Black Elephant to kwartet z
Włoch, który miał do tej pory na koncie dwa wydawnictwa – dostępne prawdopodobnie
jedynie w formacie cyfrowym lub w bardzo limitowanym nakładzie fizycznym, bo
sam zespół oferuje już w tym momencie tylko pliki. Cosmic Blues to niejako nowy początek dla zespołu, bo to pierwszy
album wydany pod skrzydłami Small Stone Recordings – jednego z ciekawszych
labeli na scenie stonerowo-psychodelicznej. Nie miałem jeszcze okazji zapoznać
się z wcześniejszymi dokonaniami grupy, ale na Cosmic Blues zdecydowanie mamy do czynienia z profesjonalną robotą
i grupą, która już dobrze wie, jak chce grać, i co ważniejsze – wie, jak to
robić.
Na Cosmic Blues składa się siedem numerów opartych na… no właśnie,
zazwyczaj bluesowym szkielecie, tyle że oczywiście wypełnienie całej tej
muzycznej konstrukcji wykracza daleko poza bluesowe ramy, czerpiąc z ciężkiej
muzyki amerykańskiego południa, rocka lat 90., psychodelii czy wreszcie
współczesnego stonera. Efektem jest coś, co moglibyśmy nazwać lekko
psychodelicznym stoner bluesem. Zaczynają spokojnie, na luzaku, rozkręcającym
się stopniowo i powodującym rytmiczne kiwanie się numerem Cosmic Soul. Pierwsze naprawdę solidniejsze pieprznięcie mamy w Helter Skelter (nie, to nie cover
Beatlesów), które wiedzie bardzo solidny, mocny groove. Na pierwszy plan
niewątpliwie wysuwa się jazgotliwa gitara, wprowadzająca trochę psychodelii
jakoś od połowy kompozycji. Polot i luz rodem z rockowej alternatywy lat 90. dominują
w bardzo krótkim instrumentalnym Chase Me
i aż szkoda, że trochę tego panowie nie rozwinęli, tym bardziej, że brak
miejsca na płycie im nie groził.
Również niezbyt długie Walking Dead kopie po ryju prostym,
mocnym riffem i ostrym, mocno przesterowanym wokalem, a także solidnym oklepem
serwowanym przez pracującą intensywnie sekcję rytmiczną. W najdłuższym na
płycie Baby Eroina też jest ciężko,
ale ten mocny groove jest zgrabnie przemieszany ze spokojniejszymi, mniej
intensywniejszymi dźwiękowo fragmentami, które zapewniają oddech i
zróżnicowanie. I warto wspomnieć o fantastycznej końcówce tej kompozycji – to jeden
z tych kilku psychodelicznych odlotów na te płycie. Cosmic Blues for Solitary Moose – ostatni z krótszych numerów – oferuje
dokładnie to, co obiecuje pierwsza część tytułu – bardzo przyjemne,
instrumentalne łojenie z rozmachem na bazie ciężkiego bluesa. A na sam koniec
płyty, w Inno, znowu łoją aż wióry lecą,
doły chodzą jak trzeba, mocny, chropowaty wokal atakuje bez litości. I jak już
się wydaje, że wszystko zmierza do stopniowego wyciszenia po niecałych czterech
minutach, panowie budzą się jeszcze na chwilę i dokładają kolejne dwie minuty
instrumentalnego odlotu.
Cosmic Blues to 34 minuty soczystego riffowania, gęstego,
melodyjnego łojenia i kapitalnych stonerowych klimatów. Jest szorstko, jak to w
takiej muzyce, ale nie do przesady. Nie przepadam za zbyt chropowatą produkcją,
która często niestety zabija dla mnie całą przyjemność z delektowania się tego
typu płytami. Tu jest to wszystko ładnie wyważone. Nie ma polerki, ale jest
mimo wszystko przyjemnie dla ucha. Pewnie można by się czepiać, że z jeden
numer więcej by nie zaszkodził, a może po prostu wystarczyło trochę pobawić się
motywami z Chase Me ze trzy-cztery minuty dłużej, ale nie – nie będę marudny.
To dobra dawka solidnego rockowego łojenia z gęstawym klimatem i brudem. Brawo.
Czekam na więcej.
Płyty możecie posłuchać na profilu Small Stone Recordings na bandcampie.
1. Cosmic Soul (4:55)
2. Helter Skelter (7:03)
3. Chase Me (1:43)
4. Walking Dead (3:11)
5. Baby Eroina (7:30)
6. Cosmic Blues for Solitary Moose (3:49)
7. Inno (6:04)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Grają dobrze i to jest dobre.
OdpowiedzUsuńRealizator tak bardzo starał się sprostać czasom, kiedy powstawały takie płyty, że chyba przesadził: zabawa efektami stereo lekko ośmiesza płytę. Nic to, muzyka się obroni. Kto jeszcze nie nasycił się, ten będzie zadowolony, bo nawet nasyceni nie mają nic przeciwko - z wyjątkiem stereo oczywiście :-)
Sympatyczny album choć trochę za szybko się kończy.
OdpowiedzUsuń