poniedziałek, 31 grudnia 2018

Bizon's Best of 2018 - płytowe podsumowanie roku

To już chyba tradycja, że nie jestem w stanie tak po prostu zaprezentować swoich dziesięciu ulubionych albumów wydanych w danym roku. Ciekawych płyt wychodzi po prostu zbyt wiele i całkowite pominięcie w takim podsumowaniu wielu albumów zwyczajnie byłoby wobec nich nie fair. W sumie zebrałem zatem 50 tytułów, które w tej chwili stanowią śmietankę tegorocznych wydawnictw studyjnych. Co nie znaczy, że są to jedyne warte uwagi płyty spośród tych, które przesłuchałem i opisałem w tym miejscu. Te 50 płyt to około 25% wszystkich przesłuchanych przeze mnie albumów wydanych w ostatnich 12 miesiącach. Dokładanie kolejnych kilkunastu tytułów nieco rozcieńczałoby wyjątkowość płyt na tej liście, więc na tych 50 poprzestanę, chyba że nagle przy okazji czytania innych podsumowań, trafię na coś, co kompletnie poprzestawia moją czołówkę. A tak już bywało...



Stuck in Motion - s/t [2018]


Stuck in Motion to trzyosobowa formacja ze szwedzkiego Enkӧping, która zadebiutowała latem albumem zatytułowanym po prostu Stuck in Motion. Już patrząc na okładkę, możemy mieć pewne oczekiwania co do muzycznego kierunku, który obiera początkująca formacja, ale jeśli założyliście, że będzie to po prostu blues-rockowe retro, płyta ta przyjemnie was zaskoczy. Po kilku odsłuchach postanowiłem sprawdzić, jak wyglądają członkowie zespołu, bo szczerze mówiąc spodziewałem się weteranów, którzy mają już swoje na koncie, ale teraz spotkali się w nowej formacji. To po prostu brzmi zbyt dobrze jak na debiutantów. Tymczasem, sądząc po zdjęciach, to faktycznie są młodzi ludzie, na oko sporo młodsi ode mnie, choć oczywiście nie wiem, jak wielkie jest ich muzyczne doświadczenie. Tym większe brawa, bo stworzyli album, od którego naprawdę trudno się oderwać.

Red Bowling Ball - Beyond the Gate [2018]


Red Bowling Ball byli jedną z największych niespodzianek w zeszłym roku. Ich wydana w styczniu 2017 roku debiutancka płyta Alongside the Traveller szybko wdarła się do czołówki moich ulubionych wydawnictw tamtego okresu i wciąż często wracam do nagrań z tego krążka. Apetyt rośnie w miarę słuchania, więc oczywiście po tak udanym debiucie moje oczekiwania w stosunku do albumu numer dwa były całkiem spore. I po pierwszym odsłuchu… nie wiedziałem, co sądzić o Beyond the Gate. Z jednej strony miałem świadomość tego, że to bardzo dobry album, z drugiej zaś dość mocno rozmijał się on z moimi oczekiwaniami. I w zasadzie to wrażenie towarzyszyło mi aż do momentu rozpoczęcia prac nad tym tekstem, lecz z każdym kolejnym odsłuchem przekonuję się do tej płyty coraz bardziej.

niedziela, 30 grudnia 2018

Still Corners - Slow Air [2018]


Nie da się ukryć, że pewnie grubo ponad 90 procent tekstów na tym blogu dotyczy płyt z szeroko pojętego rockowego poletka. Wszystko jedno czy jest to psychodelia, stoner, doom, hard, blues, czy progresja – wspólnym elementem zdecydowanej większości albumów jest rockowe instrumentarium i takie też brzmienie, choć oczywiście poszczególni wykonawcy często w tej rockowej szufladce mimo wszystko są dość daleko od siebie. Ale od czasu do czasu jakaś płyta spoza tej szufladki spodoba mi się na tyle, że trafia do szerokiej czołówki mojego zestawienia ulubionych krążków danego roku, a wtedy to już w zasadzie nie ma wyjścia – musi pojawić się także na blogu. Tak jest z albumem Slow Air grupy Still Corners.

sobota, 29 grudnia 2018

Isla Fortuna - Verity [2018]


Na grupę Isla Fortuna trafiłem kilka tygodni temu i – jak to często bywa – przez przypadek. Czytając komentarze na Facebooku pod nagraniami cypryjskiej formacji Arcadian Child (o której nowej płycie pisałem niedawno), natknąłem się na wpis osoby, która była zaskoczona, bo w ciągu bardzo krótkiego czasu poznała dwa świetne zespoły z Cypru. I tam właśnie padła nazwa Isla Fortuna. Dość osobliwa, może trochę kiczowata, ale jednak ciekawa okładka ich debiutanckiej, wydanej na początku tego roku płyty zachęciła do szybkiego sprawdzenia, o co w tym chodzi. No i okazało się, że chodzi po prostu o to, że Isla Fortuna to naprawdę dobry, obiecujący zespół, który „umie w stonery”.

piątek, 28 grudnia 2018

Gӧsta Berlings Saga - Et Ex [2018]


Szwedzki zespół Gӧsta Berlings Saga poznałem kilka miesięcy temu, gdy przez przypadek trafiłem na jedno z nagrań z ich czwartej płyty, wydanej w 2016 roku Sersophane. Widziałem też wtedy zapowiedź krążka numer pięć, więc spisałem sobie tę informację, ale jakoś tak zebranie się do odsłuchu tej nowej płyty zajmowało bardzo dużo czasu. Za dużo. Wiedziałem to już po pierwszych kilku minutach Et Ex. Błąd naprawiam także na blogu, bo nie wyobrażam sobie, by tekstu o tej płycie miało zabraknąć w tym miejscu. Wciąż nie znam zupełnie pierwszych trzech wydawnictw zespołu, ale i na nie na pewno przyjdzie czas, bo to, co grupa ze Szwecji prezentuje w 2018 roku, jest po prostu zbyt dobre, żeby te starsze nagrania ignorować.

czwartek, 27 grudnia 2018

Katedra - Człowiek za dużo myślący [2018]


Wrocławski zespół Katedra narobił nieco zamieszania trzy lata temu przy okazji premiery krążka Zapraszamy na łąki. Bigbitowo-poetycka stylistyka tamtego krążka spodobała się słuchaczom i o zespole zrobiło się dość głośno, przynajmniej w rockowym podziemiu. To na pewno był udany krążek, choć nie da się ukryć, że sporo na nim muzycznej naiwności, ale chyba przynajmniej częściowo zamierzonej – w końcu bigbit, do którego płyta mocno nawiązywała, właśnie taki naiwny muzycznie i często także tekstowo był. Płyta Człowiek za dużo myślący to już jednak inna bajka.

sobota, 22 grudnia 2018

Brant Bjork - Mankind Woman [2018]


Brant Bjork to nazwisko, które przemykało przed moimi oczami już od kilku lat, ale to także jeden z tych przypadków, kiedy człowiek już z nazwą/nazwiskiem dobrze się opatrzy, a wciąż nie zna twórczości artysty. Być może tak właśnie było dlatego, że z jakiegoś powodu podejrzewałem pana Bjorka o granie wyłącznie hałaśliwego, przytłaczającego stonera. Tymczasem po odsłuchu Mankind Woman okazało się, że – przynajmniej w przypadku tej płyty – byłem w wielkim błędzie. Muzyk, który ma na koncie płyty nagrane z takimi formacjami jak Vista Chino, Fu Manchu oraz przede wszystkim Kyuss, którego był przecież jednym z założycieli, nagrał płytę, do której zupełnie niespodziewanie wracam bardzo często i z dużą przyjemnością.

czwartek, 20 grudnia 2018

Mt. Mountain - Golden Rise [2018]


Blog i audycja dają mi kopa, żeby szukać nowych wydawnictw i poznawać nowe zespoły. Ale oczywiście przy takiej liczbie poznawanych rok rocznie grup, nie da się pamiętać o wszystkich. A czasem nawet gdy się o kimś pamięta, kolejne wydawnictwa jednak nie olśniewają i z czasem traci się zainteresowanie odkrytą dwa czy trzy lata temu grupą. W przypadku Mt. Mountain chyba jednak tak nie będzie. Poznałem ich w zeszłym roku, gdy powalili mnie klimatem swojego drugiego dużego wydawnictwa – Dust. Nie mogłem oczywiście przegapić premiery kolejnego, wydanego w listopadzie i zatytułowanego Golden Rise. I z pewnością zespół poza orbitę moich muzycznych zainteresowań przynajmniej na razie nie wylatuje, bo Golden Rise, choć inna od poprzedniczki, stoi na naprawdę dobrym poziomie.

wtorek, 18 grudnia 2018

The Heavy Crown - Reign On [2018]



Grup w retrorockowym lub stonerowo-psychodelicznym podziemiu z „ciężkością” w nazwie jest mnóstwo. Bardzo łatwo się w tym pogubić. Najprościej więc wyróżniać się kapitalną muzyką, wtedy szansa na to, że słuchacz będzie mylił jednych ciężkich z drugimi, jest mniejsza. Zespół The Heavy Crown na razie robi sporo, żebym nie mylił ich z nikim innym. Po raz pierwszy natknąłem się na tę formację, gdy przymierzałem się do penetracji belgijskiej sceny rockowej na potrzeby mojej audycji. Wtedy mieli na koncie tylko jeden album – wydaną w 2015 płytę Full of Haze, która tak w zasadzie powinna być liczona jako EP-ka. I tak się przymierzam do tych belgijskich zespołów w audycji i przymierzam, i ciągle pojawia się tyle świetnych nowości, że nie mam zwyczajnie czasu, żeby belgijskiemu rockowi poświęcić tyle czasu, ile powinienem. Efekt jest taki, że te formacje dalej czekają w radiu na swoją kolej, ale za to jedna z nich zdążyła w międzyczasie wydać już nowy album i z nim właśnie w audycji zagościła. Czas więc i na bloga.

sobota, 15 grudnia 2018

SkyDive Trio - Sun Sparkle [2018]


SkyDive Trio to – niespodzianka – trio z Norwegii, które w tej konfiguracji osobowej zadebiutowało trzy lata temu, choć jak można wyczytać w internecie, muzycy tworzący tę formację to doświadczeni zawodnicy, którzy na skandynawskiej scenie muzycznej co nieco już pograli, ba, mają nawet na koncie współpracę z naprawdę dużymi nazwiskami, głównie ze świata jazzu. Trudno zatem traktować ich jak zespół początkujący. Nie ma to jednak tak naprawdę większego znaczenia, bo to, czy ktoś dopiero się uczy i rozkręca, czy może jest już w pełni ukształtowanym muzykiem, może mieć znaczenie przy opisywaniu płyty poprawnej, ale posiadającej pewne wady, które można próbować usprawiedliwiać pewnymi czynnikami. Tu nie ma czego usprawiedliwiać, bo na Sun Sparkle mamy do czynienia z absolutnie fantastyczną muzyką.

czwartek, 13 grudnia 2018

Arcadian Child - Superfonica [2018]


Nie da się ukryć, że do zespołu Arcadian Child przyciągnęło mnie głównie jedno słowo znalezione w opisie zespołu – Cypr. Ile znacie zespołów z Cypru? Ja kilka, ale wszystkie to zespoły piłkarskie… Muzyka z tej wyspy była mi do tej pory całkowicie obca, ale jedną z rzeczy, które najbardziej lubię w odkrywaniu nowych zespołów, jest penetrowanie nieznanych mi dotąd rynków muzycznych. Dla nas Cypr jeśli chodzi o muzykę jest totalną egzotyką, ale przecież na pewno istnieje tam interesująca scena rockowa, bo… w zasadzie wszędzie istnieje. Przyjemna dla oka okładka ich pierwszej płyty – Afterglow – także zachęcała do poznania muzyki tej formacji. No i okazało się, ze był to strzał w dziesiątkę. Wszystko to miało miejsce kilka miesięcy temu, więc na pisanie o zeszłorocznym debiucie Cypryjczyków nie było już czasu, ale dokopałem się od razu do informacji, że jeszcze w 2018 roku wyjdzie płyta numer dwa. I wyszła – zatytułowana jest Superfonica i jest równie udana, co debiut formacji.

środa, 12 grudnia 2018

King Buffalo - Longing to Be the Mountain [2018]


King Buffalo byli wśród grup, które otwierały ten rok na blogu – ich tegoroczna EP-ka Repeater przyczyniła się do udanego rozpoczęcia sezonu, ale nie spodziewałem się, że jeszcze pod jego koniec wrócę do tego zespołu w tym miejscu. Tymczasem panowie wydali swój drugi duży album i o ile przy debiucie oraz przy EP-ce mogłem mieć jeszcze jakieś obawy, czy aby nie jest to chwilowy wystrzał, po którym za moment nie będzie śladu, o tyle teraz jestem już przekonany, że King Buffalo będą cieszyli nas swoją kapitalną muzyką przez długie lata.

sobota, 1 grudnia 2018

Futuropaco - s/t [2018]


Debiutancka płyta projektu Futuropaco to typowy przykład albumu, który czekał na liście rzeczy do poznania ładnych kilka miesięcy, a pewnie nie czekałby wcale, gdybym od razu przesłuchał choćby fragment tej płyty. Czasem jednak nie da się ze wszystkim wyrobić i człowiek sobie odsuwa w czasie poznanie pewnych wydawnictw, a jak już pozna, to okazuje się, że to kapitalne płyty, które będą się biły o czołówkę w rankingu ulubionych krążków wydanych w danym roczniku. Tak właśnie jest tutaj. Moją uwagę przyciągnęła bardzo ciekawa okładka, typowa dla płyt wypuszczanych przez duński label El Paraiso. Okazało się, że muzyka jest równie klimatyczna, jak zdobiąca krążek grafika.

