Na maila przychodzi informacja o
płycie przedpremierowo dostępnej dla prasy i prośba o skrobnięcie o niej kilku
słów. Zespołu nie znam, z krótkiej notki wyczytuję, że to drugie wydawnictwo w
dorobku grupy. Tak jak w przypadku wielu innych albumów najpierw zwracam uwagę
na okładkę. Psychodelia połączona z fantastyką, jaskrawe kolory, interesujący
klimat, „oldschoolowy” krój czcionki. Hair of the Dog – rockowe power trio, a
jakże, ze Szkocji. „Będzie albo znakomicie, albo całkowicie karykaturalnie” –
myślę sobie i odpalam pierwszy utwór. 46 minut później włączam całość od nowa…
a później jeszcze raz. Ten sam manewr powtarzam następnego dnia i kilka dni później. Za każdym
razem nie mogę się nadziwić, że zespół, który gra tak znakomitą muzykę i robi
to naprawdę zdumiewająco dobrze, polubiło do tej pory na Facebooku nieco ponad
1300 osób. Ja wiem, może średni to wyznacznik czegokolwiek, ale jednak nie da
się ukryć, że facebookowe „lajki” mówią sporo o popularności danej kapeli. Dlaczego
Hair of the Dog nie są jeszcze zbyt popularni? Nie mam bladego pojęcia, ale
jeśli po tym krążku nie uda im się przynajmniej złapać kilku okazji do
supportowania znanych rockowych kapel lub pojawić się na paru znaczących
festiwalach w Europie, to będzie oznaczało, że albo ja nie znam się na muzyce, albo
z tym światem jest coś nie tak. A na muzyce – jak wiadomo – znam się.
Kupili mnie już instrumentalnym intrem Into the Storm. Dwie minuty ciężkiego rockowego grania z dobrym riffem i już wiedziałem, że ci goście mają coś w sobie. Dobre wrażenie mógł zepsuć tylko kiepski wokal w kolejnych kompozycjach, ale utrzymane w zbliżonym do intra klimacie You Soft Spoken Thing przyniosło ulgę – gitarzysta Adam Holt za mikrofonem radzi sobie też bardzo sprawnie. Od początku można wyczuć, że muzykom nieobca jest stylistyka stonerowa, choć – jak słychać choćby w Don’t Know My Name – ciężar i melodia zostały odpowiednio zbalansowane. W swoich zagrywkach Adam Holt stawia głównie na brzmienie, nie próbuje koniecznie wgnieść słuchacza w fotel. Owszem, jest często dynamicznie i ciężko, ale nie przytłaczająco. Mniej więcej w połowie płyty, po kilku energiczniejszych numerach, mamy też zmianę klimatu. Weary Bones to pierwsza kompozycja, którą można określić mianem ballady, choć nie jest to typowy rockowy „bujacz”. W trakcie tych sześciu minut muzycy pokazują, że potrafią stworzyć niezły klimat w spokojniejszym tempie, ale w drugiej części pozwalają sobie na lekkie przyspieszenie i przyjemny instrumentalny odjazd, który skojarzył mi się trochę z końcówką utworu Ritual grupy Ghost. Album promuje singiel Wage with the Devil, który przyjemnie nawiązuje do brzmienia pierwszych płyt Black Sabbath, gdy Iommi i spółka chętnie łączyli swój ciężki łomot z bluesowymi elementami. Zamykający płytę i trwający w sumie ponad dziewięć minut dwuczęściowy utwór tytułowy to dowód na to, że Hair of the Dog czują się dobrze zarówno w żywiołowych klimatach nieobcych muzykom grupy Kamchatka, której najnowszą płytę recenzowałem niedawno, czy też młodzieży z Blues Pills, która podbija Europę, jak i w utworach wybrzmiewających echem przybrudzonego, ciężkiego blues rocka, w którym tak znakomicie wypada na przykład zespół Graveyard.
The Siren’s Song to kapitalne trzy kwadranse z klasycznym
hardrockowym łojeniem. Na szczęście Szkoci już teraz pokazują, że w granicach tego
gatunku są w stanie grać wszechstronnie. Sprawdzają się w ciężkich i
szybkich numerach, nie tracą gruntu pod nogami także w tych spokojniejszych. Wszystkie łączy sprawna
praca sekcji rytmicznej w składzie Jon Holt (brat Adama) i Iain Thomson oraz
fantastyczna gitara i wyważony wokal Adama Holta, który nie kaleczy uszu lawiną wysokich
partii, nie popsuje się przesadnie wokalną gimnastyką, ale świetnie wpasowuje się głosem w podkład instrumentalny. Na swoim profilu facebookowym muzycy zdradzają, że kochają Led
Zeppelin, Deep Purple, Jimiego Hendrixa, The Doors i wielu innych. To słychać –
to przecież nie jest nowatorska muzyka. W każdym numerze można by doszukać się
jakichś inspiracji dokonaniami wielkich tego gatunku. Tyle że w tym oddawaniu
hołdu i wzorowaniu się łatwo popaść w śmieszność i tworzyć przerysowaną wersję
klasycznych brzmień, ale można też nagrać coś, co będzie brzmiało jednocześnie
klasycznie i świeżo, a przy tym dostarczy dużej dawki przyjemności podczas
odsłuchu. Hair of the Dog zdecydowanie poszli tą drugą ścieżką. To nie
karykatura dawnych rockowych kapel – to kapitalny rockowy band XXI wieku.
---
Zapraszam na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
no coraz bardziej mi się podobają te "wykopaliska" u Ciebie... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpostaram się nie zwalniać tempa z takimi wykopaliskami :)
OdpowiedzUsuń