Zgodnie z przewidywaniami niewiele pisałem tu przez ostatni rok, chociaż pod koniec grudnia udało się przynajmniej nadrobić rzeczy najważniejsze, czyli teksty o płytach, które weszły do mojego top 10. Nie obiecuję, że nadrobię też całe top 25. Właściwie to nawet jestem pewny, że tego nie zrobię, chyba że w postaci kilku zbiorczych tekstów, choć i o to może być trudno. Zobaczymy... Zanim nowy rok na dobre rozkręci się płytowo, może coś jeszcze się tu pojawi, ale to będzie zależało od tylu różnych rzeczy, że nie ma sensu bawić się w przewidywania.
niedziela, 5 stycznia 2025
sobota, 28 grudnia 2024
DeWolff - Muscle Shoals [2024]
Panowie
z holenderskiego tria DeWolff podkręcili w ostatnich latach tempo i
w zasadzie każdy rok przynosi nam jakieś nowe wydawnictwo z obozu
zespołu. To trochę ryzykowne, ale na razie w ich przypadku nie mam
przesytu, w czym być może zasługa także tego, że są to często
płyty o nieco innym charakterze. Po bardzo przyjacielsko-rodzinnym
Love, Death & In Between, które było w
pewnym sensie manifestacją potęgi wspólnoty i kolektywnego
działania i okazało się moją ulubioną płytą zeszłego roku,
przyszedł dość szybko czas na album Muscle Shoals. Tytuł
mówi tu bardzo wiele i nie jest przypadkowy. Tym razem Holendrzy
polecieli aż do Alabamy, by nagrać nową płytę w legendarnych
studiach nagraniowych FAME i Muscle Shoals.
środa, 25 grudnia 2024
Electric Eye - Dyp Tid [2024]
W
obozie norweskiej formacji Electric Eye było w ostatnich kilku
latach trochę ciszej, choć w zasadzie kilkuletnie przerwy między
kolejnymi płytami to w ich przypadku nic nowego. Może to i dobra
droga. Nie ukrywam, że mam problem z nadążaniem za zespołami,
które serwują nam nowe płyty co rok. Czwarty album ekipy z Bergen
– Horizons – ukazał się w 2021 roku, więc był czas
trochę za nimi zatęsknić. Nie znaczy to jednak wcale, że zespół
nic w tym czasie nie robił. Panowie pracowali nad płytą, która w
opinii wielu słuchaczy jest ich najambitniejszym jak dotąd dziełem.
W efekcie powstał album Dyp Tid, na którym nie tylko
norweski tytuł jest pewną odmianą.
sobota, 21 grudnia 2024
Opeth - The Last Will and Testament [2024]
Aż
pięć lat przyszło czekać fanom Opeth na nowy album tej szwedzkiej
(choć w sumie coraz bardziej międzynarodowej) formacji. Następca
bardzo udanego In Cauda Venenum przynosi trochę zmian, choć
mowa tu raczej o pewnych powrotach niż o elementach zupełnie
nowych. Dla fanów starego Opeth najważniejszą informacją
niewątpliwie był powrót growlu, którego na studyjnych
wydawnictwach grupy nie było od wydanej w 2008 roku płyty
Watershed. A co zmieniło się muzycznie w porównaniu z
ostatnimi, mocno progrockowymi płytami?
poniedziałek, 11 listopada 2024
Old Blood - Midnight Climax [2024]
Kalifornijską
formację Old Blood poznałem w 2016 roku, tuż po premierze jej
debiutanckiej płyty, o której zresztą pisałem na blogu. Spodobała
mi się ich mieszanka hard rocka, stonera, doomu i psychodelii. Jakoś
tak jednak wyszło, że ich drugi album, wydany cztery lata później,
przeleciał gdzieś obok mnie cichaczem, bo zupełnie nie
zarejestrowałem w głowie faktu jego wydania. Jak do tego doszło?
Nie wiem. Tak bywa. Chyba za dużo zespołów znajduje się w orbicie
moich zainteresowań. Minęły kolejne cztery lata i tym razem już
mi nie umknęli. Co prawda okładka nowego wydawnictwa – w
przeciwieństwie do tego pierwszego – specjalnie mnie nie zachęciła
do zapoznania się z płytą, ale na szczęście wystarczyła nazwa i
dobre wspomnienia sprzed ośmiu lat. Na szczęście, bo to bardzo
dobry album.
poniedziałek, 28 października 2024
The Shadow Lizzards - Paradise [2024]
The
Shadow Lizzards to nieznane mi wcześniej trio z Norymbergi.
Wcześniej czyli przed premierą tegorocznej, trzeciej już płyty
zespołu. Spokojnie, nadrobiłem już częściowo tę zaległość i
dzięki temu wiem już, że znakomity trzeci krążek to absolutnie
nie jest przypadek. A ten trzeci krążek, który swoją premierę
miał pod koniec maja, nosi tytuł Paradise. Znam ten album
już od kilku miesięcy, zdążyłem się z nim osłuchać oraz
przedstawić go w całości – od pierwszej do ostatniej nuty – w
kilku odcinkach swojej audycji, więc jestem pewny tego, co teraz
napiszę – to jedna z najlepszych tegorocznych płyt, jakie
słyszałem.
czwartek, 29 sierpnia 2024
Velveteen Queen - Consequence of the City [2024]
Velveteen Queen to młoda ekipa ze Szwecji. Formacja
powstała w 2021 roku i – sądząc po zdjęciach muzyków – może to być
ich pierwszy poważny zespół. Consequence of the City
to też ich pierwszy album. Płyta wyszła w maju. To, że w Szwecji co chwilę trafiamy na znakomite
zespoły rockowe, nikogo już obecnie nie dziwi. Pewnym zaskoczeniem może być to,
że tak młody i niedoświadczony zespół wydaje tak świetnie brzmiący krążek i w
dodatku dość otwarcie inspiruje się pewnym może nie do końca oczywistym zespołem.
