środa, 11 lipca 2018

Dead Man's Eyes - Words of Prey [2018]


Words of Prey to pierwszy album długogrający niemieckiej formacji Dead Man’s Eyes, która wydawniczo zadebiutowała EP-ką Meet Me in the Desert wydaną w 2013 roku. Choć tak długo to znowu ta płyta nam nie gra, bo ledwie o kilka minut przekracza pół godziny. Taka jednak teraz moda wśród grup obracających się w klimatach retro/psych i ja w zasadzie nie mam nic przeciwko tej modzie. Lepszy lekki niedosyt niż absolutny przesyt. Ważne, żeby muzycznie i brzmieniowo wszystko się zgadzało. A tu się zgadza – byłem o tym przekonany już od pierwszego odsłuchu Words of Prey.

Na tę płytę trafiłem podczas przesłuchiwania twórczości grup, które wystąpią na tegorocznym Red Smoke Festival. Byłem już nieco znudzony mocnym, smolistym łojeniem większości tegorocznych wykonawców, gdy nagle przeczytałem, że w ostatni dzień imprezy na scenie pojawi się formacja, której muzyki nie określają słowa „sludge”, „doom” czy „stoner”. Rockowym bogom niech będą dzięki! Od samego początku wydawało się, że jeszcze ciepły nowy album niemieckiego zespołu przypadnie mi do gustu. Przeczucie mnie nie zawiodło. Words of Prey bardzo szybko się rozkręca i ani na chwilę nie obniża poziomu. Dostajemy dziewięć przeważnie niezbyt długich numerów, które klimatem nawiązują do słonecznej psychodelii i garażowego rocka końca lat 60.

Radiant Smiles wprowadza od pierwszych sekund garażową dynamikę połączoną z chwytliwością, ale już wraz z początkiem Dive zespół zabiera nas w klimat onirycznej psychodelii, choć dość szybko robi się jednak gęściej i dynamiczniej. Na dobre w te nieco senne rejony zapuszczamy się jednak już za moment, w Be Good i What Are You Waiting For. Leniwy rytm, lekka psychodelia, można sobie bardzo przyjemnie odpłynąć. Pomijając kompletnie inny wokal, w This Old Place słyszę pewne echa The Doors (klawisze są absolutnie obłędne). Two Dozen Eyes zabiera nas w wyprawę po Dzikim Zachodzie, natomiast niezwykle przyjemnie, wręcz „przytulnie” robi się w krótkim Robot Sophia (tu już lata 60. w całej krasie). Również finał płyty, Fire of My Own, to jeden z tych numerów, których brzmienie oparte jest przede wszystkim na fantastycznym, nieco tajemniczym klimacie i klasycznej folk-rockowej psychodelii. Utwór pozostawia kapitalne wrażenie na koniec odsłuchu płyty, choć – trzeba to jasno powiedzieć – nie musiał „nadrabiać” i robić tego wrażenia nieco na wyrost, bo po prostu całości Words of Prey słucha się znakomicie.

Jeśli na żywo ci goście brzmią choć w połowie tak dobrze jak na tej płycie, to już za kilka dni czeka mnie kapitalny koncert. To jest jeden z tych przypadków, kiedy już po pierwszym odsłuchu płyty wiem, że chcę ją kupić i że na pewno będę śledził dalsze losy zespołu i mu kibicował. To jest takie granie, które uwielbiam, podane w dodatku w odpowiedniej dawce. Czuję, że to początek bardzo udanej muzycznej znajomości.

1. Radiant Smiles (3:30)
2. Dive (3:30)
3. Be Good (4:26)
4. What Are You Waiting For (5:08)
5. This Old Place (5:18)
6. This Old Interlude (1:07)
7. Two Dozen Eyes (4:57)
8. Robot Sophia (2:27)
9. Fire of My Own (4:59)

Płyty zespołu możecie wysłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.

Dead Man's Eyes wystąpią podczas ostatniego dnia Red Smoke Festival w Pleszewie, który odbędzie się w dniach 13-15 lipca.



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz