Ten blog, o czym stali bywalcy
zapewne już wiedzą, nie jest ani profesjonalnym portalem muzycznym, ani nie
pretenduje do zawodowego dziennikarstwa. Bo i niby czemu miałby, skoro na tym
nie zarabiam? Dlatego nie czuję specjalnej potrzeby zagłębiania się w meandry
historii wszystkich opisywanych przeze mnie zespołów, ekspresowego
przesłuchiwania całej dyskografii wykonawcy, który właśnie wydał interesującą
mnie płytę oraz dokonywania innych generalnie chwalebnych czynów, których
zapewne wymagałby profesjonalizm. Siadam do odsłuchu płyty i czasem mam się do
czego odwoływać, a czasem nie. Stąd często z czystym sumieniem przyznaję się,
że twórczość tego czy tamtego zespołu jest mi zupełnie obca, choć czasem być
może nie powinna. Tak jest właśnie tym razem. The Afghan Whigs to formacja z
około trzydziestoletnim stażem, a jednak In
Spades, ich tegoroczny album – ósmy w ich dorobku – jest pierwszym, który
poznałem. Obiły mi się o uszy jakieś pojedyncze utwory, mniej więcej miałem
pojęcie, jakiego rodzaju muzykę zespół ten wykonuje, ale te zasłyszane gdzieś
kompozycje nigdy nie przekonały mnie, żeby sięgnąć po którąkolwiek z
wcześniejszych płyt w całości. Zatem moje poniższe wrażenia są absolutnie
pozbawione jakichkolwiek odniesień do ich wcześniejszych płyt i jest mi z tym
bardzo w porządku.