środa, 12 grudnia 2018

King Buffalo - Longing to Be the Mountain [2018]


King Buffalo byli wśród grup, które otwierały ten rok na blogu – ich tegoroczna EP-ka Repeater przyczyniła się do udanego rozpoczęcia sezonu, ale nie spodziewałem się, że jeszcze pod jego koniec wrócę do tego zespołu w tym miejscu. Tymczasem panowie wydali swój drugi duży album i o ile przy debiucie oraz przy EP-ce mogłem mieć jeszcze jakieś obawy, czy aby nie jest to chwilowy wystrzał, po którym za moment nie będzie śladu, o tyle teraz jestem już przekonany, że King Buffalo będą cieszyli nas swoją kapitalną muzyką przez długie lata.

Największą siłą King Buffalo niezmiennie jest umiejętność ciągłego intrygowania słuchacza różnymi muzycznymi klimatami, które jednak tworzą bardzo spójną całość. Brzmienie jest jednolite, ale już sposoby, by taki klimat osiągnąć, bywają tu różne. Na tej trwającej niespełna 42 minuty płycie znajdziemy tylko sześć numerów, ale tyle wystarczy, byśmy mogli zarówno odpłynąć w rytm lekkiej, folkowej psychodelii, jak i dali się ponieść mocnemu rytmowi i dynamicznym motywom. Panowie nagrali trzy długie i trzy krótkie kawałki. Jeden z tych długich rozpoczyna album i robi to kapitalnie. Morning Song rozwija się niezwykle spokojnie, urzekając klimatem rodem z psychodeliczno-folkowych opowieści Pink Floyd o łąkach nad rzeką Cam. Ale jak już po kilku minutach całość się rozkręca, robi się ciężko. Trzy krótsze numery – Sun Shivers, Cosmonaut i Quickening – skutecznie hipnotyzują jednostajnym rytmem przy różnym natężeniu dźwięku i ciężkimi odjazdami.

Po trzech krótszych, dość intensywnych numerach, utwór tytułowy rozwija się bardzo spokojnie, powoli. W zasadzie dopiero pod koniec drugiej minuty mamy coś więcej niż odgłosy w tle, a i wtedy zespół nie atakuje nas mocnym motywem gitarowym, tylko spokojnie zapętla i delikatnie głaszcze dźwiękiem. Ale przy tak długim numerze to oczywiście nie będzie trwało wiecznie, więc podobnie jak w przypadku kompozycji otwierającej album z czasem robi się nieco intensywniej, choć nigdy przesadnie ciężko. W ostatnim – także długim – numerze zespół serwuje basową hipnozę przerywaną od czasu do czasu gitarowymi wybuchami.

Warto wspomnieć o charakterze muzyki King Buffalo, który sprawia, że w zasadzie każdy z muzyków ma tu spore pole do popisu. Mimo, że bywa dość intensywnie i ciężko, w żadnym momencie nie zderzamy się ze ścianą trudnego do wyodrębnienia dźwięku. To niczym psychodeliczna improwizacja, w które każdy instrument ma swoje do zrobienia i robi to świetnie, dzięki czemu oprócz oczywiście dominujących siłą rzeczy gitar, mamy kapitalnie napędzającą wszystko perkusje, która nie wbija w ziemię, ale świetnie prowadzi kolejne utwory, a także bas znakomicie uzupełniający motywy gitarowe i hipnotyzujący „pętelkami” i niezbyt skomplikowanymi, ale bardzo przyjemnymi w brzmieniu figurami.

To trzecie bardzo przyjemne wydawnictwo tria ze stanu Nowy Jork. Może nie jest to muzyka, która rozkładałaby mnie na łopatki i trafiała do ścisłej czołówki moich ulubionych płyt roku, ale z pewnością wiem już, że można na nich polegać i że kolejne wydawnictwa będą stały na odpowiednim poziomie. Do tego zespół fantastycznie gra na żywo, więc jeśli będziecie mieli okazję posłuchać tego materiału w warunkach koncertowych, wrażenia powinny być jeszcze lepsze niż w przypadku nagrań studyjnych. Ich mieszanka hipnotycznej psychodelii i melodyjnego stonera sprawdza się od pierwszego wydawnictwa i na razie nie zanosi się, żeby miało się to zmienić.

Utworów z nowej płyty możecie posłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.

1. Morning Song (9:50)
2. Sun Shivers (3:39)
3. Cosmonaut (3:57)
4. Quickening (4:19)
5. Longing to Be the Mountain (10:22)
6. Eye of the Storm (9:53)



--
Zapraszam na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

1 komentarz:

  1. To spora zaległość, już prawie o nich zapomniałem. Zastanawiałem się, czy rekomendować ją tutaj, ale pomyślałem, że poczekam, no i teraz mogę powiedzieć, że to było już tyle płyt temu ;-)
    Ale jest okazja wrócić, pewnie na chwilę bo inni czekają :-)

    OdpowiedzUsuń