środa, 13 września 2017

Wucan - Reap the Storm [2017]



Dwa lata temu ekipa z Drezna zasiała wiatr, dziś przyszedł czas na zebranie burzy. Swoim debiutanckim albumem Sow the Wind zespół Wucan zwrócił na siebie uwagę całkiem sporego grona słuchaczy, co nie powinno dziwić, bo płyta zawierała solidną dawkę kapitalnego prog-folku w stylu lat 70., a częste wykorzystanie fletu wielu dość jednoznacznie musiało kojarzyć się z klimatami Jethro Tull czy Focus. Z drugiej strony riffy często bardziej nawiązywały do Judas Priest czy wczesnych Maidenów, a do tego jeszcze w zespole mamy wokalistkę – i to obdarzoną całkiem niezłym, rockowym głosem. Taka mieszanka musiała zaciekawić. Po dwóch latach zespół wydaje album numer dwa – Reap the Storm. Znowu jest dynamicznie, lecz z drugiej strony niezwykle klimatycznie. Jest też… podwójnie, bo materiał liczy grubo powyżej 70 minut podzielonych na dwie części. Czyli wyzwanie dla kogoś, kto zdecydowanie woli płyty o połowę krótsze.

Otwierający płytę dziesięciominutowy Wie Die Welt Sich Dreht (jeden z dwóch kawałków śpiewanych na Reap the Storm po niemiecku) rozpoczyna się dynamicznie i niemal przebojowo, ale tak naprawdę rozkręca się i nabiera barw gdzieś w połowie, gdy zespół wchodzi w tajemnicze, psychodeliczne klimaty. To zdecydowanie najdłuższy i choćby z tego względu zdecydowanie najbardziej złożony utwór na pierwszej części wydawnictwa. Na dzień dobry zespół pokazuje, że równie dobrze czuje się w klimatach hardrockowych, jak i w nieco mrocznej psychodelii. Drugi utwór po niemiecku umieszczony został na końcu pierwszej części Reap the Storm. Falkenlied to dla odmiany akustyczny numer w delikatnych folkowych klimatach, demonstrujący wszechstronność głosu Francis, która przez większość czasu śpiewa z manierą przedwojennej wokalistki. Między nimi znajdziemy cztery numery anglojęzyczne, w większości dość przebojowe. Ebb and Flute / The Eternal Groove zapewnia sporą dawkę tego, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić na poprzednim albumie Wucan, czyli prog-folkową jazdę z mocnym udziałem fletu, którego partie świetnie uzupełniają brzmienie zdominowane jednak przez ciężkie gitary. Przyjemnie brzmią kosmiczne wstawki pod koniec niemal heavymetalowego Out of Sight Out of Mind, wcześniej zaś zespół raczy nas ostrymi jak brzytwa riffami i dynamiką jak z wczesnych lat NWOBHM. Ciekawy jest też pierwszy singiel – The Rat Catcher, do którego powstał zresztą teledysk z gryzoniami w roli głównej. Jest z jednej strony przebojowo na początku, z drugiej zaś całkiem intrygująco, gdy jeszcze przed połową zespół robi woltę w zupełnie innym kierunku, pojawiają się elementy psychodeliczne i folkowe, a Francis oddaje się wokalnym szaleństwom w stylu dość eksperymentalnym. Najmniej przekonuje mnie prosty rockowy numer I’m Gonna Leave You, choć i tu zwrócę uwagę na kapitalny, pulsujący bas, oraz oczywiście na cowbell (klasyka).

Te 35 minut wystarczyłoby, żebym był naprawdę zadowolony z tego, co zespół umieścił na Reap the Storm. Ale jest jeszcze część druga, składająca się z zaledwie dwóch kompozycji, trwających razem… 39 minut. I tu dopiero się dzieje! Ba, po wysłuchaniu części drugiej można odnieść wrażenie, że ta naprawdę dobra część pierwsza była jedynie wstępem do właściwego grania, które mamy w tych dwóch utworach. Aging Ten Years in Two Seconds to najdłuższy numer na płycie. 21 minut kapitalnego klimatu. Początek niemal sielski, idealny do jesiennego kołysania się w rytm cholernie przyjemnego folkującego podkładu. Oczywiście nie będą tak kołysali przez pełne 21 minut. Szybko robi się bardziej rockowo i dynamicznie. A psychodelia? No oczywiście, że jest i psychodelia! Najpierw delikatna, nieco tajemnicza, ale po chwili robi się coraz intensywniej, coraz bardziej mrocznie, złowrogo wręcz. A potem wyciszenie i start od zera w delikatnym, akustycznym klimacie. A jesteśmy ledwie w połowie kompozycji! Dzieje się, bardzo ładnie się dzieje i w dodatku cały czas jest naprawdę interesująco i klimatycznie. Faktycznie brzmi to jakby wtłoczyli dziesięć lat muzycznego życia… no może nie w dwie sekundy, a w sekund 1265, ale to i tak zacny wyczyn. Równie udanie wyszedł drugi z długensów® – osiemnastominutowe Cosmic Guilt. Tu z kolei psychodelia dominuje od samego początku. Tajemniczy klimat, spokojny rytm, lekka hipnoza, do tego deklamacja zamiast śpiewu i echa sitaru w tle. Pięć minut kapitalnego odjazdu, po którym przechodzimy w stonowany, rockowy klimat, choć wciąż niepozbawiony psychodelicznych elementów. Kapitalnie sprawdza się solidnie przesterowana gitara, równie dobrze kolejny psychodeliczny fragment, który następuje w okolicach połowy utworu, oraz dynamiczne wyjście z niego, z kolejnym pojedynkiem na flet i gitarę, który z kolei wkrótce ustępuje miejsca świetnemu tłu organowemu, mocnemu, zapętlonemu motywowi perkusyjnemu i klimatycznym wokalizom. Całość ewidentnie powoli zmierza do hipnotycznego finału. Było pięknie!

