wtorek, 23 lipca 2024

Deep Purple - =1 [2024]

Kiedy w 2013 roku Deep Purple po raz pierwszy pracowali z legendarnym producentem Bobem Ezrinem, wydawało się, że efektem tej współpracy jest być może ostatni studyjny album zespołu. Panowie mieli już swoje lata, poprzedni krążek wydali osiem lat wcześniej, wiadomo też, jaki jest stosunek wielu doświadczonych wykonawców do wydawania obecnie nowej muzyki. I w zasadzie przy każdej kolejnej płycie pojawiały się te same pogłoski, że to może być zamkniecie studyjnego dorobku Deep Purple. Istniały też pewne przesłanki, by tak myśleć – nagrywanie płyty z coverami, umieszczanie na końcu albumu nowej wersji kompozycji, która otworzyła pierwszą płytę Deep Purple. Dla wielu był to jasny sygnał, że grupa się z nami żegna. Przyznaję, sam tak podejrzewałem. Tymczasem mamy lipiec 2024 roku, a Deep Purple właśnie wydają nowy, 23. album studyjny i już piąty nagrany pod okiem i uchem Ezrina. Producent niewątpliwie odświeżył brzmienie formacji i być może wydłużył nieco żywot zespołu, jeśli chodzi o dorobek studyjny. Swoje jednak dokłada także w tym aspekcie nowy gitarzysta, Simon McBride.

Dla zespołu z takim stażem jak Deep Purple nowy członek w grupie to zawsze spora rewolucja, ale też dopływ świeżej krwi i energii, nawet jeśli zastępuje najmłodszego muzyka w zespole, a nie jednego z tych, którzy w grupie są od zawsze. McBride to piętnasty w historii muzyk Deep Purple, tworzący z pozostałymi panami Mark IX, czyli dziewiąty skład osobowy zespołu. To także piąty gitarzysta w historii Deep Purple, lecz – co ciekawe – dopiero pierwszy zastępca Blackmore’a, który jest Brytyjczykiem, a nie Amerykaninem. To tyle z ciekawostek, przejdźmy do konkretów. Wydaje mi się, że =1 może być najdynamiczniejszym od lat albumem Deep Purple. Odnosiłem wrażenie, że w ostatnich latach brakowało na płytach grupy nieco większego pazura. Owszem, zdarzały się kompozycje cięższe, mocniejsze, ale stanowiły raczej wyjątek. Tu wręcz czasami nawet miałem wrażenie, jakby grupa chciała nagrać kontynuację The Battle Rages On, czyli ostatniego albumu z Blackmore’em, wydanego w 1993 roku. Tę dynamikę słychać od pierwszych utworów: Show Me, A Bit on the Side i Sharp Shooter. Pewnie – to nie Speed King, ale moc i dynamika jednak są.

Co ciekawe, zespół brzmi w takich klimatach bardzo naturalnie, a można by pomyśleć, że – biorąc pod uwagę wiek czterech z pięciu muzyków – zdecydowanie bardziej będą im pasowały spokojniejsze, snujące się powoli bluesy, w stronę których szli już przecież dawno temu, choćby w Walk On z płyty Bananas. A tu niespodzianka. Niemal osiemdziesięcioletni goście (z pomocą nowego, 45-letniego kolegi) grają tak, jakby mieli przynajmniej z 25 lat mniej. Oczywiście upływ czasu słychać przede wszystkim w głosie Iana Gillana. Gość ma 78 lat, nawrzeszczał się w swoim życiu na scenie za kilku, od dobrych 35 lat nie śpiewa już tak, jak za czasów swojej młodości, i z każdą kolejną trasą ten wiek słychać w jego przypadku coraz bardziej, ale co innego koncerty, gdzie niestety musi mierzyć się przede wszystkim z materiałem, który nagrywał 55 lat temu, a co innego praca w studio, gdzie oczywiście warunki zupełnie inne, a i da się sporo poprawić i podciągnąć, jeśli trzeba. Czy materiał zawarty na =1 brzmiałby potężniej, gdyby zespół poszukał sobie młodszego wokalisty? Takiego, no, może nie 25-letniego, ale chociaż około 40-stki, czyli jeszcze u szczytu możliwości głosowych? Pewnie tak. A jednak coś by chyba wtedy nie pasowało. Ten zmęczony już niewątpliwie, nie tak już mocny, niedomagający nawet momentami głosy Gillana pasuje do tego najklasyczniejszego z możliwych hardrockowego brzmienia bardzo dobrze. W końcu z jakiegoś powodu wolimy jednak w muzeach oglądać oryginały obrazów takiego Rembrandta, a nie ich cyfrowo podrasowane, poprawione i wygładzone przez AI współczesne kopie. Bo wolimy, prawda?

