środa, 6 listopada 2019

Grande Royale - Take It Easy [2019]


Szwedzką formację Grande Royale poznałem dwa lata temu. Wtedy to ukazała się trzecia płyta zespołu – Breaking Newso której zresztą pisałem na blogu. Przyznałem wtedy, że nie znam płyt poprzednich, ale – sądząc po tym, jak brzmią na nowej – mogę sobie wyobrazić, że są utrzymane w bardzo podobnej stylistyce. No cóż, wciąż nie znam pierwszych dwóch albumów Grande Royale, ale płyta czwarta… hmm, no brzmi dość podobnie do trzeciej. Jest w dużej mierze przewidywalnie i… wcale mi to nie przeszkadza.

Muzyka Grande Royale prezentuje się trochę tak, jakby panowie umówili się, że biorą wszystkie najbardziej popularne i oczywiste rockowe patenty, i tworzą z nich nowe numery. Może i przez to ryzykują zbliżenie się niebezpiecznie do rockowej parodii, ale z drugiej strony są w tym wszystkim tak naturalni, że to ryzyko szybko niwelują. Take It Easy to jedenaście prostych, zazwyczaj krótkich kawałków, bardzo w stylu amerykańskiego, luzackiego, niezbyt ciężkiego rocka lat 70. Trochę Petty’ego, trochę CSN&Y, nieco Heart, więcej niż odrobina Grand Funk – no, takie właśnie klimaty. Do kompletu parę motywów z Thin Lizzy albo AC/DC i mamy bardzo łatwostrawny koktajl.

No dobrze, trochę zaskoczeń jednak tu znajdziemy. Wynikają one na pewno w dużej mierze z dość dużych przetasowań personalnych. W porównaniu z poprzednim albumem w grupie zostało dwóch muzyków – gitarzyści Andreas Jenå i Gustav Wremer. Ten drugi został też nowym głównym wokalistą zespołu. Poprzedniego w grupie już nie ma, podobnie jak znanej z Breaking News sekcji rytmicznej. Musiało się więc choć trochę pozmieniać. Na przykład w otwierającym album Bright It Up z rockowym instrumentarium znakomicie łączą się dęciaki, a swoje do chwytliwości numeru dokładają też żeńskie chórki. To na pewno jakimś zaskoczeniem dla mnie być musiało. Kolejna niespodzianka to Hands Up, w którym mamy tym razem już główny wokal żeński Tove Abrahamsson. Potem może niespodzianek mamy już nieco mniej, za to przyjemnie jest w dalszym ciągu. Sweet Livin’ flirtuje z klimatami southern rocka, zaś Cogitaror na wstępie oferuje zagrywkę rodem z płyty ZZ Top. A takie Ms. Sunshine momentami brzmi jak komercyjne próby Rainbow z lat 80. W żadnym z tych przypadków nie oznacza to, że mamy do czynienia z ordynarnymi odgapiankami. Raczej z motywami lub brzmieniem, które czasami przez krótszą lub dłuższą chwilę przywołują na myśl różnych znanych i lubianych. Tak naprawdę wyróżnianie konkretnych utworów sens ma niewielki, bo całej płyty po prostu dobrze się słucha.

Mimo pewnych zmian w porównaniu do albumu poprzedniego mógłbym o nowej płycie Grande Royale napisać w podsumowaniu mniej więcej to samo – świetne, proste, chwytliwe granie, które znakomicie sprawdzi się podczas podróży samochodem. To nigdy nie będzie muzyka aspirująca do czegoś wyższego – panowie żadnego przełomu muzycznego nie dokonają, bo i raczej nie mają tego w planach. Grają to, co lubią. Wychodzi im to kapitalnie. Przyznajcie sami – nie macie czasem ochoty po prostu odpalić czegoś w tym stylu, wypełnionego prostymi, trzy-czterominutowymi chwytliwymi numerami opartymi na prostym gitarowym riffie i ciepłym, amerykańskim brzmieniu? Oczywiście, że macie – nie oszukujcie.

Płyty możecie wysłuchać na profilu grupy na Bandcampie.

1. Bring It Up (3:31)
2. Out of Gas (3:23)
3. Hands Up (4:15)
4. Sweet Livin' (4:08)
5. Cogitator (3:11)
6. Decelerate (2:52)
7. Ms. Sunshine (2:42)
8. Baby You're a Fool (3:53)
9. Going Strong (3:29)
10. Standing in My Way (3:58)
11. On and On (3:45)



--
Zapraszam na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz