niedziela, 7 czerwca 2020

Seven Planets - Explorer [2020]


Seven Planets to kwartet z Zachodniej Wirginii, który co prawda wydał w tym roku dopiero swoją trzecią płytę, ale zespół istnieje już od kilkunastu lat, a – jak można wyczytać w internecie – muzycy tej formacji grali ze sobą w różnych osobowych konfiguracjach już od przeszło ćwierć wieku. Tak, to doświadczeni panowie, nie żadni początkujący młodzieńcy. I tak właśnie brzmią. Jak ekipa, która wie, co robi.

Ostatnia płyta Seven Planets wyszła osiem lat temu. Nie wiem, czy zespół był aktywny przez cały ten okres. Nie wiem, czemu taka przerwa. Ale na nowym albumie rdzy zupełnie nie ma. Płyta jest zatytułowana Explorer i składa się z ośmiu numerów, w większości dość krótkich, co razem daje nieco ponad 36 minut. Może i niezbyt wiele, zwłaszcza jak na ośmioletnią przerwę między płytami, ale mnie to odpowiada. Psychodeliczna, kolorowa okładka mówi sporo o zawartości muzycznej. Seven Planets łoją bardzo przyjemnego, melodyjnego, psychodelicznego stonera. W dodatku w wersji instrumentalnej. Nazwy wydających nowy album firm – Small Stone Recordings i Kozmik Artifactz – są gwarantem jakości na tym muzycznym polu.

Vanguard to solidny, choć niezbyt długi kop na początek. Tak, żeby pokazać od razu, z czym mamy do czynienia. Jest więc dynamicznie i głośno, ale jednocześnie absolutnie nie jest to chaotyczny, wgniatający w ziemię łomot. Wspomniałem o melodiach i te z pewnością są ważnym elementem brzmienia grupy. Słychać to choćby w drugim na płycie, chyba moim ulubionym Plain Truth in a Homespun Dress, które jest bardzo przyjemnym, lekkim, klimatycznym odlotem w stylu choćby The Re-Stoned. W numerze tytułowym panowie faktycznie eksplorują sobie trochę strefę dynamicznego, porywającego, instrumentalnego rocka, co zresztą ciągną jeszcze w opartym na podobnej zagrywce 206. W Great Attractor zespół funduje nam przyjemny, lekko odlotowy chill, a w zamykającym płytę The Buzzard dla odmiany całkiem niezłą rozpierduchę.

Explorer to jedna z tych płyt, które może was nie oszołomią pięknem, nie poczujecie po jej odsłuchu, że właśnie mieliście okazję zetknąć się z kandydatem do płyty roku, nie zmieni ona w żaden sposób waszego życia ani podejścia do muzyki, ale z pewnością jest to album, do którego część z was będzie chciała wracać. Bo to cholernie dobre, bardzo solidne granie. Nic wielkiego – dwie gitary, bas, perkusja, trochę improwizacji i rozwijania (nie jakoś przesadnie długiego) motywów, ale robi wrażenie. To taki trochę jam band, który jednak nie nagrywa numerów kilkunastominutowych, a w pełni zadowala się o wiele krótszymi formami i słychać, że sprawdza się to w ich przypadku naprawdę dobrze. Były tu może krótkie chwile, gdy myślałem sobie, że może trochę za długo brną w jakimś kierunku, ale ogólnie niespecjalnie jest się do czego przyczepić.

Płytę możecie odsłuchać na bandcampowym profilu Small Stone Recordings.

1. Vanguard (2:46)
2. Plain Truth in a Homespun Dress (4:39)
3. Explorer (6:56)
4. 206 (3:26)
5. Great Attractor (5:17)
6. Grissom (3:30)
7. The Buzzard (3:06)


--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 oraz na set Zona Bizona w niedziele o 16.
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

1 komentarz:

  1. Ostatnio nawet polubiłem Space Rocki, ale te Siedem Planet mnie nie zachwyciły. Dodałem do ulubionych utwór drugi, bodajże puszczałeś go w LPS. No i ostry Buzzard. Parę tygodni temu prezentowałeś w audycji kawałek składający się ze startu rakiety, dłuuuuugiego lotu i dynamicznego lądowania na nieznanej planecie. To było dobre. Nie pamiętam zespołu. 😊

    OdpowiedzUsuń