Galley Beggar to brytyjska
formacja, która właśnie wydała swój trzeci album – Heathen Hymns. Według źródeł internetowych grają brytyjskiego folk
rocka, tytuł oraz okładka nowej płyty także sugerują taki właśnie klimat, nie mogłem
więc zignorować pojawienia się takiego albumu w mojej muzycznej przestrzeni, bo
choć absolutnie nie uważam się za konesera muzyki folkowej, to jednak pewną jej
dawkę co jakiś czas przyjmuję z niekłamaną przyjemnością. Pod warunkiem, że
podana jest w sposób interesujący. Na szczęście w tym przypadku tak właśnie
jest. Nie znałem grupy Galley Beggar przed pierwszym odsłuchem tego krążka,
było to zatem dla mnie premierowe spotkanie z ich muzyką. Brak oczekiwań, ale
też brak jakiegokolwiek bagażu doświadczeń w spotkaniach między słuchaczem a
artystą czy też przywiązania do twórczości grupy. Jednak od pierwszych sekund
płyty czułem, że źle nie będzie.
O ile utwór otwierający – Salome – może sugerować klimat typowo
pogańsko-folkowy, bo dużo tu elementów obowiązkowych dla zwiewnego, pełnego
życia, radosnego folkowego grania, o tyle już numer Four Birds, który następuje po Salome,
wprowadza trochę nowocześniejszych elementów do brzmienia płyty, zwłaszcza w
postaci mocnego rytmu wybijanego przez perkusistę oraz niezwykle klimatycznych motywów
gitarowych, które nadają kompozycji sporo tajemniczości. To wciąż granie
folkowe, ale bez słomy w butach i trawy w zębach. To nowoczesna twarz
folkowo-rockowego grania. Twarz w dodatku niezwykle atrakcyjna. Kapitalnie
sprawdza się tu także prosta linia wokalu Marii O’Donnell. Cudownie kołysze za
to The Girl I Left Behind Me –
spokojny rytm, delikatne motywy gitarowe, cudowne brzmienie skrzypiec w tle,
subtelny głos Marii. Wszystko to składa się na fantastycznie hipnotyczną,
folkowo-psychodeliczną całość. Brakowało mi w moim życiu takich klimatów jak w
tym numerze od czasu rozwiązania grupy Messenger, która właśnie kompozycjami o
zbliżonym brzmieniu czarowała zwłaszcza na swojej pierwszej płycie.
Klimat najdłuższego numeru na
albumie (The Girl…) kontynuuje
zarówno najkrótszy – trzyminutowe The
Lake – jak i następny w kolejności numer Lorelei. Tu mamy już do czynienia z bardziej tradycyjnym folkowym
graniem. Dominują gitary akustyczne, skrzypce i mandolina, pięknie prowadzony
jest wokal, który – jak to w muzyce folkowej – obywa się bez zbędnych
kombinacji, ale brzmi niezwykle przyjemnie. Do klimatów elektrycznych wracamy w
Let No Man Steal Your Thyme, co
wszakże nie oznacza, że jest głośno i ciężko. Ale mniej tu ogniska, a więcej folkowego
mroku i tajemniczości. Znakomicie sprawdziło się przyspieszenie w połowie
kompozycji, a odgłosy w tle mogą wywołać ciarki. Taki folk z domieszką rockowej
psychodelii przemawia do mnie najskuteczniej. Również bardzo udanie państwo
żegnają się ze słuchaczem – My Return
to numer, który przy małym pomajstrowaniu przy linii wokalu spokojnie mógłby się
znaleźć na „trójce” Zeppelinów.
Jakże inny i bardziej strawny
jest brytyjski folk od naszych słowiańskich klimatów. Niestety w naszej muzyce –
czy to rockowej, czy stricte mainstreamowej – wszelkie próby wplatania
elementów rodzimej muzyki ludowej wychodzą najczęściej dość żenująco. Tu ktoś
zaśpiewa o jarzębinie, tam założy góralskie portki, krzyknie „hej” i machnie
ciupagą, przejedzie smyczkiem po strunach skrzypiec, a mnie skręca za każdym
razem jak muszę tego słuchać. Brytyjczycy robią to ze znacznie większą gracją, choć
pewnie i u nas znajdą się tacy, którzy wiedzą jak to robić z głową, tylko coś
przebić im się chyba ciężko. Jeśli lubicie folkowe granie z obowiązkowym
udziałem skrzypiec czy mandoliny, do tego przyprawione odpowiednią dawką
pogańskiej tajemniczości oraz klimatami sprzyjającymi dzikim tańcom podczas
letnich rytuałów, to Heathen Hymns
zdecydowanie przypadnie wam do gustu. Przy czym zaznaczyć trzeba, że sporo tu
też nowoczesności, więc nie jest to typowy przaśny, staroświecki folk. To
połączenie sprawdza się bardzo dobrze i sprawia, że płyty Galley Beggar słucha
się z zaciekawieniem i niekłamaną przyjemnością. Mnie mają już po swojej
stronie – na pewno będę śledził dalsze ich dokonania.
1. Salome (6:40)
2. Four Birds (4:40)
3. The Girl I Left Behind (8:12)
4. The Lake (2:54)
5. Lorelei (4:30)
6. Moon and Tide (4:18)
7. Let No Man Steal Your Thyme (5:27)
8. My Return (5:31)
Blog dorobił się profilu na Facebooku ;)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21 (powtórki w niedziele o 14)
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
http://rockserwis.fm - tu można mnie słuchać
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - a tu porozmawiać ze mną w trakcie audycji
Zapraszam też na współprowadzoną przeze mnie audycję Nie Dla Singli w każdą sobotę o 20
http://zak.lodz.pl - tu można nas słuchać
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
http://facebook.com/niedlasingli - a tu z nami porozmawiać w trakcie audycji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz