poniedziałek, 5 czerwca 2017

Runa Gaman - Cepa [2017]



Runa Gaman to instrumentalne trio z Buenos Aires. Niestety nie wiem nic o przeszłości muzyków tworzących tę formację ze stolicy Argentyny, ale Cepa to pierwsze oficjalne wydawnictwo zespołu, co w połączeniu ze świeżo założonym profilem na Facebooku każe przypuszczać, że jest to zupełnie nowy muzyczny twór. Szybka próba namierzenia na tym samym portalu poszczególnych muzyków formacji wskazuje, że są to ludzie młodzi, istnieje zatem dość spore prawdopodobieństwo, że cała trójka nie ma wielkiego bagażu doświadczeń scenicznych. A muzycznie? Macie przed sobą 35 minut psychodelii – raz spokojniejszej, bardziej „kosmicznej”, innym razem uderzającej raczej w stonerowe klimaty. Jedno jest pewne – radiowych przebojów tu nie będzie.

Po pierwszych sekundach można by pomyśleć, że album będzie utrzymany w pejzażowo-sennych klimatach, ale założenie takie szybko okazuje się błędem. Wprawdzie otwierający płytę dwunastominutowy utwór Golem długimi fragmentami faktycznie opiera się na klimacie, spokojnym rytmie i leniwych dźwiękach, przy czym duży udział w tworzeniu wspomnianego klimatu ma spory pogłos na gitarze, ale od czasu do czasu zdarzają się mocniejsze momenty, kiedy muzycy pokazują, że bardziej żywiołowo też potrafią. Przede wszystkim mamy tu jednak do czynienia z klimatyczną, nieco tajemniczą, kwaśną psychodelią. Ponieważ muzyków jest tylko trzech, a całość brzmi jakby była nagrywana na żywo, nie było za bardzo miejsca na dodatkowe instrumenty, toteż panowie radzą sobie sami i siłą rzeczy wymaga to na przykład większego zaangażowania od basisty, który często nie tylko wraz z perkusistą tworzy szkielet całości, ale i niejednokrotnie prowadzi melodię i dość intensywnie wypełnia tło. Może zabrzmi to dziwnie dla osób, które nie są obeznane z takimi klimatami, ale drugi na płycie numer Solaris – dziewięciominutowy – jest jednocześnie najkrótszym na Cepa. Rozpoczyna się i kończy też łagodnie, i w zasadzie nigdy się poważnie nie rozpędza, ale po spokojnym początku szybko wchodzi dość mocna, solidnie przesterowana gitara, która sprawnie prowadzi całość, wiodąc ją momentami w klimaty rasowego stonera. Trzecia – i ostatnia – kompozycja trwa zaledwie trzy minuty. Żartowałem… trwa czternaście i pół minuty. To w końcu psychodelia – grzybki (na przykład ten z okładki), kosmos, opary substancji wszelakich, intensywne, pełne wrażeń loty i kojące lądowania. To musi mieć czas na rozwinięcie się, na pozwolenie słuchaczowi, żeby odpowiednio wkręcił się w atmosferę utworu i płyty. I Duna Creciente na pewno na to pozwala. I tak sobie lecimy przyjemnie, aż tu niespodziewanie w piątej minucie wchodzi tak mocno przesterowana gitara z buczącymi „dołami”, że szlag trafia odpływ i hipnozę, a w zamian czuję jak wibrują mi wszystkie wnętrzności. Zaskoczenie na pewno spore, choć nie jestem pewny czy potrzebne. Potem jednak robi się cholernie przyjemnie, kiedy zespół na moment idzie na całego w kosmos i „Pompeje”, by następnie przejść płynnie w tryb żywiołowej improwizacji, która trwa aż do samego końca kompozycji jak i całej płyty.

Umówmy się – nie jest to najbardziej nowatorskie granie na świecie. Takie rzeczy robiono z powodzeniem 50 lat temu. Ale słychać, że Argentyńczycy dobrze się czują w takich klimatach i to przekłada się na to, że równie dobrze się ich słucha. Przy okazji jednej z poprzednich płyt omawianych na blogu pisałem, że niby jest miło i przyjemnie, ale brakuje mi spontaniczności i żywego brzmienia. Tu zdecydowanie mi tego nie brakuje. Cepa brzmi jak płyta nagrywana całkowicie na żywo i zawiera utwory, które prawdopodobnie powstawały podczas improwizacji muzyków. To duży plus tego wydawnictwa. Być może czasem można odnieść wrażenie, że całość gubi wątek i zmierza donikąd, ale przez większość czasu trio z Buenos Aires zapewnia naprawdę solidną dawkę bardzo przyjemnej, zagranej w starym stylu psychodelii. Cepa to ich pierwsze wydawnictwo, ale każe ono mieć na nich oko w przyszłości. Kto wie – może mamy do czynienia z początkami formacji, która za kilka lat wyrośnie na naprawdę silnego zawodnika na południowoamerykańskiej scenie psychodelicznej?

1. Golem (11:56)
2. Solaris (8:51)
3. Duna Creciente (14:32)



Blog dorobił się profilu na Facebooku ;)

--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz