Lion Shepherd wyewoluowali kilka
lat temu z grupy Maqama i pod koniec 2015 roku zadebiutowali kapitalnym albumem Hiraeth. Trasa w charakterze supportu
Riverside niewątpliwie pozwoliła dotrzeć do sporego grona odbiorców, podobnie
jak występ na małej (choć głównie z nazwy, bo na pewno nie ze względu na
rozmiary) scenie Przystanku Woodstock. O pracach nad drugą płytą słyszeliśmy
już od jakiegoś czasu i można śmiało powiedzieć, że wiele osób na ten krążek
czekało. Po takim debiucie – nic dziwnego! To oczywiście sprawiało, że i
oczekiwania były naprawdę duże. Czy grupie udało się je spełnić? A czy dzik sra
w lesie?
▼
sobota, 29 lipca 2017
czwartek, 27 lipca 2017
Bell - Tidecaller [2017]
Bell to formacja ze Szwecji, z
którą po raz pierwszy zetknąłem się kilka tygodni temu. Nic dziwnego akurat w
tym przypadku, bo Tidecaller to
pierwsze wydawnictwo zespołu. Mocno psychodeliczna, kolorowa (choć jednak trochę zbyt kiczowata jak na mój gust) okładka, do tego sam zespół
określa swoją muzykę jako mieszankę stonera, heavy metalu i ciężkiego rocka. Z
grubsza temat klaruje się jeszcze przed odsłuchem, choć i ten od razu wyjaśnia,
z czym mamy do czynienia. Takich grup jest obecnie mnóstwo, a całkiem spory ich
procent działa w Skandynawii. Trzeba zatem solidnie się postarać, żeby w tym
oceanie grających ciężko formacji jakoś się wybijać. Nazwa taka jak Bell raczej
w szybkim zaistnieniu nie pomoże, ale może muzyka będzie w tym aspekcie
skuteczniejsza?
niedziela, 23 lipca 2017
Riverdogs - California [2017]
Formacja Riverdogs przez lata
była mi znana głównie z nazwy. Na przełomie lat 80. i 90. były gitarzysta
Whitesnake i Dio – Vivian Campbell – miał wyprodukować wczesne dema nowej
grupy, ale okazało się szybko, że dogaduje się z muzykami tak znakomicie, że
wkrótce dołączył do powstającego zespołu, co niewątpliwie pozwoliło formacji
dotrzeć tu i tam – w końcu Campbell był uznawany w latach 80. za jednego z największych
gitarowych wymiataczy. Jednak wkrótce po wydaniu debiutanckiego krążka, który
nie dostał należytego wsparcia wytwórni, otrzymał ofertę dołączenia do Def
Leppard, co być może przekreśliło szanse Riverdogs na większą karierę. Grupa
jednak co jakiś czas wydawała nowy materiał, czasami nawet w składzie z
Campbellem (jak zawierająca niewydane wcześniej nagrania z początku XXI wieku EP-ka
World Gone Mad). Wydaje się, że
przymusowa przerwa w koncertowych planach Def Leppard na początku zeszłego roku
stała się okazją do nagrania nowego materiału, bo w 2017 roku Riverdogs
powracają swoim pierwszym od wielu lat całkiem premierowym wydawnictwem –
albumem California. Album wydaje
Frontier Records, co samo w sobie mocno sugeruje nawet tym, którzy wcześniej
nie mieli do czynienia z Riverdogs, że znajdziemy na nim sporo melodyjnego,
wpadającego w ucho gitarowego rocka…
czwartek, 20 lipca 2017
Skunk - Doubleblind [2017]
Doubleblind to pierwszy album amerykańskiej formacji Skunk.
Debiutanci? No raczej nie. Patrząc na panów, debiuty muzyczne mają już dawno za
sobą. To grupa doświadczonych gości, którzy zapewne w niejednej formacji
wcześniej grali. Ale to tylko moje domysły, bo znalezienie jakichkolwiek
informacji o ich muzycznej przeszłości z perspektywy gościa piszącego o muzyce
gdzieś na drugim końcu świata graniczy z cudem. Skupmy się zatem na faktach.
Dwa lata temu wydali swoje demo Heavy
Rock from Elder Times, na którym znalazło się sześć numerów. Cztery z nich
zespół nagrał ponownie, dodał cztery kolejne i mamy album Doubleblind.