wtorek, 27 listopada 2018

Dunbarrow - II [2018]


Niemal trzy lata temu wydali swój pierwszy album, w orbicie moich muzycznych zainteresowań znaleźli się jednak dopiero w zeszłym roku, gdy ta debiutancka płyta została wypuszczona na kompakcie. Na bloga wtedy nie trafili – jako „fałszywa” nowość – ale jak się okazuje długo jednak czekać nie musieli. Może i norweski zespół Dunbarrow nie jest mistrzem w wymyślaniu tytułów płyt, ale przynajmniej w temacie tworzenia dobrych numerów i dobrze brzmiących aranżacji nie można im wiele zarzucić. We wrześniu ukazał się drugi album formacji, zatytułowany po prostu II.

czwartek, 22 listopada 2018

All Them Witches - ATW [2018]


Amerykańska formacja All Them Witches zdecydowanie nie należy do tych zespołów, które każą swoim fanom czekać przesadnie długo na nową muzykę. Ledwie w zeszłym roku wypuścili bardzo udany album Sleeping Through the War i poprawili go wydaną w lutym tego roku EP-ką Lost and Found, a już od końcówki września możemy cieszyć się najnowszym wydawnictwem zespołu, zatytułowanym ATW. Co jednak ważniejsze, wszystkie trzy krążki są niezwykle udane i każdy z nich nieco inny.

wtorek, 20 listopada 2018

Carpet - About Rooms and Elephants [2018]


O zespole Carpet po raz pierwszy usłyszałem w zeszłym roku, gdy ukazał się ich trzeci (a drugi szeroko dostępny) album, zatytułowany Secret Box. Wtedy była to zaległość, czekająca na moje odkrycie ponad pół roku, bo płyta wyszła w marcu, a ja przesłuchałem ją dopiero pod koniec grudnia. Tym razem nie pozwoliłem już tej niemieckiej formacji tyle czekać. Nowe dzieło zespołu z Bawarii miałem na oku od pierwszej zapowiedzi i z nieskrywaną ulgą mogę obwieścić światu, że znowu udało im się trafić w mój muzyczny gust. Oj, coś mi się wydaje, że Secret Box było początkiem bardzo udanej, wieloletniej znajomości. About Rooms and Elephants to potwierdza.

sobota, 17 listopada 2018

The Good Hand - Blissful Yearning [2018]



Nie znałem wcześniej holenderskiego tria The Good Hand. Moją uwagę na ten zespół sprowadziła przyjemna dla oka kolorystyka okładki ich nowej płyty – Blissful Yearning. Jak się okazuje, jest to trzeci krążek formacji. Wśród swoich inspiracji na profilu facebookowym zespół wymienia Motorpsycho, Radiohead, Muse, QOTSA, Pearl Jam oraz Stevena Wilsona. I to powinno wam dać całkiem niezłe pojęcie o muzyce zawartej na tym krążku, bo faktycznie można się tu doszukać elementów brzmienia jeśli nie zawsze konkretnie tych wykonawców, to na pewno artystów z podobnej muzycznej bajki.

środa, 14 listopada 2018

Michael Schenker Fest - Łódź [Wytwórnia], 13 XI 2018 [relacja / galeria zdjęć]

Przyznam, że Michael Schenker nigdy nie należał do moich absolutnie ulubionych muzyków. Owszem - bardzo lubię pierwszą płytę Scorpions, chyba jeszcze bardziej klasyczne albumy UFO właśnie z Schenkerem w składzie, ale już jego twórczość pod szyldem MSG (oraz kolejnymi wariacjami tej nazwy) nigdy mnie nie porywała. Uwielbiam pojedyncze rzeczy, natomiast niekoniecznie potrafię zachwycać się całością. Ale jednak koncert, na który gitarzysta ściąga aż czterech wokalistów, z którymi współpracował w trakcie swojej solowej kariery, musi być godny uwagi. Wspomnianych czterech muszkieterów to Doogie White, Graham Bonnet (obaj niegdyś w Rainbow), Gary Barden i Robin McAuley.

wtorek, 13 listopada 2018

Bohemian Rhapsody [2018]


To musi być jeden z najgłośniejszych tegorocznych filmów i prawdopodobnie jeden z najbardziej wyczekiwanych obrazów wszech czasów, jeśli chodzi o biografie artystów rockowych. Temat jak marzenie, bo niewielu swoim życiem zapewniło filmowcom tyle materiału. 27 lat po śmierci lidera Queen do kin wchodzi biografia grupy – Bohemian Rhapsody. 20th Century Fox z reżyserem Bryanem Singerem (zanim go wywalono) i pod czujnym okiem muzyków Queen – Briana Maya i Rogera Taylora – stworzyli disneyowską opowiastkę o życiu jednego z najbardziej ekscentrycznych i kolorowych herosów rocka. Z jednej strony rozumiem taką decyzję – to film, na który w zasadzie można pójść całą rodziną bez narażania się na niewygodne pytania nastoletnich dzieci i bez obawy, że o piątej rano dnia następnego wraz z drzwiami wejściowymi wpadną do domu antyterroryści, żeby w asyście pomocy społecznej odebrać zdeprawowane pociechy. Obraz ten niewątpliwie sprawi, że kolejne pokolenie dowie się, kim był Freddie Mercury i jakiś procent młodych ludzi zakocha się w muzyce tej grupy być może szybciej, niż gdyby ten film nigdy nie powstał. Ale przesłodzono. Te sceny z pojednaniem się rodziny przed Live Aid, te zbliżenia na miny muzyków na scenie, wpadających niemal w ekstazę jak panie w reklamach jogurtu tuż po wsadzeniu łyżki do ust… No i ten obowiązkowy morał walący po oczach – wokalista zaczyna coraz bardziej wierzyć w siebie, źli ludzie dookoła podpowiadają mu, żeby kopnął pozostałych w dupę i sam był panem swego losu, on daje się im namówić, za karę dotyka go straszna choroba i traci przyjaciół, ale mądrzeje w porę (no, powiedzmy…), przeprasza, zostaje ponownie przyjęty do rodziny i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. No, poza nim… I pewnie dałoby się to przełknąć, gdyby faktycznie tak było.

poniedziałek, 12 listopada 2018

Clutch - Book of Bad Decisions [2018]


Amerykańska formacja Clutch istnieje od niemal 30 lat i ma już na koncie kilkanaście albumów. A jednak dla mnie to wciąż w dużej mierze zagadka. Muzycznych łatek przypina im się wiele. A to stoner rock, a to metal, a to rock alternatywny, a to blues rock czy nawet… post-hardcore. Przyznam szczerze – nie znam całej ich twórczości. Poznałem ten zespół dość późno, bo przy okazji premiery płyty Earth Rocker z 2013 roku, i do dzisiaj nie nadrobiłem zaległości. Tak już mam, że jakoś łatwiej mi je nadrabiać, gdy do odsłuchu i poznania są trzy albo cztery wcześniejsze płyty, a nie ponad dziesięć. Jednak od kilku lat śledzę poczynania zespołu w miarę uważnie i niektóre z tych gatunkowych określeń wywołują u mnie spore zdziwienie. Zakładam z góry, że w początkach swojej działalności albo na którymś jej etapie panowie mogli brzmieć inaczej i pewnie kiedyś w końcu to sprawdzę. Na razie sprawdzam to, co robią obecnie – czyli wydany we wrześniu album Book of Bad Decisions.

