Cheap to już trzecia z nich,
jednak pierwsza, z którą miałem styczność. Styczność przypadkową, ale – jak to
często bywa – właśnie takie przypadki okazują się bardzo przyjemne.
czwartek, 6 września 2018
Ian Gillan & the Javelins - s/t [2018]
Ian Gillan to wokalista, który
oczywiście musi kojarzyć się przede wszystkim z najbardziej znanym (oraz
kilkoma mniej znanymi) składem Deep Purple. W końcu jego staż w grupie to już
niemal 40 lat. Ale Gillan to także artysta o wielu muzycznych twarzach. Wydawał
przecież zarówno płyty metalowe, jak i jazz-rockowe. Śpiewał chwilowo w Black
Sabbath, ma na koncie płytę z masą zaproszonych sławnych gości, na której
zręcznie żonglował gatunkami, do tego pracował swego czasu jako narrator przy dokumencie
o Chopinie. Wszechstronny chłop. Za sprawą płyty projektu Ian Gillan & the
Javelins poznajemy kolejną z tych twarzy lub też masek, w dodatku tę, którą „założył”
na samym początku.
środa, 5 września 2018
Alice in Chains - Rainier Fog [2018]
Muzycy Alice in Chains nigdy nie
należeli do tych, co to ledwo wrócą z trasy promującej jedną płytę, a już
siedzą w studiu, nagrywając kolejną. Od samego początku fani tego zespołu
musieli znajdować w sobie olbrzymie pokłady cierpliwości i zaufania, że jednak
w końcu kiedyś kolejna płyta się ukaże. Tego podejścia nie zmieniła nawet
wymuszona zmiana na stanowisku wokalisty. Choć William DuVall śpiewa w grupie
od 2006 roku, Rainier Fog to dopiero
trzeci krążek z jego udziałem. Ale to nie wyścigi, a grupy, które są w takiej
sytuacji, jak Alice in Chains, na pewno nieco ostrożniej stawiają kolejne
kroki. Dlatego nikt nosem nie kręcił i wszyscy fani cierpliwie czekali(śmy) na
następcę kapitalnego Black Gives Way to
Blue (2009) i bardzo solidnego The
Devil Put Dinosaurs Here (2013). Zniecierpliwienie pojawiło się dopiero w
ostatnich miesiącach, gdy grupa zaczęła prezentować kolejne single zwiastujące
album, i okazało się, że spodziewać możemy się krążka naprawdę znakomitego. Po
takich zapowiedziach poprzeczka powędrowała wysoko, co oczywiście stworzyło
konkretny klimat podekscytowania fanów, ale też mogło zakończyć się sporym
rozczarowaniem.
wtorek, 4 września 2018
Pain of Salvation [support: Kingcrow] - Kraków [Klub Studio], 2 IX 2018 [galeria zdjęć]
Szwedzka formacja Pain of Salvation może liczyć na sporą sympatię polskich fanów ciężkiej odmiany muzyki progresywnej. Potwierdził to zeszłoroczny występ zespołu na Ino-Rock Festival, podczas którego zespół dowodzony przez Daniela Gildenlöwa oczarował słuchaczy. Bardzo ciepło została także przyjęta ostatnia płyta studyjna grupy - In the Passing Light of Day. Tym razem formacja odwiedziła Polskę już niemal na samym początku kolejnej części trasy koncertowej. Przywieźli ze sobą także support - również koncertującą już wcześniej w naszym kraju włoską grupę Kingcrow. Zespoły zagrały u nas dwa koncerty - w warszawskiej Progresji i krakowskim Klubie Studio. Odwiedziny w Krakowie były strzałem w dziesiątkę, gdyż zbudowany w zasadzie od nowa Klub Studio oferuje nie tylko znakomite brzmienie, lecz także znakomite warunki do oglądania koncertów.
Pain of Salvation