środa, 19 lipca 2017
Mythic Sunship - Land Between Rivers [2017]
Mythic Sunship to duńska formacja
specjalizująca się w długich kompozycjach osadzonych w klimatach ciężkiej
psychodelii. Bardziej niż struktura utworu liczą się tu emocje, wyobraźnia i
spontaniczność. Land Between Rivers
to już piąty krążek zespołu, wydany ledwie rok po poprzednim, pomysłów więc –
jak widać – nie brakuje. Przyznam, że nie miałem wcześniej styczności z tą
grupą, trafiłem na nich dopiero niedawno, gdy rozpocząłem intensywniejsze
wykopaliska na muzycznej mapie Danii. Już widzę, że wykopaliska te będą niezwykle
owocne, bo na dzień dobry trafiam na taką perełkę. Przygotujcie się na niezły odlot z intensywnymi doznaniami po
drodze.
piątek, 14 lipca 2017
The Myrrors - Hasta la Victoria [2017]
Do posłuchania płyty Hasta la Victoria skłoniła mnie
kapitalna, bardzo klimatyczna okładka tego albumu. Nie znałem wcześniej
formacji The Myrrors, choć zespół z Arizony ma już na koncie kilka krążków i
panowie na pewno nowicjuszami nie są. Po raz kolejny okazało się, że jeśli
okładka zwraca moją uwagę tak bardzo, że postanawiam słuchać w ciemno płyty
kompletnie nieznanej mi formacji, to i sama muzyka ma wszelkie szanse mnie
oczarować. Oczarowała, o rany, oczarowała! Na Hasta la Victoria jest absolutnie wszystko, czego szukam w muzyce z
pogranicza psychodelii i brzmień folkowych. Ale może po kolei…
środa, 12 lipca 2017
Adrenaline Mob - We the People [2017]
Przyznaję, że formacją Adrenaline
Mob w dużej mierze przestałem się interesować po odejściu z niej Mike’a
Portnoya. Ani słaba druga płyta, ani seria zmian w składzie (w niektórych
przypadkach wymuszonych) nie sprzyjały zmianie tej sytuacji. Być może debiut
tego zespołu – Omertá – nie zawierał
muzyki przesadnie wyszukanej, ale było tam sporo dobrych, mocnych rockowych
kawałków, do których dobrze machało się różnymi częściami ciała. Takich, przy
których kapitalnie krzyczy się na koncercie, co zresztą sprawdziłem osobiście w
2012 roku w krakowskim klubie Studio. Mówiąc szczerze, do nowego krążka
podszedłem bez jakichkolwiek oczekiwań – na zasadzie: włączę, może coś mi się
spodoba. To chyba najlepsze możliwe nastawienie w przypadku tej grupy. Ale i
ono niestety nie przyniosło zbyt pozytywnych efektów.
poniedziałek, 10 lipca 2017
Labyrinth - Architecture of a God [2017]
Żaden ze mnie fan power metalu. W
zasadzie to poza nielicznymi wyjątkami żaden ze mnie fan jakiegokolwiek metalu.
Ale jednak tak się jakoś złożyło, że w okolicy liceum trafiłem na włoską
formację Labyrinth. Odwiedzałem wówczas często budkę z kasetami na
radomszczańskim bazarku (to już czasy oryginałów, nie taktowskich podróbek za
14000 złotych) i pewnego dnia pan kasetosprzedawca włączył coś, mówiąc, że to
powinno mi się spodobać. Nie do końca wiem, skąd u niego taki pomysł, bo
przecież nigdy wcześniej nie kupowałem kaset powermetalowych, a w tamtym
okresie zaczynałem właśnie przygodę z Iron Maiden, ale włączył i okazało się,
że faktycznie – spodobało mi się. Po krótkim odsłuchu kupiłem wtedy dwie kasety
Labyrinth – Return to Heaven Denied i
nową wtedy Sons of Thunder. Słuchałem
ich w tamtym okresie dość często, po kilku latach zamieniłem sobie nawet
wysłużone kasety na płyty CD. Ale nigdy nie zagłębiłem się bardziej w ten
gatunek, nigdy też nie sięgnąłem po żadne z kolejnych wydawnictw Labyrinth, być
może zniechęcony trochę ciągłymi zmianami w składzie grupy (w tym tymczasowym
odejściem lidera Olafa Thörsena oraz – już dużo później – wokalisty Roba
Tyranta). Jednak od czas do czasu wciąż wracam do tych dwóch albumów, bo ta
mieszanka chwytliwego włoskiego power metalu z mocno klawiszowym rockiem
progresywnym w stylu wczesnego Dream Theater ma w sobie jednak coś przyjemnego.