niedziela, 11 listopada 2018

The Brew - Art of Persuasion [2018]


Poznałem ich przy okazji wydanej w 2014 roku płyty Control. Angielskie trio w ostatnich latach działa jak w szwajcarskim zegarku, bo płyty ukazują się co dwa lata. To zresztą z wyjątkiem jednego krążka reguła w przypadku The Brew. Art of Persuasion to trzeci ich album, który poznaje już w okolicach premiery, choć już szósty (lub siódmy - zależy kto liczy) w dyskografii formacji. I gdybym nie znał dwóch poprzednich, pewnie mój odbiór nowej płyty byłby dużo lepszy. Zachwycałbym się dynamiką, rockowym czadem, świetnym łączeniem brzmień lat 70. i 90., mocą, soczystym brzmieniem… No tak, te wszystkie elementy są obecne na nowej płycie. Problem w tym, że były też obecne na poprzednich albumach i to podane w bardzo podobnej formie.

piątek, 9 listopada 2018

Greta Van Fleet - Anthem of the Peaceful Army [2018]


Przypominać dotychczasowej historii grupy Greta Van Fleet nie ma sensu. Dwie EP-ki uczyniły z młodych muzyków największą nadzieję rocka w oczach i uszach jednych oraz symbol braku inwencji i bezczelnego kopiowania wielkich w oczach i uszach drugich. Jedni ich uwielbiają, inni nienawidzą, mało kto nie ma zdania. Czyli efekt w zasadzie zamierzony. Przez dłuższy czas mówiło się o tym, że gdy w końcu ukaże się pierwsza płyta, będzie ona kompilacją nagrań z EP-ek oraz kilku nowych numerów. Tak się jednak nie stało, być może przez ogromny sukces tych małych wydawnictw, który sprawił, że wydawanie tego samego po raz kolejny zwyczajnie nie zostałoby przyjęte zbyt dobrze. Na Anthem of the Peaceful Army dostajemy zatem dziesięć zupełnie nowych kawałków.

środa, 7 listopada 2018

Black Mirrors - Look into the Black Mirror [2018]


Belgijska formacja Black Mirrors odwiedziła niedawno nasz kraj, supportując bardziej znanych kolegów (i koleżankę) z The Vintage Caravan i Wucan. Niestety podzielili los wielu supportów na średnio sprzedających się koncertach – początek ich występu widziało kilkanaście osób. Ale już gdzieś tak od połowy koncertu sytuacja się zmieniała. Nie tylko za sprawą coraz bliższego pojawienia się na scenie ich bardziej znanych kompanów, ale także dlatego, że ludziom błąkającym się jeszcze przed klubem podobało się to, co słyszeli z oddali. Nic dziwnego. Black Mirrors to prawdziwy ogień na scenie. Czwórka młodych muzyków, na czele których stoi rockowa buntowniczka – Marcella Di Troia. Miałem zresztą wrażenie, że wokalistka trochę zdominowała resztę nie tylko swoim wyglądem, ale i głosem. Na płycie ciężar dźwiga cała czwórka i sprawdza się to lepiej.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Hypnos - Set Fire to the Sky [2018]


Hypnos to szwedzka formacja, która specjalizuje się w odtwarzaniu klimatu muzyki z czasów NWOBHM. Taki kierunek zespół obiera już po raz trzeci, bo Set Fire to the Sky to właśnie trzeci album zespołu. To pierwsza płyta z nowym materiałem, na której śpiewa nowy wokalista – Linus Johansson, który zadebiutował w szeregach grupy wydanym kilka miesięcy temu krążkiem GBG Sessions, płytą typu „na żywo, ale w studiu” zawierającą w większości nowe wersje kompozycji z pierwszych dwóch albumów. Gość jest obdarzony dość klasyczną, rockową barwą. Nie jest wokalistą wybitnym, ale radzi sobie w tym niełatwym przecież repertuarze bardzo przywoicie, prezentując solidny, wysoki, choć nieco zbyt histeryczny dla mnie zaśpiew, gdy wymaga tego sytuacja, ale także niższy rejestr w niektórych numerach, co zresztą chyba sprawdza się lepiej. Solidni są też jego koledzy, którzy potrafią bardzo przyjemnie łoić i zabierać nas w coraz odleglejsze z perspektywy współczesności czasy, gdy taka muzyka święciła triumfy.

czwartek, 1 listopada 2018

Whoopie Cat - Illusion of Choice [2018]



Whoopie Cat to formacja z Australii, która dwa lata temu bardzo skutecznie weszła w orbitę moich muzycznych zainteresowań EP-ką zatytułowaną po prostu Whoopie Cat, z okładki której spoglądał na nas kolorowy futrzak. Szata graficzna prezentowała raczej minimalistyczne podejście, zaś sama muzyka nie była może przesadnie wyszukana czy nowatorska, ale bardzo solidny bluesujący rock z przyjemnym wokalem szybko wpadał w ucho i to wystarczyło, żebym zapamiętał tę nazwę. Teraz powrócili z płytą Illusion of Choice i muzycznie w zasadzie jest to kontynuacja debiutu – znowu dostajemy bardzo solidną dawkę chwytliwego blues-rockowego grania z odcieniami psychodelii.

wtorek, 30 października 2018

Glenn Hughes - Warszawa [Progresja], 29 X 2018 [relacja / galeria zdjęć]

Sytuacja, w której muzyk jedzie w trasę, żeby pograć kawałki wielkiego zespołu, w którym występował przez jakiś czas milion lat temu, jest stara jak... hmm, no po prostu stara. Znamy to doskonale i doskonale też wiemy, że częściej jest to wirus nostalgiozy niż treściwy koncert na sensownym poziomie. Tak mogłoby być także w tym przypadku, gdyby nie to, że za utwory Deep Purple na obecnej trasie wziął się członek Rock and Roll Hall of Fame, jeden z najwybitniejszych wokalistów w historii rocka, tytan pracy i Głos Rocka - Glenn Hughes.

