Numidia to sekstet z Sydney,
który zadebiutował płytowo w styczniu tego roku albumem Numidia. W swojej muzyce formacja łączy elementy psychodeliczne i
progresywne z pewną dawką folkowych klimatów – czy to w postaci motywów
bliskowschodnich, czy kojarzących się być może nieco bardziej z plemiennymi,
hipnotycznymi tańcami Australii i okolic. Choć debiutancki krążek zawiera
zaledwie sześć kompozycji, to wystarcza, by z całą pewnością stwierdzić, że oto
pojawiła się kolejna grupa z tego kraju, która może wkrótce całkiem mocno
namieszać w podziemnej, psychodelicznej scenie nie tylko swojego kontynentu,
lecz także Europy, wszak to tu prędzej czy później zjeżdżają na koncerty
wszystkie wybijające się podziemne formacje z tych muzycznych rejonów.
Sześć numerów, 40 minut
kapitalnego grania. Głównie instrumentalnego. W zespole, według informacji z
internetu, jest aż czterech muzyków śpiewających, ale wokalu na tej płycie nie
ma zbyt wiele, a gdy już się pojawia, często przybiera formę wokaliz lub
szczątkowych wokali w zupełnie nieznanym mi języku (a może i językach). To
chyba dobrze, bo mam wrażenie, że jest to takie granie, w którym wokal sprawdza
się dużo lepiej jako okazjonalne uzupełnienie instrumentarium, a nie czynnik
pierwszoplanowy. Otwierają z przytupem, robiąc trochę hałasu na początku Türku, ale szybko przechodzą do
konkretów, serwując chwytliwy motyw gitarowy, który prowadzi cały numer, oraz nieco
brudu w tle. Numer niemal niepostrzeżenie przechodzi w Azawad – trochę bardziej przestrzenną kompozycję, w której pod
gitarowymi zawijasami świetnie sprawdza się nienachalne tło klawiszowe. To w
części pierwszej, bo w drugiej przechodzimy w klimaty plemienne z rytmiczną
perkusją i kapitalnym, pulsującym basem oraz zaśpiewami w bliżej mi nieznanym
języku. Można jednak odnieść wrażenie, że w tych dwóch pierwszych, bardzo
udanych utworach, zespół jedynie się rozgrzewał, bo od kompozycji numer trzy
formacja wchodzi na jeszcze wyższy poziom, z którego nie zejdzie aż do końca
płyty.
Dziewięciominutowe A Million Martyrs zaczyna się trochę
niepozornie, ale fantastycznie się rozkręca, mieszając tajemnicze, hipnotyczne
klimaty w stylu twórczości Lion Shepherd czy Agusy z motywami, które nie byłyby
nie na miejscu na płycie The Doors, czy wreszcie elementami rocka progresywnego.
Utwór tytułowy to być może numer, na który po pierwszym przesłuchaniu najszybciej
zwraca się uwagę. Może to ze względu na to, że po dłuższej przerwie pojawia się
tu wokal, może dlatego, że kawałek hipnotyzuje kapitalnym bliskowschodnim
klimatem i dość chwytliwymi jak na taką muzykę motywami oraz efektowną partią
gitary. Powiem więcej – w przypadku muzyki o takiej charakterystyce kompozycja
tytułowa to w zasadzie materiał na przebój! Po niej fantastycznie schodzimy z
intensywności na początku drugiego z długensów© – Red Hymn. Klimat niczym z wczesnych
utworów Santany, świetne tło robione przez instrumenty perkusyjne, kapitalne
gitarowe zawijasy oplatające resztę instrumentarium, szczątkowy wokal i
hipnotyczny rytm… A potem, mniej więcej w połowie, powoli zaczyna się to
rozkręcać, wchodzi nieco cięższej gitary, a całość zmierza w kierunku
klasycznych rockowych brzmień. Gitarzysta wyczynia tu cuda w temacie ekspresji,
wchodząc przesterowanym brzmieniem trochę w rejony Maggot Brain. Po tak dużej intensywności zamykające album Te Waka jest niczym spokojne zejście na
ziemię i wyciszenie wszystkich emocji, która pojawiły się przy odsłuchu poprzedniej
kompozycji.
Numidia to debiut, który każe pokładać w australijskiej formacji
olbrzymie nadzieje. Oczywiście nie mówię tu o sukcesie mainstreamowym, bo taki
nigdy z taką muzyką nie będzie jej udziałem, ale przy odrobinie szczęścia może
być to zespół, który wkrótce będzie regularnie objeżdżał Europę, ogrywał się
pewnie z początku w małych, a z czasem w nieco większych klubach, występował
może najpierw przed bardziej znanymi kolegami, a za jakiś czas już w roli
głównej atrakcji, ale przede wszystkim zdobywał coraz liczniejsze grono fanów.
Zasługują na to. Ich debiutancka płyta niezbicie dowodzi, że jest w tej
formacji naprawdę duży potencjał.
Utworów z tej płyty możecie posłuchać na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
1. Türku (4:34)
2. Azawad (6:00)
3. A Million Martyrs (9:08)
4. Numidia (5:44)
5. Red Hymn (8:33)
6. Te Waka (6:35)
--
Zapraszam
na prowadzone przeze mnie audycje Lepszy Punkt Słyszenia oraz Purple FM w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 i sobotę o 19
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Cieszę się że napisałeś recenzję tej płyty. Należało jej się jak diabli:) Wspomne tylko o jednej rzeczy, która mnie w czasach odsłuchów po prostu oczarowała. To gitara solowa...jest w tych utworach absolutnie bezbłędna i przynajmniej trzykrotnie miałem zwyczajne ciary nawet na wacku. To co się dzieje w A Million Martyrs, Red Hymn i częściowo w Azawad to najwyższa półka po prostu. Jakie to jest dobre!!!! Już teraz wiem że ta płyta nie znudzi mi się chyba nigdy.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dla takich perełek przekopuje mnóstwo nowości co roku. Dla mnie debiut Numidii jest fantastyczną, wciągającą opowieścią. Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas, ale już teraz Numidia to zdecydowanie podium.
Cześć Bizon w końcu tu trafiłam 😃😃😃 Bardzo ciekawy muzyczny blog. Już notuje u siebie i będę zaglądać. Muzyczny Zbawiciel Świata to fajny pseudonim. Posłucham co tu masz ciekawego. Pozdro 😃😃😃
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia. Siema
się rozgość :)
UsuńZapytam na wszelki wypadek.
OdpowiedzUsuńCzy Tool przewidziano?
być może. nie czuje jakiegos wielkiego ciśnienia, a już na pewno nie zamierzam ściągać płyty przed premierą, żeby koniecznie od razu o niej napisać ;)
Usuń