poniedziałek, 26 lutego 2018

Wedge - Killing Tongue [2018]



Poznałem ich cztery lata temu. Zagrali kapitalny koncert na moim pierwszym Red Smoke Festival. Niestety nie udało mi się wtedy złapać ich na merchu i kupić ich debiutanckiej płyty. Grupa z Berlina dowodzona przez urodzonego w Polsce muzyka i grafika Kiryka Drewińskiego absolutnie rozłożyła mnie kapitalnym retro rockiem zagranym z niesamowitym wyczuciem i gracją. A potem długo nic. Żadnych zapowiedzi nowej muzyki. Już nawet myślałem, że może dali sobie spokój z takiego czy innego powodu. Ale nie, na szczęście nie. 9 lutego ukazał się drugi album formacji, zatytułowany Killing Tongue, i znowu świat stał się odrobinę lepszy.

Dziewięć utworów, 41 minut i już od pierwszych dźwięków absolutnie kapitalny klimat starego dobrego rocka przełomu lat 60. i 70. Utwory są mocno zróżnicowane jeśli chodzi o długość i klimat. Panowie zaczynają od najkrótszego na płycie, dwuipółminutowego, bardzo dynamicznego i chwytliwego Nuthin, które natychmiast skłania do nie zawsze kontrolowanych ruchów wszelkimi kończynami. No i nawet w tak krótkim kawałku mamy pierwszy klasyczny, choć jeszcze na razie bardzo krótki, purpurowo-heepowy pojedynek między gitarą a organami. To zdecydowanie przedsmak tego, co będzie nas czekać dalej. Singlowe Lucid od początku nakręca odpowiedni poziom dynamiki dzięki szybkiemu motywowi klawiszowemu na start i kapitalnej pracy sekcji rytmicznej, ale ma też klasyczne, podniosłe zwolnienie w połowie i świetne, zagrane z polotem solo na gitarze. Retro rock w absolutnie topowym wydaniu!

Przez większość czasu trio skupia się raczej na numerach niezbyt długich, choć jednocześnie czasami wcale nie tak prostych, jak mogłoby się wydawać. Quarter to Dawn przez dłuższy czas pięknie łamie klimat półakustycznym brzmieniem, wstawkami fortepianu i pewną tajemniczością w stylu Planet Caravan, ale już chwilę później High Head Woman zabiera nas z powrotem w klimaty dynamicznego blues rocka. Kapitalnie, i znowu mocno w oparciu o bas, jest w Alibi. Jest coś w tym numerze – niby nie ma tu wpadającego w ucho refrenu czy jakiegoś bardzo chwytliwego motywu, a jednak trudno się od tej kompozycji uwolnić. Mamy tu jednak także wycieczki w stronę bardziej klimatycznego grania, wtedy najczęściej utwory mają więcej czasu na rozwinięcie się w pożądanym kierunku. Pierwszym takim przypadkiem na Killing Tongue jest niemal ośmiominutowe Tired Eyes, w którym pulsujący bas oraz obfite wstawki organów brzmią razem absolutnie obłędnie. Do tego nieco leniwe tempo, które następnie ustępuje większej dynamice i klimatowi jak z najlepszych płyt Wishbone Ash, łącznie z podwójną partią gitary. Z kolei utwór tytułowy, zwłaszcza jego początek, musi… powtórzę… MUSI skojarzyć się z paroma klasycznymi motywami z wczesnej twórczości Uriah Heep. I absolutnie nie ma w tym niczego złego. Who Am I znakomicie się rozkręca w klasycznie hardrockowym kierunku (a do tego mamy tam cowbell). Jeśli Nuthin było wstępem do tego, co czeka nas w kolejnych utworach, to Push Air jest idealnym podsumowaniem tego, co słyszeliśmy w poprzednich… czyli w zasadzie na jedno wychodzi, tyle, że tu mamy sześć i pół minuty muzyki zamiast dwóch i pół. Ale jest równie kapitalnie, no i przede wszystkim w Push Air panowie nie musieli się już pilnować. Efektem jest numer, który świetnie się rozwija, a pod koniec mamy prawdziwy instrumentalny ogień z harmonijka ustną roli instrumentu wiodącego.

Czy zespół Wedge zaproponował na swoim drugim albumie cokolwiek nowego – jakieś przełomowe rozwiązania kompozytorskie, nowatorskie podejście do brzmienia? No nie, nie zaproponował. Czy mi to choćby w najmniejszym stopniu przeszkadza? No nie, nie przeszkadza. Pewnych nawiązań nie da się nie zauważyć, ale na tym wydawnictwie coś dla siebie znajdą fani wszelkich odcieni klasycznego rockowego grania i wielu różnych legendarnych zespołów. Nie ma nic złego w inspiracji, jeśli tylko muzyka jest podana na odpowiednio wysokim poziomie. Tu jest. Długo przyszło nam czekać na drugi album Wedge, ale każda z 41 minut na Killing Tongue wynagradza te 4 lata oczekiwania. W kategorii „retro” wiele lepszych płyt w tym roku nie usłyszycie. Słowo.

1. Nuthin (2:36)
2. Lucid (4:04)
3. Tired Eyes (7:36)
4. Quarter to Dawn (2:56)
5. High Head Woman (3:25)
6. Killing Tongue (4:50)
7. Alibi (3:58)
8. Who Am I (5:06)
9. Push Air (6:33)

Płyty Killing Tongue możecie posłuchać >>tutaj<<


--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 15)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

5 komentarzy:

  1. Tak świetna płyta

    OdpowiedzUsuń
  2. a w podobnym vintage klimacie, pragnę się podzielić kolejną znakomitą szwedzką odkrywką: VOJD - "The Outer Ocean" , miodne hard rockowe granie z korzeniami mocno zapuszczonymi w klasyce gatunku polecam



    VOJD - The Outer Ocean LP




    VOJD - The Outer Ocean LP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaak, jest jedną z kolejnych do zrobienia na blogu i w piątek będę z niej coś grał w audycji :) znam ich od czasu jak nazywali się jeszcze Black Trip :) kapitalne granie

      Usuń
  3. Bardzo interesująca płyta. Jedno z najciekawszych wydawnictw, jakie miałem okazję posłuchać w tym roku. Na chwilę obecną jeden z "mocnych" kandydatów do płyty roku. Trzeba sięgnąć po debiut. Pozdrawiam Adam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Debiut słabszy moim zdaniem, ale też godny polecenia

      Usuń