Glenn sam przyznaje się do tego, że dawno nie powinien żyć. Od połowy lat 70., czyli okresu, w którym grał w Deep Purple, do końca kolejnej dekady prowadził mocno rockandrollowy tryb życia, który dla tak wielu skończył się tragicznie, że wspomnimy choćby jego kolegę (czy, jak woli Glenn, brata) z Purpli, Tommy'ego Bolina. A potem w końcu stwierdził, że skoro los daje mu kolejne szanse, to wypadałoby zacząć je wykorzystywać. Wziął się w garść, zaczął znowu nagrywać kapitalną muzykę, a teraz postanowił pojechać w trasę, podczas której wykonuje wyłącznie utwory Deep Purple. Co więcej, wymyślił sobie koncert, w trakcie którego przenosi nas bardzo skutecznie do czasu, gdy był basistą i wokalistą tej grupy - z dużą dbałością o szczegóły.

czwartek, 25 października 2018

Automatism - From the Lake [2018]

From the Lake to pierwszy album szwedzkiego instrumentalnego kwartetu Automatism. Trafiłem na nich, jak to często bywa, przypadkiem, a moją uwagę zwróciła, jak bywa równie nierzadko, okładka. Intrygująca, uspokajająca, zabierająca moje myśli daleko od miejskiego hałasu i smogu. Pomyślałem, że tak ładny obrazek nie może zdobić kiepskiej płyty. Miałem racje. From the Lake zaintrygowało mnie od pierwszego odsłuchu, a z każdym kolejnym zyskuje coraz bardziej.

Choć Automatism to kwartet, panów w nagrywaniu albumu wspomagało jeszcze kilku znajomych. Jak piszą muzycy formacji, szukają chwil, w których muzyka „gra się” sama, bez żadnego wysiłku – i te właśnie chwile próbują rejestrować. Płytę nagrali na żywo, improwizując w studiu nagraniowym, a potem dograli jeszcze trochę ścieżek dla uzupełnienia brzmienia. Efektem jest sześć kompozycji, które w sumie oferują czterdziestoczterominutową instrumentalną podróż muzyczną. Wśród tagów, które znajdziemy na profilu grupy w serwisie bandcamp, są takie określenia jak „experimental”, jazz rock”, „krautrock”, „psychedelic rock” czy spacerock”. To w jakiejś części oddaje charakter muzyki grupy, choć chyba nie do końca. Ja powiedziałbym, że to bardzo przyjemna, długimi fragmentami mocno hipnotyczna mieszanka psychodelii i niezbyt ciężkiego post-rocka.

wtorek, 23 października 2018

Riverside [support: Walfad, Spiral] - Warszawa [Hala Koło], 21 X 2018 [galeria zdjęć]

Polski odcinek trasy Wasteland zamknął koncert w Hali Koło, na który na oko pofatygowało się ponad dwa tysiące ludzi. Grupa prezentowała podczas koncertów cały nowy album Wasteland, choć nie w jednym bloku i nie w kolejności płytowej. Nowe nagrania były przeplatane kompozycjami z niemal wszystkich płyt zespołu, a szczególne powody do zadowolenia mieli fani płytowego debiutu Riverside, który był reprezentowany przez trzy kompozycje, w tym dawno niesłyszane Loose Heart. Warto też wspomnieć, że na fanów, którzy pojawili się w Warszawie, czekała niespodzianka w postaci występu Michała Jelonka, który zagrał na żywo swoją partię skrzypiec w kompozycji Lament. Trzeba także zwrócić uwagę na zaskakująco dobrą jakość dźwięku w hali. Podczas polskiej części trasy w roli supportów na scenie pojawiały się polskie formacje Walfad i Spiral.



poniedziałek, 15 października 2018

Uriah Heep - Living the Dream [2018]


O historii Uriah Heep nie ma sensu się rozpisywać. Jeśli ktoś o nich nie słyszał, to najwyraźniej pomylił blogi. Jeszcze dekadę temu można było pytać „czy oni jeszcze żyją?”, ale od wydania płyty Wake the Sleeper los znowu uśmiechnął się do doświadczonej formacji, ponownie pozwalając Uriah Heep na zapełnianie sporych klubów i na występy na dużych scenach największych europejskich festiwalach rockowych. Płyty Into the Wild i Outsider pomogły podtrzymać dobrą passę, podobnie jak udane (liczne) koncertówki i dwa albumy autocoverowe wydane w ostatnich latach. Grupa nie boi się grać na żywo nowych numerów, wymieszanych w koncertowych setach z klasykami sprzed 40 czy niemal 50 lat, co też na pewno wpływa korzystnie na znajomość nowego materiału wśród często dość konserwatywnych fanów starego rocka. Living the Dream z pewnością tej dobrej passie nie zaszkodzi.

piątek, 12 października 2018

La Chinga - Beyond the Sky [2018]


Ekipa z Vancouver zainteresowała mnie swoją muzyką w 2015 roku, gdy ukazało się wznowienie ich wydanego oryginalnie dwa lata wcześniej debiutu. Spodobał mi się ich żywiołowy, nieco bezczelny hard rock, łączący naturalne granie lat 70. z zadziornością lat 90. I tu wiele się nie zmienia na kolejnych albumach. Beyond the Sky to trzecie wydawnictwo kanadyjskiej grupy – trzecie utrzymane w podobnych klimatach i trzecie naprawdę bardzo przyjemne. Jaskrawe, psychodeliczne kolory na okładkach (z nimi to jest nawet trochę tak, że wystarczy spojrzeć na okładkę i już wie się, jak będzie brzmiała płyta), ostre, rasowe rockowe riffy, świetna dynamika kompozycji i bardzo dobry, wysoki, zadziorny, mocny wokal – to wspólne cechy wszystkich trzech płyt. Najnowsze dzieło grupy La Chinga wyróżnia za to, według mnie, najbardziej dopracowana produkcja, dzięki czemu pewną surowość przekuto w moc, nie rezygnując jednocześnie z dynamiki i pewnej dzikości.

wtorek, 9 października 2018

Slash - Living the Dream [2018]


Cztery lata od premiery mocno średniego World on Fire, do którego – zgodnie zresztą z moimi przewidywaniami – nie wracam wcale (a i kupiłem dopiero ze dwa lata po premierze, korzystając z obniżki do 20 złotych bez grosza jednego), Slash wysmażył (a może wymęczył?) z tym samym składem (plus Frank Sidoris, który i tak gra z nimi od kilku lat na koncertach) nowy krążek, zatytułowany Living the Dream. Slasha uwielbiam jako gitarzystę Guns n’ Roses, bardzo lubię też Snakepit. Ba, mam wszystko, co wydało Velvet Revolver (mowa o różnych wersjach singli, bo akurat płyt to się różnych nie naprodukowali, więc żaden wyczyn). Ale za jego solowymi dokonaniami jakoś nigdy nie szalałem i w zasadzie poza pierwszym albumem specjalnie nie byłoby za czym tęsknić, gdyby nagle wywaliło jego solową dyskografię w kosmos.

sobota, 6 października 2018

Two Timer - The Big Easy [2018]