To jedna z tych płyt, które z całą pewnością zostają w głowie. I jak się okazuje da się nagrać długą płytę, która mi się spodoba, choć nie ukrywam, że czasami po prostu włączam te dwie ostatnie kompozycje i ta dawka też w zupełności mnie zadowala. Wucan wchodzi z buciorami do pierwszej ligi europejskiego psycho-folk-rocka. Bardzo jestem ciekaw, jak będzie przebiegała dalej ich muzyczna droga, bo początki są niezwykle obiecujące. Pewnie wypłynięcie na szersze wody z taką muzyką nie będzie łatwe, ale zasługują na to, żeby usłyszało o nich szerokie grono słuchaczy, bo ta muzyka po prostu musi spodobać się fanom dobrego, klimatycznego rocka z elementami psychodelicznymi i folkowymi. Brawo oni!

1. Wie Die Welt Sich Dreht (9:59)
2. Ebb and Flute / The Eternal Groove (6:04)
3. Out of Sight Out of Mind (3:24)
4. I'm Gonna Leave You (5:00)
5. The Rat Catcher (5:25)
6. Falkenlied (4:49)
7. Aging Ten Years in Two Seconds (21:05)
8. Cosmic Guilt (18:04)



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

7 komentarzy:

  1. No... jak tak piszesz, to chyba dam im szansę, choć od Niemców nie oczekuję zbyt wiele... Nie, żeby w ogóle, nie, no reparacje jeden bilion dulary czy dwa to wezne pendem i zaniese do pekao, ale w rocku to oni za dużo dobrego nie narobili :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie no, scoprionsi zacni byli. zanim zaczęli nagrywac ckliwe balladki ;) no o zodiac w ostatnich latach, swietej pamieci juz niestety. tylko niemieckiego heavy metalu jak nie znosilem, tak nie znosze :D

      Usuń
    2. Ja tam bardzo lubię te ich jak to nazywasz ckliwe balladki. Scorpionsi byli jednym z nielicznych znanych zespołów rockowych, które w latach 80-tych nie poddały się panującym w muzyce trendom i nadal grały rasowego rocka. I nadal kapela ta wydaje świetne albumy, czego przykładem są dwie ostatnie płyty. Poza tym było i jest dużo świetnych niemieckich zespołów rockowych. Nacja ta ma o wiele więcej powodów do chwały pod tym względem niż Polacy, niczego nie umniejszając naszym rodakom, bo znakomitych artystów u nas też nigdy nie brakowało...

      Usuń
    3. Posłuchaj sobie zeen np. takich niemieckich zespołów jak Frumpy, Sperrmüll, Jane, Grobschnitt, Twenty Sixty Six and Then czy solowego Uli'ego Jona Rotha to pogadamy na poważnie, a ci wykonawcy to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie wspominam o całym nurcie muzyki krautrockowej (której osobiście nie jestem fanem), ale która z całą pewnością była czymś znaczącym w świecie muzyki rockowej... Warto mieć o czymś wiedzę, jeżeli już piszemy na dany temat, zamiast wypisywać jakieś bzdurne, powierzchowne opinie, podyktowane uprzedzeniami narodowościowymi...

      Usuń
    4. Drogi Bartttcie 1111,
      raczej nie pogadamy poważnie, gdyż kieruję się powierzchownymi opiniami a także narodowościowymi uprzedzeniami. Pokutują tu lata marnej wurstowo-brotchenowej diety zapijanej Massbierami, na które wydawałem z trudem zarobione fenigi. Przy nielicznych Niemcach wyciągam bardzo rzadko używaną poprawność polityczną, co czyni ją wyjątkowo efektowną przy niedbale rzucanych nazwiskach takich jak: Händel, Brahms, Wagner, Telemann, Beethoven, Stockhausen, Bach, Schumann. Przejrzałeś mnie na wylot: właśnie tak byłem określany: Frumpy, Sperrmull i Grobschnitt gdy z błyskiem w oku wpadałem do Aldiego i Penny po wursta od Boscha i Siemensa…
      Posiadam uprzedzenia daleko bogatsze, nie ograniczam się do narodowościowych. Hołubię w szczególny sposób te związane z brakiem poczucia humoru i ironii, wiadomo, czym sam pachniesz, chętniej wąchasz. Powspominałbym jeszcze, ale muszę się wysypiać – tak powiedział mój psychiatra. Zatem dobranoc.

      Usuń
  2. Aaaaaa... widzisz, zapomniałem.
    BCC słuchałem wczoraj do poduszki. I zasnąłem :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. OK, rozbroiłeś mnie tym swoim swoim wywodem :) Myślę, że nie należę do osobników pozbawionych poczuciach humoru i wyczucia sarkazmu, aczkolwiek końcowa część Twojej wypowiedzi "...ale w rocku to oni za dużo dobrego nie narobili" wygląda na wypowiedzianą poważnie i z pełnym przekonaniem, a z takim twierdzeniem jako długoletni fan muzyki rockowej nie mogę się zgodzić... Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń