Opeth to jeden z tych zespołów,
które zawsze będą wzbudzały ostre dyskusje przy okazji premiery kolejnych płyt.
Choćby nie wiem, co robili, zawsze będzie spore grono niezadowolonych. Bo albo
nie grają już tak jak na pierwszych płytach, albo nie grają już tak jak na
ostatnich płytach, albo… No zawsze, kurwa, coś – jak w sławnym filmiku z muchą
z internetowej prehistorii. Lider zespołu – Mikael Åkerfeldt – ma zdaje się na
to wszystko mocno… no, że spływa po nim. To zresztą gość obdarzony ogromnym,
mocno (auto)ironicznym poczuciem humoru, co niewątpliwie pomaga mu w zachowaniu
odpowiedniego dystansu. Zespół maszeruje więc dalej, nie przejmując się
narzekaniami. I tak domaszerował do płyty numer 13 – In Cauda Venenum.
poniedziałek, 4 listopada 2019
niedziela, 27 października 2019
VIII Memoriał Jona Lorda - Warszawa [Hybrydy], 24 X 2019 [galeria zdjęć]
Warszawski Memoriał Jona Lorda organizowany przez Łukasza Jakubowicza na stałe wszedł do kalendarza hardrockowych imprez muzycznych i - w zależności od formuły w danym roku - gromadzi mniejszą lub większą grupę muzyków, ale także zawsze całkiem sporą rzeszę fanów. Od jakiegoś czasu formuła memoriału uległa pewnej modyfikacji i teraz już ze sceny możemy usłyszeć nie tylko kompozycje Deep Purple i Whitesnake, ale także Rainbow - zespołu, w którym Jon Lord nigdy nie grał, ale przecież jak najbardziej należącego do bardzo licznej i różnorodnej rodziny Deep Purple. Uznajmy zatem, że ta impreza w pewien sposób naturalnie staje się celebracją twórczości "rodziny Deep Purple". Jak zwykle trzon muzycznej ekipy stanowił projekt Made in Warsaw. Wśród gości pojawili się m.in. stali bywalcy memoriałów - Grzegorz Kupczyk, Michu Przybylski i Piotr Brzychcy. Nie zabrakło żeńskiego pierwiastka w postaci Natalii Kwiatkowskiej z Cheap Tobacco. Towarzystwo zaserwowało publiczności trzy godziny klasycznego rockowego grania - set był wypełniony klasykami rocka spod znaku trzech wymienionych grup. Nie da się ukryć, że właśnie na takie utwory czekali zgromadzeni słuchacze, którzy bawili się jak zwykle świetnie, choć przyznam też, że nie pogniewałbym się, gdyby na kolejnych edycjach pojawiły się w ramach odmiany kompozycje projektu Paice, Ashton, Lord czy choćby jeden albo dwa solowe numery klawiszowca. Wiem, że to może nie ma potencjału porwania fanów do wspólnych śpiewów, ale byłoby miłą niespodzianką pomiędzy wielkimi rockowymi hitami.
W tym roku uczczenie pamięci Lorda będzie miało ciąg dalszy. Zespół Made in Warsaw w lekko zmodyfikowanym składzie pojedzie w krótką trasę, która przedstawia się następująco:
14 XI - Wrocław [Liverpool]
15 XI - Częstochowa [Scena TfP]
16 XI - Chorzów [Leśniczówka]
28 XI - Poznań [Klub u Bazyla]
29 XI - Bydgoszcz [Estrada]
30 XI - Piła [Barka]
czwartek, 24 października 2019
Lloyd - Black Haze [2019]
Trzej bracia, którzy tworzą
wspólnie grupę muzyczną zręcznie poruszającą się w rejonach zarówno rockowych,
jak i momentami wręcz popowych. Historia zna już takie przypadki. Czy grupa
pochodzących z Paryża braci Lloyd ma szansę nawiązać do tych rodzeństw, które
odnosiły ogromne sukcesy z tworzoną przez siebie muzyką? No cóż, czasy inne,
muzyka, którą panowie prezentują, jest raczej dość odległa od mainstreamu (choć
może nie aż tak bardzo?), ale pierwsze kroki napawają optymizmem, bo debiutancki
album tria to rzecz naprawdę znakomita.
wtorek, 22 października 2019
Larska - Can't Steal It [2019]
Larska to prawdopodobnie pierwszy
zespół z Serbii, jaki poznałem. Pierwszy, ale już w pewnym sensie nietuzinkowy.
Panów jest trzech, co akurat niczym niezwykłym nie jest, ale jeśli zdradzę wam,
że dwóch z nich to basiści, to już zaczyna się robić ciekawie. Perkusja i dwa basy?
Różne pomysły mieliśmy w ostatnich kilkunastu latach – gitara i bębny, bas i
bębny… Dwóch basów z bębnami chyba jeszcze nie przerabiali. Oczywiście do tego
dochodzi milion efektów, które sprawiają, że jeden z basów wcale jak bas nie
brzmi, ale to już zupełnie inna historia.
piątek, 18 października 2019
Tool - Fear Inoculum [2019]
Historia powstania i wydania
piątego studyjnego albumu grupy Tool jest tak znana i wałkowana na wszystkie
strony od wielu lat, a szczególnie teraz, gdy płyta ta w końcu się ukazała, że
nie czuję nawet najmniejszej potrzeby, by przypominać wam, ile czasu minęło od
ukazania się wydawnictwa poprzedniego, albo wspominać o tym, jak panowie bawili
się uczuciami biednych fanów w ostatnich latach. Moimi się nie bawili. Nigdy
nie byłem fanem zespołu Tool. Raczej obserwatorem doceniającym pewne elementy
ich twórczości. Mają w dorobku rzeczy, które naprawdę mi się podobają i intrygują
mnie za każdym razem, gdy po nie sięgnę (a nie dzieje się to zbyt często).
Natomiast kłamałbym, gdybym twierdził, że kiedykolwiek wpadałem w zachwyt nad
ich twórczością. Nowa płyta tego nie zmieni, ale choćby ze względu na ten tekst
przesłuchałem ją w całości już więcej razy niż którąkolwiek z poprzednich.
czwartek, 17 października 2019
Saturna - Atlantis [2019]
Saturna to kwartet z Barcelony,
który początkowo uformował się w 2010 roku, by zarejestrować kilka pomysłów
stworzonych przez basistę formacji. Po kilku zmianach w składzie mamy stan
obecny – dwóch gitarzystów (jeden z nich śpiewa – mam jednocześnie wrażenie, że
kwestia drugiego wiosłowego nie została jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta, bo
na zdjęciach z ostatnich tygodni znalazłem dwóch różnych gości na tej pozycji)
i sekcję rytmiczną. Zespół może się pochwalić już całkiem sensownym dorobkiem
twórczym. Atlantis to pierwszy ich
album, na jaki trafiłem, choć już czwarty wydany przez zespół. Okładka dość
mocno sugeruje zawartość stonerowo-psychodeliczną, zresztą właśnie „stoner” to
słowo, które przy okazji internetowego szufladkowania grupy pada dość często. I
jest to, przyznam, nieco mylące, przynajmniej w przypadku nowej płyty, bo
muzyka grupy zdecydowanie nie przypomina ciężkiego, szorstkiego łojenia.
Owszem, pewne elementy stoner rocka tu znajdziemy, ale…
wtorek, 15 października 2019
Acid Alice - The Road [2019]
Acid Alice to kwartet z Meksyku,
który gra w klasycznym rockowym ustawieniu – wokal, gitara, bas, perkusja.
Klasycznie też brzmią. Gdy słuchamy ich debiutanckiej płyty, nie sposób nie
pomyśleć o kilku zespołach, które zaczynały nieco ponad 50 lat temu, a dziś
uznawane są za… no właśnie – klasyków. Oczywiście to wszystko już kiedyś było –
można nawet mówić, że w lepszym, bo oryginalnym wydaniu. Zgoda, ale nie przekreślałbym
jednak z góry starań meksykańskiej formacji, bo jak na debiutantów z
hardrockowo-psychodelicznego podziemia panowie naprawdę prezentują się bardzo
profesjonalnie i solidnie.
niedziela, 13 października 2019
Palace in Thunderland - The King of the Empty Aeon [2019]
Palace in Thunderland (kapitalna nazwa) to ciekawostka
na scenie muzycznej. Podobno grupa powstała w 1998 roku, ale próżno szukać
jakichkolwiek wydawnictw tego zespołu starszych niż EP-ka Into the Maelstrom z 2007 roku, a pierwszą dużą płytę panowie
wydali zaledwie cztery lata temu. No nic, wnikać nie będę w prawdziwość dat.
Trzymajmy się pewnych faktów, a do tych należy premiera albumu numer dwa – The King of the Empty Aeon – która miała
miejsce w lutym tego roku. Co muzycznie ma do zaoferowania kwartet (choć
obecnie właściwie trio, bo perkusista odszedł tuż po nagraniu płyty, a następcy
na razie nie ma) ze wschodnich rejonów Stanów Zjednoczonych? To całkiem ciekawa
mieszanka stonera, ciężkiej psychodelii i heavy metalu.
poniedziałek, 7 października 2019
Runa Gaman - s/t [2019]
Nazwa Runa Gaman ma prawo gdzieś
wam się kręcić w przestrzeni pamięciowej. Dwa lata temu pisałem o ich
pierwszym albumie zatytułowanym Cepa –
35 minutach odlotowych psychodelicznych improwizacji podzielonych na trzy
kompozycje. Po niemal dokładnie dwóch latach instrumentalne trio z Buenos Aires
powróciło płytą numer dwa – nieco dłuższą, złożoną z większej (choć wciąż dość
skromnej) liczby kompozycji i opatrzoną chyba jeszcze ciekawszą niż debiut
okładką w klimatach – a jakże – psychodelicznych. A i jeszcze jedno. Trio nie
jest już triem, bo do grupy dołączył klawiszowiec.
czwartek, 3 października 2019
The Black Wizards - Reflections [2019]
The Black Wizards są z
Portugalii, ale pracują jak szwajcarski zegarek i są niezawodni jak japońskie
pociągi – mijają dwa lata i nowa płyta być musi. Bardzo udany debiut, o którym
pisałem, ukazał się pod koniec 2015 roku. Niemal dwa lata później wrócili z
równie udaną płytą numer dwa, o której – o dziwo – nie napisałem. Nie mam
pojęcia, jaki był tego powód. Zapewne po prostu miałem zbyt wiele zaległości
płytowych i zwyczajnie się ze wszystkim nie wyrobiłem. Mijają kolejne niemal
dwa lata i The Black Wizards znowu proponują nowe studyjne wydawnictwo. Lekko
zmienił się skład, mam też wrażenie, że trochę zmieniła się muzyka grupy, ale
jeśli zmienił się poziom tej wydawanej przez formację muzyki, to tylko na
lepsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)