Nasza rodzima scena muzyczna niestety w dużym stopniu opiera się na kopiowaniu zachodnich trendów. Coś wypłynie „w świecie”, to zaraz u nas trzeba znaleźć polski odpowiednik, bo skoro tam się sprzedało, to i tu powinno pójść gładko. Gorzej, że większość tych naśladowców wali sztucznością na kilometr. Straszna dla niektórych prawda jest taka, że zazwyczaj nie wystarczy po prostu dobrze wyuczyć się kopiowania kogoś. Trzeba jeszcze mieć do większości gatunków odrobinę polotu i zwykłego czucia. I ten brak naturalności i czucia był moją główną obawą, gdy pierwszy raz zetknąłem się z poznańską grupą Two Timer przy okazji premiery ich drugiej płyty – The Big Ass Beer to Go. No bo jak to – goście z Wielkopolski chcą grać jak amerykańscy bluesmani? I jeszcze twierdzą, że potrafią? No i okazało się, że potrafią… Do płyty The Big Easy, trzeciej w ich dorobku, podchodziłem już ze spokojem. Bo Two Timer to pewniak jeśli chodzi o takie granie i nowa płyta to potwierdza.

piątek, 28 września 2018

The Vintage Caravan - Gateways [2018]


Zacznę nietypowo. Na samym końcu wydania kompaktowego czwartej płyty bardzo lubianego przeze mnie i obserwowanego bacznie już od dobrych czterech lat islandzkiego tria The Vintage Caravan mamy jedenasty numer – The Chain. Odważnie. Oryginał to jeden z najlepszych i najbardziej chwytliwych rockowych kawałków w historii, w dodatku coverowano go już mnóstwo razy. Panowie nie pokombinowali tu raczej ze strukturą kompozycji – nie wywrócili tego numeru do góry nutami. Zagrali dość wiernie oryginałowi, z odrobiną dodatkowego ciężaru. I nawet jeśli z oczywistych powodów brakuje ciężaru gatunkowego i iskier w powietrzu (nic nie pobije Stevie Nicks i Lindseya Buckinghama wykrzykujących sobie niemal prosto w oczy pełne pretensji słowa tego numeru we wczesnych wykonaniach koncertowych, tuż po ich rozstaniu, które miało zresztą miejsce w okolicy nagrywania wersji studyjnej), to tej nowej wersji słucha się cholernie dobrze. To dobry, dość bezpieczny cover genialnego numeru. W dodatku był katalizatorem tego, że przez większość czasu w ostatnich trzech dniach słuchałem wyłącznie różnych koncertowych wersji tego utworu w wykonaniu Fleetwood Mac. Ostatni tak silny przypadek Syndromu Zapętlenia Jednego Utworu miałem z 12 lat temu, kiedy przez jakieś 40 godzin słuchałem na zmianę tylko dwóch wersji (studyjnej i unplugged) Down in a Hole Alice in Chains… Sami więc widzicie, że nie dało się zacząć tego tekstu inaczej.

wtorek, 25 września 2018

Joe Bonamassa - Redemption [2018]


Jakoś w okolicy wydania płyty Different Shades of Blue zacząłem narzekać na to, że Joe Bonamassa zbyt często wypuszcza nową muzykę, na czym cierpi jakość kolejnych albumów. Niby wszystko było w porządku, ale tamten krążek nie był w stanie wywołać we mnie absolutnie żadnej ekscytacji i po dziś dzień pozostaje jednym z niewielu solowych albumów gitarzysty, których nie mam. Ba, od czasu napisania jego recenzji chyba nie miałem okazji go słuchać. Ku mojej radości i – co tu ściemniać – wielkie uldze płyta kolejna, Blues of Desperation, była naprawdę niezwykle udana i przywracała nadzieję, że jednak coś tam jeszcze w Bonamassie ciekawego siedzi. Dwuletni cykl wydawania solowych albumów chyba mu posłużył, choć pamiętajmy, że przecież dochodzą do tego płyty koncertowe oraz krążki z Beth Hart i Black Country Communion, więc raczej trudno tu mówić o tym, że Bonamassa ma więcej czasu na komponowanie. Może po prostu w jego przypadku mamy klasyczną sinusoidę? Płyta lepsza, płyta słabsza, płyta lepsza…

niedziela, 23 września 2018

Billy F. Gibbons - The Big Bad Blues [2018]


Trzy lata temu Billy Gibbons zdecydował się na krok dość nieoczekiwany i w wieku 66 lat wydał swoją pierwsza płytę solową. Płytę momentami zaskakującą jak sama decyzja, by ją wydać, bo łączącą klimaty, z którymi brodacza z ZZ Top kojarzymy najbardziej, z brzmieniami nowoczesnymi, nawet tanecznymi, okraszonymi w dodatku równie nowoczesnymi smaczkami produkcyjnymi. Efekt końcowy był dość kontrowersyjny i trudny do jednoznacznej oceny, ale na pewno nie była to płyta nudna i przewidywalna. Na swoim drugim krążku Gibbons zmienia jednak kurs i przy pomocy paru kumpli (w tym Matta Soruma znanego z The Cult i Guns n’ Roses oraz muzyków, którzy pojawili się już na Perfectamundo) serwuje płytę dokładnie taką, jakiej można by oczekiwać po tytule – The Big Bad Blues.

piątek, 21 września 2018

Riverside - Wasteland [2018]


Grupa Uriah Heep twierdziła ponad 40 lat temu w jednej ze swoich kompozycji, że „nie da się stłamsić dobrego zespołu”. Wiedzieli, co mówią, choć największe wyzwania i tragedie (a trochę ich się im trafiło) były jeszcze przed nimi. Dziś podobny podpis można umieszczać pod zdjęciem zespołu Riverside. Tria. Może trochę to trio oszukane, bo przecież i na żywo, i w studiu w wielu momentach wspomagane przez przyjaciół, ale trio. Nic dziwnego, że grupa zdecydowała się na swoim nowym albumie zagłębić w tematykę post-apokaliptyczną – tak w zakresie tekstów, jak i oprawy graficznej (to zresztą jedna z moich ulubionych okładek, jakie Travis Smith wykonał dla polskiej formacji – dotyczy to zarwno okładki płyty jak i towarzyszących jej singli). W końcu przeżyli „koniec świata”, po którym niepewnie wychodzili z bunkra na powierzchnię, by sprawdzić, czy po tym „końcu świata” da się stworzyć nowy świat, niekoniecznie taki sam, ale może równie dobry. Wasteland jest pierwszą prawdziwą próbą i fascynującym dokumentem powracania do normalności. Z szacunkiem do przeszłości, ale bez ciągłego jej rozpamiętywania.

wtorek, 18 września 2018

Onségen Ensemble - Duel [2018]


Fińska formacja Onségen Ensemble określana jest jako zespół grający rock progresywny. Nie lękajcie się jednak. Jeśli ta łatka kojarzy wam się z nudziarstwem, zbyt długimi solówkami i przerostem wszystkiego nad wszystkim, to spieszę donieść, że w przypadku tej grupy jest inaczej. Ja nazwałbym ich twórczość „muzyką niełatwą”. To może wcale nie uspokoić części z was, ale lepiej oddaje zawartość nowej płyty formacji. Zadebiutowali dwa lata temu albumem Awalaï, natomiast w czerwcu tego roku światło dzienne ujrzało wydawnictwo numer dwa – Duel. Muzycy ponownie serwują nam czterdzieści kilka minut materiału podzielonego na niezbyt wiele dość długich, złożonych kompozycji.

