Jedną z zalet pierwszej płyty był niewątpliwie drapieżny, ale jednocześnie melodyjny głos wokalistki o pseudonimie Feathers. Zdziwiłem się zatem, gdy przeczytałem, że już od poprzedniej płyty za mikrofonem stoi pani Lynx (naprawdę nazywa się Cat Braithwaite). Okazało się jednak, że zespół wcale na tym nie stracił, bo i ona zdecydowanie potrafi zaintrygować swoim głosem. Na Midnight Climax mamy siedem numerów i nieco ponad 40 minut muzyki. Podobnie jak na debiucie (do płyty drugiej porównać nie mogę, bo jeszcze tej zaległości nie nadrobiłem), dominuje klimat melodyjnej, ale dość gęstej (hard)rockowej psychodelii. Już osiem lat temu uwagę zwracało śmiałe korzystanie z duetów organowo-gitarowych i z całą pewnością to się nie zmieniło. I to w zasadzie słychać od razu – od pierwszych sekund utworu tytułowego otwierającego płytę, który zaczyna się wręcz właśnie ścianą organowo-gitarowych dźwięków. Obecna wokalistka dysponuje chyba nieco pełniejszym głosem z mocniejszym dołem, podobno sporo śpiewała na scenach teatralnych w produkcjach musicalowych, co być może też trochę słychać. Zresztą muzyka Old Blood, mimo wyraźnych korzeni hardrockowo-psychodeliczno-doomowych, jest też na swój sposób teatralna, więc to wszystko całkiem dobrze do siebie pasuje.
Różnic w porównaniu z debiutem jednak trochę jest. Tam generalnie cały krążek utrzymany był w wolno-średnim tempie. Tu już w drugim na płycie i zdecydowanie najkrótszym na niej Noble Oath mamy pierwszy dynamiczny zryw, świetnie zresztą skontrowany niezwykle spokojnym, subtelnym, fortepianowym początkiem The Chained Elephant, w którym w dodatku pojawia się… saksofon! Tego się, muszę przyznać, nie spodziewałem, a wyszło znakomicie. Jeśli spodziewaliście się po tym początku delikatnej smoothjazzowej balladki z zadymionego klubu, to zespół po mniej więcej dwóch minutach pokazuje, że miał jednak zupełnie inny plan, bo wracamy do gęstego, dynamicznego, rockowego grania. Oh, You’re High, Huh? fantastycznie buja na psycho-doomowo, a w połowie zaskakuje dźwiękami rodem z gier wideo sprzed 40 lat. I o dziwo to wszystko całkiem nieźle do siebie pasuje. Zdecydowanie najdłuższy na płycie numer Kosmonaut rozpoczyna się niemal kościelnie, ale po chwili faktycznie na moment przenosimy się w kosmos, by po kolejnej chwili pędzić niczym w najcięższych numerach Uriah Heep, a kilkadziesiąt sekund później przejść w mroczny doom. I to wszystko w pierwszych trzech minutach tego dziewięciominutowego kawałka. Na deser mamy też niezły rollercoaster muzycznych emocji w ostatnich dwóch utworach – Poison in Disguise i Snakes. Trochę szaleństwa, szczypta melancholii oraz całkiem sporo ciężaru, a momentami i mroku.
Old Blood oczywiście mocno czerpią z historii muzyki ciężkiej, ale zdecydowanie trudno nazwać ich kolejnym zespołem sceny psych-doom grającym tak samo jak cała masa innych formacji. Ich muzyka jest różnorodna, elementy ciężkie czy mroczne łączą się tu z klimatem muzycznego teatru. Psychodoomowy musical? Może nie aż tak, chociaż chwilami przychodziło mi to do głowy. Pewnie duża w tym zasługa Lynx, która nie jest typową rockową krzykaczką, ale jeszcze bez niej reszta zespołu też pokazywała, że w takich klimatach czuje się znakomicie. Może przy pierwszych odsłuchach ta płyta nieco przytłacza intensywnością, gęstością dźwięków i zwariowanymi zmianami klimatu, ale z czasem, gdy człowiek się do tego przyzwyczai, zaczyna odkrywać ciekawe muzyczne niuanse i cieszyć się świetnym, mocnym brzmieniem. To co, za cztery lata słyszymy się ponownie?
Premiera: 4 października 2024 r.
Płyty można posłuchać na profilu zespołu na Bandcampie.
1. Midnight Climax (4:26)
2. Noble Oath (3:21)
3. The Chained Elephant (6:46)
4. Oh, You’re High, Huh? (6:30)
5. Kosmonaut (9:10)
6. Poison in Disguise (5:50)
7. Snakes (5:29)
--
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz