Niemiecką formację Willow Child
poznałem – jak to często bywa – przez przypadek. Ale był to przypadek
sprowokowany. Szukaniem. Tak, misie pysie. „Jak ty wynajdujesz te wszystkie
zespoły?”, słyszę często. Żeby coś znaleźć, bardzo często trzeba tego szukać.
Ja na przykład szukam dobrej muzyki. Takie tam hobby. I czasem na taką właśnie
trafiam. Muzyka zawarta na pierwszej dużej płycie tego kwintetu zauroczyła mnie
od pierwszych momentów kompozycji otwierającej album Paradise & Nadir. Od razu też nasunęła jednoznaczne
skojarzenia, które jednak w żaden sposób nie przeszkodziły mi w cieszeniu się
tymi dźwiękami.
Soczyste brzmienie gitar, pięknie
wypełniające przestrzeń dźwiękową organy, kapitalna praca sekcji rytmicznej z
często wysuwającym się na przód basem, a do tego przyjemny w odbiorze głos
wokalistki. A całość w bardzo klasycznym rockowym wydaniu. Bez łomotu, bez
hałasu, bez chaosu, bez durnych popisów. Rdzenne (blues)rockowe granie oparte
na brzmieniu i melodii, a nie na wyścigach. Oto debiutancki krążek Willow Child
w skrócie. Brzmi znajomo? Oczywiście. Nietrudno usłyszeć, że Niemcy inspirują
się wieloma klasycznymi zespołami z czasów największej świetności takiej
muzyki. Dla mnie jednak słychać tu przede wszystkim inspiracje tym, co od
kilkunastu lat tak znakomicie robi szwedzka formacja Siena Root. To było moje
natychmiastowe skojarzenie. I nie ma w tym nic złego. Jak się inspirować, to
najlepszymi, a szwedzki zespół w te klocki w XXI wieku należy do ścisłej
światowej czołówki.
Otwierają od razu bardzo
ciekawie, bo motyw wprowadzający nas w numer Little Owl od razu zwraca uwagę niezwykle klasycznym brzmieniem i
wpada w ucho. Głos wokalistki Evy Kohl brzmi łagodnie, nieinwazyjnie,
przyjemnie dla ucha. Nawet osoby, które niespecjalnie lubią żeńskie głosy w
muzyce rockowej, powinny być usatysfakcjonowane. Uwagę zwraca jednak przede
wszystkim kapitalna długa partia instrumentalna, dzięki której wszyscy
instrumentaliści mają czas przedstawić się słuchaczom i pokazać, że wiedzą, o
co w tej muzyce chodzi, nie rozwalając przy tym kompozycji. Dobry poziom
utrzymują dynamiczne, blues-rockowe numery, takie jak Eirene, Starry Road czy Red Wood. Dla odmiany w Land of Sloe obok fragmentów żywszych,
mamy trochę bardziej stonowanego grania, z dominacją prowadzącego melodię basu,
a także nawet kilka lekko jazzujących motywów. Z kolei Beyond the Blue Fields daje grupie możliwość pobawienia się instrumentami.
To najdłuższy numer na płycie, siedmiominutowy, w którym słychać, że w mniej
restrykcyjnych czasowo formach grupa także czuje się znakomicie i potrafi
świetnie ten dostępny czas wypełnić, żonglując intensywnością, bawiąc się
brzmieniem, „pojedynkując”, wciągając słuchacza w tę instrumentalną dyskusję. Mayflies otwiera kapitalny, skoczny
niemal motyw klawiszowy, który znakomicie „ustawia” rytm i klimat całego numeru
(trochę jak w Little Owl). Płytę
bardzo przyjemnie kończy Unspoken – przez
większość trwania niezwykle minimalistyczny aranżacyjnie, spokojny kawałek,
który na sam koniec, po w większości jednak dynamicznych kompozycjach, sprawdza
się kapitalnie.
Willow Child to formacja, która
oczywiście czerpie pełnymi garściami z dokonań klasyków rocka początku lat 70.
Czyni to w dodatku – jak już wspominałem – w sposób bardzo zbliżony do Siena
Root – jednego z moich ulubionych współczesnych zespołów. I nie widzę w tym nic
złego. Jeśli tylko potrafi się to robić z głową i wyczuciem, takie muzyczne
hołdy mogą brzmieć fantastycznie. Tak jest w tym przypadku. Ta płyta to
kwintesencja retrorockowego brzmienia. To utwory, które choć mocno nawiązują do
„epoki” i mogą przywodzić pewne skojarzenia, nie są kopią dokonań konkretnego
zespołu. I o to w scenie retro powinno według mnie chodzić. Dopisuję Willow
Child do listy zespołów, które absolutnie trzeba obserwować.
1. Little Owl (6:25)
2. Eirene (3:58)
3. Land of Sloe (5:28)
4. Starry Road (4:32)
5. Beyond the Blue Fields (7:00)
6. Red Wood (4:22)
7. Mayflies (5:34)
8. Unspoken (3:56)
Płyty możecie wysłuchać (a także ją nabyć) na profilu grupy w serwisie Bandcamp.
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Fajne. Też się nie raz zastanawiam jak to jest wszystko tak zgrabnie znajdowane. O pewnego czasu czytam posty na Twoim blogu i jeszcze na jednym, tym http://isolations.blogspot.com/ I zwiazku z tym mam pewne refleksje - dlaczego ci co piszą i znają się na muzyce nie trzymają się razem. Tamten gość ma deprechę, więc w miarę da się zrozumieć ale ty byś mógł wyściubić nos poza własny kącik. Bez urazy. Hejka Max
OdpowiedzUsuńKanikuła...
OdpowiedzUsuńW czas kanikuły dobrze robią koncerty Allman Brothers. Przeplatam sobie najnowszym Dave Matthews Band, który jak zwykle nie zawodzi.
Nerwusom polecam Riversea - uspokoją każdego choleryka :-)