środa, 28 sierpnia 2024
Ino-Rock Festival 2024 dzień 2 - Inowrocław, 24 VIII 2024 [galeria zdjęć]
Drugiego dnia Ino-Rock Festival '24 na scenie pojawiło się pięcioro wykonawców. W nawiązaniu do formuły dnia poprzedniego usłyszeliśmy norweskiego wokalistę niezwykle lubianej u nas grupy Madrugada, Siverta Høyema, który wystąpił ze swoim solowym zespołem. Polskę reprezentowała folk-metalowa grupa Łysa Góra oraz klawiszowiec Riverside, Michał Łapaj, który - wspomagany przez perkusistę Macieja Dzika - pokazał się w formacie solowym zaledwie po raz trzeci. Z Łapajem na koniec jego setu wystąpił Mick Moss, lider odwiedzającej nas regularnie formacji Antimatter, która zagrała na Ino-Rock Festival swój jedyny w tym roku koncert. Całość zwieńczył koncert polsko-brytyjskiego składu towarzyszącego byłemu wokaliście Genesis i Stiltskin, Rayowi Wilsonowi. Poniżej zdjęcia z drugiego dnia festiwalu.
Etykiety:
2024,
antimatter,
festiwal,
galeria zdjęć,
genesis,
ino-rock festival,
inowrocław,
koncert,
live,
łysa góra,
madrugada,
michał łapaj,
ray wilson,
relacja,
riverside,
rockserwis,
sivert hoyem
Ino-Rock Festival 2024 dzień 1 - Inowrocław, 23 VIII 2024 [galeria zdjęć]
Tegoroczna, szesnasta już edycja Ino-Rock Festival, odbyła się w zmienionej formule. Zakusy na to, by Ino-Rock stał się festiwalem dwudniowym, były już kilka lat temu. Wtedy jednak plany przekreśliła pandemia i festiwal w ogóle się nie odbył. Tym razem nic już nie stanęło na przeszkodzie i bawiliśmy się przez dwa dni. Dzień pierwszy, czyli piątek, został w całości poświęcony wykonawcom z krajów skandynawskich i pokrewnych im kulturowo, zobaczyliśmy więc i wysłuchaliśmy artystów ze Szwecji, Norwegii i Wysp Owczych, a ze sceny popłynęły dźwięki progrockowe, psychodeliczne, melancholijne, ale też folkowe i elektroniczne. Wystąpiły formacje, które mają wśród stałych bywalców festiwalu spore grono fanów. Dla Eivør był to powrót na inorockową scenę po trzech latach, dla Gazpacho po aż siedmiu. Reine Fiske z The Amazing grał na Ino-Rock Festival osiem lat temu jako członek zespołu Dungen. Z kolei inny zespół, w którym niegdyś grał, Paatos, wrócił do Polski po kilkunastu latach - niegdyś towarzyszył formacji Riverside na trasie z okazji dziesięciolecia warszawskiej grupy. Był to zarazem pierwszy występ szwedzkiej grupy od powrotu na scenę po dłuższej przerwie. Poniżej zdjęcia z czterech piątkowych koncertów. Występy sobotnie pojawią się w osobnym wpisie.
poniedziałek, 19 sierpnia 2024
The Lunar Effect - Sounds of Green & Blue [2024]
Londyńska formacja The Lunar Effect obiła mi się o oczy i
uszy przy okazji premiery wydanej w 2019 roku pierwszej dużej płyty – Calm
Before the Calm. Zaprezentowałem nawet kilka rzeczy z tamtego albumu w
mojej audycji (przy wrzucaniu tego tekstu na bloga okazało się, że nawet napisałem tu o ich debiucie...) i ogólnie bardzo pozytywnie odebrałem to wydawnictwo, ale jakoś
potem zupełnie nie śledziłem, czy coś u nich słychać, nie wypatrywałem też nowej
płyty. Mówiąc wprost – trafili do bardzo obszernego zbioru zespołów, których
muzyka podoba mi się, ale jakoś nie mam czasu, żeby do niej wracać. Tymczasem
kilka miesięcy temu zauważyłem, że jest nowa płyta tej formacji. Co więcej –
zdobi ją bardzo ciekawa okładka. Uznałem, że to wystarczy, żeby przypomnieć
sobie, co to za jedni, skoro gdzieś tam w zakamarkach pamięci tkwili, choć
niezbyt wyraźnie. Kilka miesięcy później z pewnym zdziwieniem stwierdzam, że
album Sounds of Green & Blue to jedna z najczęściej słuchanych
przeze mnie tegorocznych płyt.
Subskrybuj:
Posty (Atom)