Wracając do muzyki, zespół nie zwalnia tempa i nie schodzi z intensywności także w Old-Fangled Thing i Now You’re Talking. I co ważne, znakomicie łączy ten ciężar z chwytliwością, bo to są numery, które faktycznie łatwo zostają w głowie, choć niewątpliwie wybór singli też był całkiem niezły, bo Portable Door, Pictures of You i Lazy Sod wpadają w ucho i choć lecą po utartych schematach, nie wpadają w banał. Momentów spokojniejszych mamy tu niewiele. W zasadzie tylko If I Were You i I’ll Catch You są utrzymane w spokojniejszym klimacie. Do tego jeszcze I’m Saying Nothing, choć tu jest nieco wolniej, ale ciężaru wcale nie brakuje. I gdy już się wydaje, że postanowili na tej płycie całkowicie zrezygnować z nieco dłuższych form i oprzeć się w zasadzie w całości na trzy-czterominutowych kawałkach, na koniec dostajemy najdłuższy i w mojej opinii najlepszy utwór w zestawie, czyli Bleeding Obvious, w którym momentami jedyny raz na tej płycie flirtują z prog rockiem. Aż szkoda, że kończy się tak nagle.

Czy =1 stanie się klasykiem w dorobku Deep Purple na miarę In Rock, Machine Head czy choćby Perfect Strangers. Nie no, nie żartujmy. Nie ma na to szans. Ilu znacie wykonawców, którzy po ponad 55 latach na scenie nagrywają jeden ze swoich najlepszych albumów? Nie mówiąc już o tym, że nagranie świetnej płyty niekoniecznie równa się temu, że stanie się ona klasykiem w dorobku takiego wykonawcy. Zatem nie, =1 pewnie nigdy nie zostanie wymieniona wśród pięciu najlepszych płyt Deep Purple, ale przecież zupełnie nie o to tu chodzi. Ci goście mogliby już nic nie robić. Swoje nagrali. Wiedzą, że list przebojów już nie zawojują, żaden ich nowy numer nie stanie się klasykiem, a na koncertach fani dalej będą głównie czekali na utwory sprzed 50-55 lat. Nagrywają, bo lubią. Bo sprawia im to przyjemność. I to słychać na =1. Przyjemność ze wspólnej pracy. To chyba największa zaleta tego wydawnictwa. To, że same numery są bardzo solidne i przyjemne dla ucha, też nie przeszkadza.

Premiera: 19 lipca 2024 r.

1. Show Me (3:59)
2. A Bit on the Side (4:10)
3. Sharp Shooter (3:44)
4. Portable Door (3:48)
5. Old-Fangled Thing (4:08)
6. If I Were You (4:42)
7. Pictures of You (3:51)
8. I'm Saying Nothin' (3:28)
9. Lazy Sod (3:40)
10. Now You're Talkin' (4:05)
11. No Money to Burn (3:21)
12. I'll Catch You (3:20)
13. Bleeding Obvious (5:50)

 

--

Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia w każdy piątek o 21 oraz Scand-all w środy o 18, a także na Bizoncjum w co czwarty wtorek miesiąca o 18.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
W pierwszą sobotę miesiąca (oraz okazjonalnie w inne soboty) o 20 współprowadzę audycję Nie Dla Singli oraz prowadzę audycję Jeden Dwa Trzy w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej.

2 komentarze:

  1. Rzetelny komentarz. Zgadzam się w 100 proc. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby miło, że dalej powstają nowe albumy, ale z ostatnich trzech płyt ekscytuje mnie może jeden utwór. Trochę szkoda talentu muzyków na w sumie muzykę tła, ale zgoda, że słucha się bardzo przyjemnie.

    Dziękuję za kolejne wpisy!

    OdpowiedzUsuń