niedziela, 20 grudnia 2020

Onségen Ensemble - Fear [2020]


Fiński konglomerat muzyczny o nazwie Onségen Ensemble mocno się rozkręcił w ostatnim czasie z wydawaniem nowej muzyki. Przez pierwszą dekadę swojego istnienia dość luźno zrzeszona grupa muzyków z Oulu wydała ledwie pojedyncze single i EP-ki, tymczasem Fear to już trzeci długogrający album formacji wydany w niespełna pięć lat. Pewnie znakomite przyjęcie poprzednich krążków ma coś wspólnego z tym, że tak szybko ukazuje się następca kapitalnych płyt Awalaї i Duel. Fear to z jednej strony klimat znany z tych poprzednich płyt, z drugiej jednak po raz kolejny w historii Onségen Ensemble przynosi nowe elementy.

To najdłuższy z albumów formacji, choć trwa tylko 49 minut. Po raz pierwszy grupa – obok winyla – zaproponowała też fanom wersje kompaktową. Na tym nośniku można było zdobyć małe płytki z początków istnienia zespołu, ale dwa poprzednie długograje ukazywały się tylko na płytach winylowych. Bez względu na to, z jakiego nośnika przyjdzie wam słuchać Fear, najważniejsze jest to, że jest na tej płycie czego słuchać. Może i grupa niespecjalnie żongluje tempem kompozycji, bo jednak większość płyty utrzymana jest w dość spokojnym, wolno-średnim tempie, to już klimat i natężenie dźwięku kilka razy przez czas trwania krążka się zmieniają. Dominuje ponownie znakomita mieszanka psychodelii, progresji, jazz-rocka i elementów post-rocka, choć już w pierwszej kompozycji, Non-Returner, odważnie ujawniają się dęciaki – rzecz w przypadku fińskiej ekipy dość świeża, bo choć były już obecne na poprzednim albumie, tu odgrywają dużo większą rolę. Pojawiają się także dobrze znane z poprzednich płyt chóralno-plemienne zaśpiewy – jeden z charakterystycznych elementów twórczości zespołu. O ile w Non-Returner jest podniośle, o tyle w Stellar robi się dość tajemniczo i mrocznie. Dęciaki ponownie odgrywają ważną rolę, tym razem zarówno momentami na pierwszym planie, jak i w tle, ale fantastycznie brzmi także połamany, progrockowy motyw, który spokojnie mógłby pojawić się na płycie Toola.

Na albumie zdecydowanie dominuje klimat gęstej muzyki z nieistniejącego filmu przygodowego, ale nie rodem z Hollywood, a raczej z ambitnego kina europejskiego. Dżungla, tajemnicze i jednocześnie niebezpieczne plemiona, krwawe obrzędy, a z drugiej strony piękno egzotycznej natury – takie obrazy tworzą się w mojej głowie, gdy słucham Fear. To zresztą zdecydowanie najbardziej filmowa płyta grupy. Earthless oferuje chwilę spokojniejszego klimatu, mamy tu też dużo więcej wokali niż we wcześniejszych kompozycjach, a całość brzmi trochę jak pieśni francuskie. Earthless płynnie przechodzi w znowu nieco bardziej intensywne i mroczne nagranie tytułowe, w którym ponownie wracają hipnotyczne plemienne rytmy, ale mamy też tu chyba po raz pierwszy na płycie gitarowe solo z prawdziwego zdarzenia. Po tym ciężkim i gęstym numerze znakomicie sprawdza się monumentalne, nieco westernowe Sparrow’s Song. Lament of Man to chyba najmroczniejszy numer w zestawie. Fajny basowy motyw trzymający całość, mnóstwo dziwnych odgłosów w tle, które robią fantastyczny klimat, sporo przestrzeni, zapętlanie zagrywek, a nawet i gra na przesterze i innych efektach, nieco „prawie-growlu” oraz szalone nakręcanie tempa w drugiej części, niczym w jakimś obłąkańczym tańcu pod wpływem substancji pochodzenia niewiadomego. W ostatnim na płycie Satyagrahi mamy coś w rodzaju podsumowania tego, co mogliśmy usłyszeć wcześniej, bo pojawia się i nieco psychodelicznego westernu, i trochę podniosłości i rozmachu.

Onségen Ensemble to dość płynny zbiór muzyków. Można powiedzieć, że obok kilku stałych postaci, które osobowo spinają ten projekt, reszta to znajomi, którzy akurat są w okolicy, gdy przychodzi do nagrywania nowych płyt. To sprawdza się po raz kolejny w przypadku tego zespołu. Kilkoro muzyków wróciło, kilkoro pojawiło się po raz pierwszy, a całość znowu jest kapitalna. Widziałem w internecie narzekania na to, że płyta jest nieco monotonna, bo wszystkie utwory utrzymane są w podobnym tempie. To prawda, że słucha się jej trochę jak jednego bardzo długiego utworu, w czym zresztą pomagają płynne przejścia między większością kompozycji, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza, bo to znakomity bardzo długi utwór. To muzyka, która intryguje i tworzy w głowie wiele barwnych obrazów. Pewnie każdy może stworzyć na jej podstawie w swoich myślach własną opowieść. Moja byłaby pewnie niezłym materiałem na film. Aż szkoda, że nie jestem filmowcem…

* Opisywana kolejność utworów dotyczy wersji kompaktowej i cyfrowej, w wersji winylowej ostatnia kompozycja zamyka stronę A.

 

1. Non-Returner (7:34)
2. Stellar (8:57)
3. Earthless (5:17)
4. Fear (7:23)
5. Sparrow's Song (5:34)
6. Lament of Man (8:45)
7. Satyagrahi (6:17)


Zapraszam na prowadzone przeze mnie w radiu Rockserwis FM audycje: Lepszy Punkt Słyszenia  w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

2 komentarze:

  1. Nic dodać, nic podzielić... :-)
    Dzięki za odkrycie, bo to tutaj pierwszy raz o nich przeczytałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bizon dzięki za przedstawienie pięknych płyt. Bez Ciebie pewnie bym na nie nie trafił. Oby tak dalej w Nowym Roku.

    OdpowiedzUsuń