poniedziałek, 26 lutego 2018

Wedge - Killing Tongue [2018]



Poznałem ich cztery lata temu. Zagrali kapitalny koncert na moim pierwszym Red Smoke Festival. Niestety nie udało mi się wtedy złapać ich na merchu i kupić ich debiutanckiej płyty. Grupa z Berlina dowodzona przez urodzonego w Polsce muzyka i grafika Kiryka Drewińskiego absolutnie rozłożyła mnie kapitalnym retro rockiem zagranym z niesamowitym wyczuciem i gracją. A potem długo nic. Żadnych zapowiedzi nowej muzyki. Już nawet myślałem, że może dali sobie spokój z takiego czy innego powodu. Ale nie, na szczęście nie. 9 lutego ukazał się drugi album formacji, zatytułowany Killing Tongue, i znowu świat stał się odrobinę lepszy.

czwartek, 22 lutego 2018

Joe Perry - Sweetzerland Manifesto [2018]



Szanse na kolejny studyjny album Aerosmith maleją z każdym rokiem, zresztą jedyne dwie płyty „chłopców z Bostonu” z ich własnym materiałem wydane w XXI wieku są albo słabiutkie (Just Push Play), albo bardzo nierówne (Music from Another Dimension). Nic dziwnego, że panowie jakoś chętniej nagrywają na boku i z dala od siebie. W lipcu 2016 roku Steven Tyler wydał przyzwoity debiutancki album solowy We’re All Somebody from Somewhere, na którym flirtował z modern country, pop-rockiem czy americaną. Solowa kariera Joego Perry’ego jest znacznie bogatsza, bo oprócz trzech albumów wydanych w latach 80. pod szyldem The Joe Perry Project, mamy także już trzy płyty wypuszczone „bezprojektowo” pod własnym nazwiskiem. Ale czy nawet większość fanów Aerosmith jest w stanie wymienić choć jeden tytuł solowego utworu gitarzysty, może poza Let the Music Do the Talking, które trafiło także po jakimś czasie na jedną z płyt Aerosmith? No właśnie…

poniedziałek, 19 lutego 2018

The Temperance Movement - A Deeper Cut [2018]



The Temperance Movement to bardzo dobry zespół. Uznałem, że warto to na początku tego tekstu podkreślić, choćby po to, żeby rozwiać wasze wątpliwości, jeśli nie mieliście jeszcze okazji trafić na ich muzykę. Brak decyzji o szybkim nadrobieniu tej zaległości byłby głupotą. To też chciałbym od razu podkreślić. Brytyjska formacja gra na luzie, z takim czujem, że ręce same składają się do oklasków, do tego ma kapitalnego wokalistę, który na żywo robi z publicznością, co chce. A właśnie. Koncerty. Te zespół The Temperance Movement gra absolutnie fenomenalne. To też zdecydowanie trzeba podkreślić. Czasem, co pewnie też jest warte podkreślenia, bardzo dobre zespoły, które grają fenomenalne koncerty, nagrywają z jakiegoś powodu słabe płyty. To nie jest jeden z tych przypadków.

niedziela, 18 lutego 2018

Steven Wilson - Zabrze [Dom Muzyki i Tańca], 17 II 2018 [relacja / galeria zdjęć]

Nie jestem maniakiem twórczości Stevena Wilsona. Cenię go, ma gość głowę do muzyki, ma też swoje dziwactwa, ale to akurat domena wielu wybitnych artystów, a za takiego go uważam. Nagrał kilka płyt, które absolutnie uwielbiam i dość sporo takich, które są mi absolutnie obojętne. Nie rzucam się na każdy jego dźwięk jak piłkarze na boisko w polu karnym przy mocniejszym podmuchu wiatru, ale jak coś jest po prostu cholernie dobre, to trzeba to napisać, bez względu na to, czy akurat panuje moda na bałwochwalstwo w stosunku do Wilsona, czy na mieszanie go z błotem. Koncert w Zabrzu był CHOLERNIE dobry.

środa, 14 lutego 2018

Warsaw Prog Days - Warszawa [Progresja], 10 II 2018 [galeria zdjęć]

Historia mojego udziału w Warsaw Prog Days 2018 w skrócie - miało być sześć zespołów, było pięć, zdążyłem na cztery, zostałem na trzech. Niestety rozpoczynanie ostatniego występu grubo po północy nawet w weekend nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem, zwłaszcza dla osób, które muszą jeszcze po wszystkim wrócić do domów w innych miastach. Z przykrością ponownie odpuściłem Coogans Bluff. Może kiedyś w końcu się uda. Za to Colin Bass i Amarok zapewnili sporo przyjemnych, różnorodnych brzmień, a grupa Gallileous w końcu mnie do siebie przekonała, bo okazało się, że jednak koncertowo trafiają do mnie bardziej niż studyjnie.

Colin Bass & Amarok + Maciej Meller / Amarok


wtorek, 13 lutego 2018

Joe Satriani - What Happens Next [2018]



Joe Satriani – gitarowy kosmita, który grał u Micka Jaggera czy w Deep Purple, występuje w supergrupie Chickenfoot, uczył kilku sławnych wymiataczy takich jak Steve Vai czy Kirk Hammett, założył gitarowe wesołe miasteczko o nazwie G3, ma na koncie 15 nominacji do Grammy (choć ani razu nie wygrał), a także 16 albumów solowych. Ten ostatni – What Happens Next – ukazał się 12 stycznia tego roku. Mamy na nim 12 dynamicznych, rockowych numerów instrumentalnych. Aha, i grają tu dwaj członkowie Rock & Roll Hall of Fame – Glenn Hughes i Chad Smith. Nieźle, co? Płyta też jest… no właśnie, niezła.

piątek, 9 lutego 2018

Weedpecker - III [2018]



To już nie „młodzi zdolni” albo „obiecujący z potencjałem”. Warszawski Weedpecker to doświadczona, zaprawiona w bojach formacja, która cieszy się coraz większym szacuneczkiem na psychostonerowej dzielni. Zapraszają ich na zacne festiwale, dają możliwość występów ze sporymi w tej muzycznej działce grupami, z zachwytem wypowiadają się o nich fani ciężkiej psychodelii z całego świata – to już nie pilnie strzeżona tajemnica polskiego muzycznego podziemia, ale naprawdę robiący duże wrażenie zespół. Wydana w 2015 roku płyta II zgruzowała i zwalcowała mnie przy odsłuchu. Oczekiwania w przypadku albumu numer III musiały być zatem dość spore, choć efekt tym razem jest nieco inny.

wtorek, 6 lutego 2018

Walking Papers - WP2 [2018]



Szczerze mówiąc, żaden ze mnie fan Walking Papers. Niektóre supergrupy człowiek łyka od momentu ogłoszenia i jara się jak norweskie kościoły przy bliskim kontakcie z blackmetalowcami. Tak miałem z Velvet Revolver – w końcu na bezgunsiu i… Z Walking Papers w zasadzie powinno być podobnie – w końcu w składzie jest Duff McKagan właśnie z Gn’R i Velvet Revolver, jest Barrett Martin z Mad Season, gościnnie na pierwszej płycie pojawił się Mike McCready z Pearl Jamu, w grupie są też mniej mi znani członkowie The Missionary Position – wokalista Jeff Angell i klawiszowiec Benjamin Anderson. Pierwsza płyta – wydany w 2013 roku album Walking Papers – narobiła nieco zamieszania, była zachwalana przez niektórych znajomych, ba – nawet udało się zobaczyć zespół na żywo, choć w bardzo krótkim secie. Wrażenia były ogólnie pozytywne, ale kłamałbym, gdybym twierdził, że czekałem na ciąg dalszy i ekscytowałem się doniesieniami o nowej płycie. Zresztą od jej nagrania minęło już sporo czasu, bo album był podobno gotowy już w 2015 roku, ale nie było sensu go wydawać wobec powrotu Duffa do Gn’R i związanej z tym długiej trasy koncertowej. Płyta jednak w końcu się ukazała i… no cóż, jest po prostu bardzo dobra. BARDZO bardzo dobra.

niedziela, 4 lutego 2018

Beth Hart & Joe Bonamassa - Black Coffee [2018]



Kazali na siebie trochę czekać, oj kazali! Pierwszy wspólny album Józia i Beci narobił w 2011 roku sporo zamieszania na rockowej scenie muzycznej. Płyta numer dwa – co zrozumiałe – powstała dość szybko, bo już po dwóch latach. A potem długa cisza. Oczywiście oboje byli solidnie zajęci. Nowe płyty solowe, trasy, powrót Black Country Communion. Zresztą Joe Bonamassa nie odpoczywa, a i Beth Hart do leni nie należy. Pięć lat minęło, w międzyczasie pojawiały się zapowiedzi (a może tylko plotki?), że może na kolejnej wspólnej płycie znajdzie się jakiś autorski numer duetu. Nic z tego – trzecia płyta, zatytułowana Black Coffee, to znowu wyłącznie zbiór coverów. Nic to jednak – wychodzi im to znakomicie, więc nie ma powodu, by zmieniać formułę.

piątek, 2 lutego 2018

Krzysztof Zalewski - Zalewski śpiewa Niemena [2018]



Tribute albumy to często śliska historia. Motywy są różne i czasem dość podejrzane, koncepcja też nie zawsze się sprawdza. Dobór utworów to w zasadzie za każdym razem kontrowersyjna kwestia, no a potem trzeba je jeszcze wykonać i zrobić to tak, żeby fani oryginalnego artysty nie dostali ataku wściekłości albo z drugiej strony nie narzekali, że przecież te nowe wersje nie różnią się niczym od oryginałów, więc po co słuchać „podróbki”. Oj tak, tribute albumy to często śliska historia. Ale nie tym razem. Za twórczość prawdopodobnie najbardziej uwielbianego artysty w historii polskiej muzyki popularnej wziął się Krzysztof Zalewski – człowiek, który kilkanaście lat temu zasłynął jako długowłosy rockman śpiewający numery Iron Maiden czy Pearl Jam w drugiej edycji Idola, którą zresztą wygrał. Ale to było w zupełnie innym życiu – przynajmniej tym muzycznym. Od kilku lat Zalewski po dłuższej przerwie próbuje wrócić do świadomości polskich słuchaczy, ma na siebie pomysł i nie jest spętany żadną umową wynikającą z wygranej w programie typu talent show (a żebyście wiedzieli, co w takich umowach jest… ubaw po pachy, no chyba że akurat się je podpisuje, to takiej osobie akurat do śmiechu mniej). A teraz porywa się na klasykę. Najklasyczniejszą klasykę, jaka tylko istnieje w polskiej muzyce. Odważny (już nie tak znowu) młody człowiek.