
Nie była to najłatwiejsza edycja Ino-Rock Festival. Nagła zmiana miejsca tuż przed wydarzeniem, wynikająca z dziwnych rzeczy dziejących się w Inowrocławiu, do tego chyba po raz pierwszy w już niemal 20-letniej historii tej imprezy trafiła się naprawdę kiepska pogoda z chłodem, wiatrem i deszczem. Dość powiedzieć, że gdy ostatni zespół schodził ze sceny, mieliśmy około 8 stopni. Na backstage'u zamiast zimnego piwa i wody z lodówki tym razem największym wzięciem cieszyły się kawa, herbata i zupa. Gęste, ciężkie brzmienia, które dominowały w tegorocznym line-upie, były jednak dobrą przeciwwagą dla aury, bo pomogły się rozgrzać. Świetnie zaprezentowała się otwierająca festiwal Toń, trzy ciekawe i mocne koncerty dali wykonawcy zagraniczni - Pure Reason Revolution, Alex Henry Foster & The Long Shadows i powracający na ten festiwal po sześciu latach Crippled Black Phoenix. Dla wielu najważniejszym momentem był natomiast zamykający całość występ formacji Quidam. Szczególny z wielu powodów - bo to zespół miejscowy, który organizował pierwszą edycję imprezy i ją otwierał (oby nie okazało się to jakąś pętlą), bo przez ponad dekadę grupa nie istniała i był to jej zaledwie drugi koncert po powrocie, a być może przede wszystkim ze względu na to, że na bisy do obecnego składu dołączyły Emilia Nazaruk (Derkowska), Ewa Albering (Smarzyńska), a także Rafał Jermakow - muzycy znani z pierwszych płyt grupy. Na wykonane w takim kombinowanym nowo-starym składzie (bez wokalisty Bartosza Kossowicza, który zszedł ze sceny i obserwował to z "pierwszego rzędu" czyli z fosy dla fotografów) Sanktuarium, otwierające debiut płytowy Quidam, czekało w Inowrocławiu wiele osób.