sobota, 15 września 2018

Ring van Mӧbius - Past the Evening Sun [2018]


„To zespół z 1971 roku, ale grający obecnie” – tego typu informację można znaleźć na facebookowym profilu norweskiego tria Ring van Mӧbius. I kapitalnie oddaje to stan faktyczny. Ja to może nawet jeszcze bym to wstecz pchnął i napisał, że z 1969. Bo wpływy debiutanckiej płyty King Crimson na muzykę norweskiego zespołu są olbrzymie, a wcale nie mniej panowie czerpią z muzyki także debiutującej w tym samym roku grupy Van Der Graaf Generator. Debiutancki album nagrany przez na oko całkiem już doświadczonych muzyków, którzy musieli grać wcześniej w innych formacjach, to kwintesencja retro-proga – gatunku w gatunku. Z zasady opartego na sprzeczności – jak coś, co jest tak wierną kopią czegoś kilkudziesięcioletniego może być progresywne? No nie może być, ale na tym właśnie polega urok retro. Lubi się te klimaty mimo, że nie ma w tym absolutnie nic odkrywczego. Czy kopiowanie nowatorskich rozwiązań samo w sobie jest nowatorskie? Ani trochę. Czy jest przyjemne dla ucha? Bardzo często. W tym przypadku jak najbardziej tak.

czwartek, 13 września 2018

Oblivious - När Isarna Sjunger [2018]


Oblivious to formacja ze Szwecji, która – jak to zazwyczaj współczesne formacje ze Szwecji – kapitalnie radzi sobie z graniem w stylu, w którym podobno nikt już dzisiaj nie gra (takie opinie mogą oczywiście wygłaszać wyłącznie nieszczęśnicy, którzy słuchają jedynie tego, co serwują komercyjne stacje radiowe, no ale sami są sobie winni, więc nie poświęcajmy im więcej miejsca…). Tu nie ma polerki brzmienia, choć jest momentami chwytliwie i wręcz przebojowo. Jest za to klasyczne, melodyjne riffowanie oraz opieranie kompozycji zarówno na instrumentalnych pojedynkach, jak i na nośnych refrenach, które z łatwością wpadają do głowy. To płyta raczej z tych, które może i nie olśnią i nie trafią do czołówek zestawień ulubionych krążków danego roku, ale z pewnością wzbudzą wiele pozytywnych emocji u fanów klasycznego rockowego grania.

wtorek, 11 września 2018

Distorted Harmony - A Way Out [2018]


Distorted Harmony to zespół z Izraela, który w ostatnich latach zdobył już całkiem niezłą pozycję w szufladce efektownego, nawet dość przebojowego progresywnego metalu. A Way Out to ich trzeci album i wydaje się, że to kolejny krok w stronę tego, by przebić się do świadomości większej liczby słuchaczy tego gatunku. Przyznaję, nie jest to muzyka, która trafia na tego bloga zbyt często. O ile jeszcze z dziesięć czy dwanaście lat temu starałem się grzebać nieco w takich muzycznych klimatach, o tyle teraz raczej tego typu dźwięki nie trafiają do mojego odtwarzacza. Ale zachowując otwartą głowę, postanowiłem spróbować. W końcu nie samym retro rockiem i psychodelią człowiek żyje.

niedziela, 9 września 2018

Aaron Lee Tasjan - Karma for Cheap [2018]


Aaron Lee Tasjan nie jest może artystą, którego nazwisko mówiłoby zbyt wiele słuchaczom w Polsce, ale gość mimo młodego wieku już od dość długiego czasu próbuje swoich sił na scenie i stopniowo buduje pozycję w branży muzycznej. Wydawał muzykę z kilkoma grupami, które choć chwalone przez krytyków, nigdy nie zdobyły większej popularności, nagrał kilka EP-ek z własnym materiałem, wreszcie przewinął się przez moment przez skład kolejnego wcielenia legendarnych New York Dolls. Od kilku lat ruszył jednak na dobre i stara się regularnie wypuszczać nowe solowe płyty. Karma for Cheap to już trzecia z nich, jednak pierwsza, z którą miałem styczność. Styczność przypadkową, ale – jak to często bywa – właśnie takie przypadki okazują się bardzo przyjemne.

czwartek, 6 września 2018

Ian Gillan & the Javelins - s/t [2018]


Ian Gillan to wokalista, który oczywiście musi kojarzyć się przede wszystkim z najbardziej znanym (oraz kilkoma mniej znanymi) składem Deep Purple. W końcu jego staż w grupie to już niemal 40 lat. Ale Gillan to także artysta o wielu muzycznych twarzach. Wydawał przecież zarówno płyty metalowe, jak i jazz-rockowe. Śpiewał chwilowo w Black Sabbath, ma na koncie płytę z masą zaproszonych sławnych gości, na której zręcznie żonglował gatunkami, do tego pracował swego czasu jako narrator przy dokumencie o Chopinie. Wszechstronny chłop. Za sprawą płyty projektu Ian Gillan & the Javelins poznajemy kolejną z tych twarzy lub też masek, w dodatku tę, którą „założył” na samym początku.

środa, 5 września 2018

Alice in Chains - Rainier Fog [2018]


Muzycy Alice in Chains nigdy nie należeli do tych, co to ledwo wrócą z trasy promującej jedną płytę, a już siedzą w studiu, nagrywając kolejną. Od samego początku fani tego zespołu musieli znajdować w sobie olbrzymie pokłady cierpliwości i zaufania, że jednak w końcu kiedyś kolejna płyta się ukaże. Tego podejścia nie zmieniła nawet wymuszona zmiana na stanowisku wokalisty. Choć William DuVall śpiewa w grupie od 2006 roku, Rainier Fog to dopiero trzeci krążek z jego udziałem. Ale to nie wyścigi, a grupy, które są w takiej sytuacji, jak Alice in Chains, na pewno nieco ostrożniej stawiają kolejne kroki. Dlatego nikt nosem nie kręcił i wszyscy fani cierpliwie czekali(śmy) na następcę kapitalnego Black Gives Way to Blue (2009) i bardzo solidnego The Devil Put Dinosaurs Here (2013). Zniecierpliwienie pojawiło się dopiero w ostatnich miesiącach, gdy grupa zaczęła prezentować kolejne single zwiastujące album, i okazało się, że spodziewać możemy się krążka naprawdę znakomitego. Po takich zapowiedziach poprzeczka powędrowała wysoko, co oczywiście stworzyło konkretny klimat podekscytowania fanów, ale też mogło zakończyć się sporym rozczarowaniem.

wtorek, 4 września 2018

Pain of Salvation [support: Kingcrow] - Kraków [Klub Studio], 2 IX 2018 [galeria zdjęć]

