Siena Root to jeden z moich
ulubionych zespołów. Nie ostatnich lat, nie XXI wieku. Po prostu – jeden z
moich ulubionych zespołów. To od nich jakąś dekadę temu zaczęło się moje
poszukiwanie grup, które obecnie grają w stylu lat 60. czy 70., a wtedy wcale nie
było ich aż tak dużo. To oni pokazali mi, że warto przyjrzeć się bliżej
skandynawskiej scenie rockowej. To wreszcie oni byli pierwszym (i niestety
tylko jednym z dwóch) zespołem, którego koncert współorganizowałem. Są ich
płyty, które uwielbiam, są takie, które po prostu lubię. Jestem raczej
zwolennikiem brzmienia z takich albumów jak Different Realities czy Kaleidoscope,
czyli mocno opartego na sitarze, długich improwizacjach w klimacie rasowych jam
bandów, ale nie ma w ich dyskografii płyty, której bym nie lubił, mimo wyraźnej
zmiany kierunku w ostatnich latach i powrotu do bardziej tradycyjnych rockowych
i blues-rockowych form znanych choćby z pierwszej płyty. The Secret of Our
Time również absolutnie mnie nie zawiodła, a momentami nawet przyjemnie
zaskoczyła.