Architecture of a God to ósmy krążek
formacji, pierwszy od 2010 roku. No dobrze, w sumie czemu nie spróbować?
piątek, 7 lipca 2017
Hair of the Dog - This World Turns [2017]
Ze szkockim triem Hair of the Dog
zetknąłem się po raz pierwszy, gdy zespół wydał swoją drugą płytę – The Siren’s Song. Uwagę przykuwała
psychodeliczna okładka, ale w jeszcze większym stopniu po prostu świetna muzyka
zawarta na tamtym albumie. Z miejsca stali się jednym z moich ulubionych
zespołów europejskiej sceny retro/hardrockowej. Oczywiście wraz z tym
przychodzą oczekiwania. I tu często pojawia się problem, bo zespoły, które raz
oczarowały, czasami zwyczajnie nie mają w sobie drugiej tak udanej płyty i z
czasem entuzjazm zarówno muzyków jak i fanów nieco opada. Nie tym razem jednak –
Hair of the Dog za kilka dni wydadzą swój trzeci album, zatytułowany This World Turns, i już teraz wiem, że
jest to wydawnictwo, na które warto było czekać.
poniedziałek, 3 lipca 2017
The Afghan Whigs - In Spades [2017]
Ten blog, o czym stali bywalcy
zapewne już wiedzą, nie jest ani profesjonalnym portalem muzycznym, ani nie
pretenduje do zawodowego dziennikarstwa. Bo i niby czemu miałby, skoro na tym
nie zarabiam? Dlatego nie czuję specjalnej potrzeby zagłębiania się w meandry
historii wszystkich opisywanych przeze mnie zespołów, ekspresowego
przesłuchiwania całej dyskografii wykonawcy, który właśnie wydał interesującą
mnie płytę oraz dokonywania innych generalnie chwalebnych czynów, których
zapewne wymagałby profesjonalizm. Siadam do odsłuchu płyty i czasem mam się do
czego odwoływać, a czasem nie. Stąd często z czystym sumieniem przyznaję się,
że twórczość tego czy tamtego zespołu jest mi zupełnie obca, choć czasem być
może nie powinna. Tak jest właśnie tym razem. The Afghan Whigs to formacja z
około trzydziestoletnim stażem, a jednak In
Spades, ich tegoroczny album – ósmy w ich dorobku – jest pierwszym, który
poznałem. Obiły mi się o uszy jakieś pojedyncze utwory, mniej więcej miałem
pojęcie, jakiego rodzaju muzykę zespół ten wykonuje, ale te zasłyszane gdzieś
kompozycje nigdy nie przekonały mnie, żeby sięgnąć po którąkolwiek z
wcześniejszych płyt w całości. Zatem moje poniższe wrażenia są absolutnie
pozbawione jakichkolwiek odniesień do ich wcześniejszych płyt i jest mi z tym
bardzo w porządku.
sobota, 1 lipca 2017
Moonbow - War Bear [2017]
Moonbow to nazwa, która jeszcze
do niedawna nie mówiła mi absolutnie nic, tymczasem okazuje się, że jest to
formacja składająca się z muzyków, którzy swoje już zrobili wcześniej w innych
zespołach i absolutnie nie są nowicjuszami. Wystarczy wspomnieć grupy takie jak
Valley of the Sun czy The Afghan Whigs. Być może okładka nowej płyty tego
zespołu, War Bear, niebezpiecznie
zbliża się do granicy oddzielającej „fajny klimat” od kiczu, ale kiedy już
album włączymy, okazuje się, że muzycznego kiczu absolutnie tu nie znajdziemy.
A co w takim razie znajdziemy? Mnóstwo świetnego gitarowego łojenia, rasowy głęboki
wokal i sekcję, która kapitalnie napędza wszystkie numery.