Szwedzka formacja Pain of Salvation może liczyć na sporą sympatię polskich fanów ciężkiej odmiany muzyki progresywnej. Potwierdził to zeszłoroczny występ zespołu na Ino-Rock Festival, podczas którego zespół dowodzony przez Daniela Gildenlöwa oczarował słuchaczy. Bardzo ciepło została także przyjęta ostatnia płyta studyjna grupy - In the Passing Light of Day. Tym razem formacja odwiedziła Polskę już niemal na samym początku kolejnej części trasy koncertowej. Przywieźli ze sobą także support - również koncertującą już wcześniej w naszym kraju włoską grupę Kingcrow. Zespoły zagrały u nas dwa koncerty - w warszawskiej Progresji i krakowskim Klubie Studio. Odwiedziny w Krakowie były strzałem w dziesiątkę, gdyż zbudowany w zasadzie od nowa Klub Studio oferuje nie tylko znakomite brzmienie, lecz także znakomite warunki do oglądania koncertów.

Pain of Salvation


wtorek, 28 sierpnia 2018

Ino-Rock Festival 2018 - Inowrocław [Teatr Letni], 25 VIII 2018 [galeria zdjęć]

XI edycja Ino-Rock Festival przebiegła pod dyktando norweskiej sceny muzycznej. Gazpacho, Soup oraz Bjørn Riis (na co dzień gitarzysta i główny kompozytor formacji Airbag) zaczarowali Teatr Letni. Wszystkie trzy zespoły mają w Polsce pokaźne grono fanów wśród bywalców festiwalu, więc spotkały się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Mnie szczególnie bliska jest muzyka formacji Soup, której ostatni album okazał się moją ulubioną płytą wydaną w 2017 roku. Koncert w Inowrocławiu potwierdził, że formacja znakomicie potrafi przenieść magię swojej muzyki ze studia na scenę. Fantastycznie zaprezentował się także lider Airbag ze swoim solowym zespołem, który jednak składa się z członków oficjalnego oraz koncertowego składu jego macierzystej formacji, nic więc dziwnego, że usłyszeliśmy zarówno utwory z solowych płyt Riisa, jak i z wydawnictw Airbag. Występ był zaskakująco zróżnicowany i dynamiczny, muszę przyznać, że podobał mi się nawet bardziej niż ostatnie koncerty Airbag. Gazpacho, którzy zagrali na koniec festiwalu i nieco przeciągnęli swój występ, zaprezentowali zarówno materiał z ciepło przyjętej nowej płyty Soyuz, jak i z poprzednich wydawnictw (m.in. Molok i Tick-Tock), a do tego uraczyli fanów udanymi wizualizacjami na ekranie z tyłu sceny towarzyszącymi muzyce grupy i dobrze współgrającymi z jej klimatem.

piątek, 24 sierpnia 2018

Black Elephant - Cosmic Blues [2018]

Black Elephant to kwartet z Włoch, który miał do tej pory na koncie dwa wydawnictwa – dostępne prawdopodobnie jedynie w formacie cyfrowym lub w bardzo limitowanym nakładzie fizycznym, bo sam zespół oferuje już w tym momencie tylko pliki. Cosmic Blues to niejako nowy początek dla zespołu, bo to pierwszy album wydany pod skrzydłami Small Stone Recordings – jednego z ciekawszych labeli na scenie stonerowo-psychodelicznej. Nie miałem jeszcze okazji zapoznać się z wcześniejszymi dokonaniami grupy, ale na Cosmic Blues zdecydowanie mamy do czynienia z profesjonalną robotą i grupą, która już dobrze wie, jak chce grać, i co ważniejsze – wie, jak to robić.

środa, 22 sierpnia 2018

Grusom - II [2018]


To były bardzo długie trzy lata. Tyle czasu trzeba było czekać na drugi album duńskiej formacji Grusom. W 2015 roku absolutnie powalili mnie swoim debiutem. Właściwie już po pierwszym odsłuchu byłem pewny, że to będzie jedna z moich ulubionych płyt 2015 roku. Kilka miesięcy później okazało się, że żadna inna jej nie przebiła w moim osobistym rankingu. Płyty słucham z dużą częstotliwością po dziś dzień i z pełnym przekonaniem umieszczam w gronie najlepszych albumów XXI wieku, a zespół trafił z miejsca do grupy moich ulubionych współczesnych wykonawców. Dodam nawet nieskromnie, że udało się przekonać do tej formacji dość pokaźne (jak na moje skromne możliwości) grono czytelników bloga i słuchaczy mojej audycji w rockserwis.fm. Tak, to były bardzo długie trzy lata. Na szczęście dłużej nie trzeba już czekać. Już za kilka dni do sprzedaży trafi Grusom II i powiem wam jedno – jeśli uwielbiacie debiut tak mocno, jak ja, możecie dwójkę brać w ciemno.

niedziela, 19 sierpnia 2018

Osada Vida - Variomatic [2018]


Osada Vida od lat uznawana jest za jeden z ciekawszych zespołów „polskiej sceny progresywnej” (cudzysłów celowy, bo mam poważne wątpliwości, czy taka scena faktycznie istnieje, ale to temat na inną dyskusję), ale zmiany w składzie, zwłaszcza na pozycji wokalisty, rzadko dobrze służą formacjom, które chcą wyrobić sobie pozycję w branży. Przyznam, że o ile wczesne dokonania zespołu jakiś czas temu mnie zaintrygowały, o tyle te nieco późniejsze już były mi generalnie mocno obojętne. Oczekiwań zatem nie miałem także szczególnie wygórowanych po nowym albumie grupy, pierwszym z wokalistą Marcelem Lisiakiem, prywatnie bratem basisty (i byłego wokalisty) zespołu, Łukasza. Zero ekscytacji przed odsłuchem – jak się spodoba, to fajnie. Jeśli nie, to płakać nie będę i przejdę do kolejnych płyt. Takie miałem nastawienie. I może był to dobry pomysł, bo efekt jest taki, że płyta niespodziewanie dla mnie samego przypadła mi do gustu.

czwartek, 9 sierpnia 2018

Willow Child - Paradise & Nadir [2018]


Niemiecką formację Willow Child poznałem – jak to często bywa – przez przypadek. Ale był to przypadek sprowokowany. Szukaniem. Tak, misie pysie. „Jak ty wynajdujesz te wszystkie zespoły?”, słyszę często. Żeby coś znaleźć, bardzo często trzeba tego szukać. Ja na przykład szukam dobrej muzyki. Takie tam hobby. I czasem na taką właśnie trafiam. Muzyka zawarta na pierwszej dużej płycie tego kwintetu zauroczyła mnie od pierwszych momentów kompozycji otwierającej album Paradise & Nadir. Od razu też nasunęła jednoznaczne skojarzenia, które jednak w żaden sposób nie przeszkodziły mi w cieszeniu się tymi dźwiękami.