sobota, 10 czerwca 2017

Galley Beggar - Heathen Hymns [2017]



Galley Beggar to brytyjska formacja, która właśnie wydała swój trzeci album – Heathen Hymns. Według źródeł internetowych grają brytyjskiego folk rocka, tytuł oraz okładka nowej płyty także sugerują taki właśnie klimat, nie mogłem więc zignorować pojawienia się takiego albumu w mojej muzycznej przestrzeni, bo choć absolutnie nie uważam się za konesera muzyki folkowej, to jednak pewną jej dawkę co jakiś czas przyjmuję z niekłamaną przyjemnością. Pod warunkiem, że podana jest w sposób interesujący. Na szczęście w tym przypadku tak właśnie jest. Nie znałem grupy Galley Beggar przed pierwszym odsłuchem tego krążka, było to zatem dla mnie premierowe spotkanie z ich muzyką. Brak oczekiwań, ale też brak jakiegokolwiek bagażu doświadczeń w spotkaniach między słuchaczem a artystą czy też przywiązania do twórczości grupy. Jednak od pierwszych sekund płyty czułem, że źle nie będzie.

O ile utwór otwierający – Salome – może sugerować klimat typowo pogańsko-folkowy, bo dużo tu elementów obowiązkowych dla zwiewnego, pełnego życia, radosnego folkowego grania, o tyle już numer Four Birds, który następuje po Salome, wprowadza trochę nowocześniejszych elementów do brzmienia płyty, zwłaszcza w postaci mocnego rytmu wybijanego przez perkusistę oraz niezwykle klimatycznych motywów gitarowych, które nadają kompozycji sporo tajemniczości. To wciąż granie folkowe, ale bez słomy w butach i trawy w zębach. To nowoczesna twarz folkowo-rockowego grania. Twarz w dodatku niezwykle atrakcyjna. Kapitalnie sprawdza się tu także prosta linia wokalu Marii O’Donnell. Cudownie kołysze za to The Girl I Left Behind Me – spokojny rytm, delikatne motywy gitarowe, cudowne brzmienie skrzypiec w tle, subtelny głos Marii. Wszystko to składa się na fantastycznie hipnotyczną, folkowo-psychodeliczną całość. Brakowało mi w moim życiu takich klimatów jak w tym numerze od czasu rozwiązania grupy Messenger, która właśnie kompozycjami o zbliżonym brzmieniu czarowała zwłaszcza na swojej pierwszej płycie.

Klimat najdłuższego numeru na albumie (The Girl…) kontynuuje zarówno najkrótszy – trzyminutowe The Lake – jak i następny w kolejności numer Lorelei. Tu mamy już do czynienia z bardziej tradycyjnym folkowym graniem. Dominują gitary akustyczne, skrzypce i mandolina, pięknie prowadzony jest wokal, który – jak to w muzyce folkowej – obywa się bez zbędnych kombinacji, ale brzmi niezwykle przyjemnie. Do klimatów elektrycznych wracamy w Let No Man Steal Your Thyme, co wszakże nie oznacza, że jest głośno i ciężko. Ale mniej tu ogniska, a więcej folkowego mroku i tajemniczości. Znakomicie sprawdziło się przyspieszenie w połowie kompozycji, a odgłosy w tle mogą wywołać ciarki. Taki folk z domieszką rockowej psychodelii przemawia do mnie najskuteczniej. Również bardzo udanie państwo żegnają się ze słuchaczem – My Return to numer, który przy małym pomajstrowaniu przy linii wokalu spokojnie mógłby się znaleźć na „trójce” Zeppelinów.

Jakże inny i bardziej strawny jest brytyjski folk od naszych słowiańskich klimatów. Niestety w naszej muzyce – czy to rockowej, czy stricte mainstreamowej – wszelkie próby wplatania elementów rodzimej muzyki ludowej wychodzą najczęściej dość żenująco. Tu ktoś zaśpiewa o jarzębinie, tam założy góralskie portki, krzyknie „hej” i machnie ciupagą, przejedzie smyczkiem po strunach skrzypiec, a mnie skręca za każdym razem jak muszę tego słuchać. Brytyjczycy robią to ze znacznie większą gracją, choć pewnie i u nas znajdą się tacy, którzy wiedzą jak to robić z głową, tylko coś przebić im się chyba ciężko. Jeśli lubicie folkowe granie z obowiązkowym udziałem skrzypiec czy mandoliny, do tego przyprawione odpowiednią dawką pogańskiej tajemniczości oraz klimatami sprzyjającymi dzikim tańcom podczas letnich rytuałów, to Heathen Hymns zdecydowanie przypadnie wam do gustu. Przy czym zaznaczyć trzeba, że sporo tu też nowoczesności, więc nie jest to typowy przaśny, staroświecki folk. To połączenie sprawdza się bardzo dobrze i sprawia, że płyty Galley Beggar słucha się z zaciekawieniem i niekłamaną przyjemnością. Mnie mają już po swojej stronie – na pewno będę śledził dalsze ich dokonania.

1. Salome (6:40)
2. Four Birds (4:40)
3. The Girl I Left Behind (8:12)
4. The Lake (2:54)
5. Lorelei (4:30)
6. Moon and Tide (4:18)
7. Let No Man Steal Your Thyme (5:27)
8. My Return (5:31)



Blog dorobił się profilu na Facebooku ;)

--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz