Z muzyką grupy Kadavar to u mnie
jest tak, że niby odbieram ją pozytywnie, ale „zawsze coś”. Pierwsze dwie płyty
były zacne, ale w sumie kompletnie się od siebie nie różniły i można było
utwory z obu włączać w trybie losowym. Płyta trzecia niby przynosiła jakąś
zmianę, zwłaszcza w kwestii produkcji, ale była jednak zbyt monotonna, a
najciekawszy z niej numer był coverem i to w dodatku dodanym tylko w niektórych
wersjach. Album ostatni – Rough Times
– to z kolei Kadavar próbujący odejść od utartych schematów, ale miałem
wrażenie, że nie wszystkie pomysły na to odejście się sprawdziły, i że sam
zespół nie do końca wiedział, jak konkretnie chce to zrobić. Ze skrajności w
skrajność. I może z tego właśnie powodu nie miałem jakichś wielkich oczekiwań
odnośnie do nowej płyty niemieckiego tria. Uznałem, że jeśli coś mi się na niej
spodoba, to fajnie, ale jeśli jakoś nie zatrybi, to wielkiej afery z tego
powodu robił nie będę. I teraz nie wiem, czy to zasługa takiego właśnie
nastawienia, czy może po prostu faktycznie jest to płyta o wiele ciekawsza od
przynajmniej dwóch poprzednich, ale albumu For
the Dead Travel Fast słucha mi się bardzo dobrze.
Zespół poszedł za ciosem i
podobnie jak na Rough Times postawił
na urozmaicone brzmienie, tyle że tym razem jednak nie aż z takim rozmachem,
dzięki czemu całość nie brzmi tym razem jak zbitka mało pasujących do siebie
pomysłów, tworzy za to ładnie zbalansowaną całość, w której nie zabraknie
solidnego łomotu rodem z dwóch pierwszych wydawnictw, ale też rzeczy w
klimatach mrocznej psychodelii czy ponurego westernu. Na płycie mamy dziewięć
utworów, choć pierwszy to w zasadzie intro – kapitalne, psychodeliczne,
klimatyczne. Niczym wprowadzenie do filmu. Wprowadza też świetnie do numeru The Devil’s Master – pierwszego singla,
który, jak to najczęściej single, jest cholernie chwytliwy i łatwo wpada w
ucho. I już w tym pierwszym pełnowymiarowym utworze słychać, że nie będzie to
płyta od początku do końca na wysokich obrotach. Evil Forces co prawda podkręca tempo, ale mam wrażenie, że robi to
z większą subtelnością niż kompozycje na pierwszych albumach tria. A może to
kwestia dużo przystępniejszej według mnie produkcji? Ciekaw jestem, czy
odbierałbym dzisiaj dwa pierwsze albumy grupy jeszcze pozytywniej, gdyby
brzmiały mniej garażowo.
Świetnie brzmi Children of the Night, które rozpoczyna
się dynamicznym intrem, szybko pozwalającym muzykom wejście na wysokie obroty,
zaś część zasadnicza nawiązuje kapitalnie do gotyckorockowych klimatów lat 70.
To jednocześnie jeden z najbardziej chwytliwych numerów w zestawie. Dobrą passę
kontynuuje kolejny chwytliwy numer w klimatach grozy, Dancing with the Dead. Trupie tango? Jestem za. Po dwóch
kompozycjach w większej mierze nawiązujących stylem do wcześniejszego dorobku
grupy – Poison oraz Demons in My Mind – zespół znowu zmienia
nastrój i serwuje niezwykle spokojny, mroczny, piękny numer Saturnales. Ten spokojny klimat, choć
momentami w nieco cięższym wydaniu, kontynuuje Long Forgotten Song – zdecydowanie najdłuższa kompozycja na płycie,
która tę płytę zresztą kończy. Tu, w przeciwieństwie do w całości niezwykle
subtelnego poprzedniego numeru, mamy momenty mocniejszego grania i trochę
żywszych motywów, ale całości wciąż pod tym względem bardzo daleko do
hałaśliwego łomotu, który przeszkadzał mi choćby na poprzedniej płycie. Zresztą
w ogóle na For the Dead Travel Fast
po raz pierwszy w przypadku zespołu Kadavar nie mam wrażenia, że jakieś
nagranie zyskałoby, gdyby było nieco lżejsze, może mniej łomotliwe albo inaczej
wyprodukowane. W końcu trafili z natężeniem i gęstością dźwięku oraz brzmieniem
w moją muzyczną bajkę.
Zapewne będę ze swoją opinią w
zdecydowanej mniejszości, ale… to chyba płyta Kadavar, której słucha mi się w
całości najlepiej. Wreszcie prezentują się i wszechstronnie, i spójnie –
jednocześnie. Do tej pory udawało się tylko jedno albo drugie. Tym razem mam
wrażenie, że na swojej piątej płycie panowie w końcu znaleźli złoty środek,
dzięki czemu płyty słucha się dobrze od początku do końca – bez uczucia
monotonii i zmęczenia powtarzalnością motywów. Może nie jest to album, który
wciąga mnie aż tak, żeby poważnie rozważać jego kandydaturę przy okazji
układania listy dziesięciu najlepszych krążków 2019 roku, ale podejrzewam, że
będę czasami na tę płytę wracał, czego o wydawnictwie poprzednim powiedzieć nie
mogę, bo od czasu napisania tekstu o nim po raz pierwszy wróciłem do niego…
dzisiaj.
1. The End (2:18)
2. The Devil's Master (5:07)
3. Evil Forces (4:43)
4. Children of the Night (5:59)
5. Dancing with the Dead (5:09)
6. Poison (5:25)
7. Demons in My Mind (4:44)
8. Saturnales (4:04)
9. Long Forgotten Song (7:49)
--
Zapraszam
na prowadzoną przeze mnie audycję Lepszy Punkt Słyszenia w radiu Rock
Serwis FM w każdy piątek o 21
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://rockserwis.fm
http://facebook.com/lepszypunktslyszenia - profil audycji
http://facebook.com/groups/rockserwisfm - tu można porozmawiać ze mną oraz z innymi słuchaczami w trakcie audycji
Czekam na recenzję nowej płyty Kamchatki ;)
OdpowiedzUsuńNie słuchałem wcześniejszego Rough Time, więc ta płyta była totalnym zaskoczeniem i niestety totalnie na minus. To nie Kadavar z dwóch pierwszych płyt które znałem i lubiałem. Napiszę więcej, przy pierwszym przesłuchaniu "totalna kicha", przy drugim zacząłem się doszukiwać jakichś pozytywów, przy trzecim zacząłem tą płytę znosić ale napewno nie będzie na żadnej z moich list na ten rok. Jakbym miał dosadnie tą płytę określić to panowie zgubili gdzieś po drodze jaja, jednak wolałem dużo bardziej surowe i cięższe brzmienie z ich początków. Sama tematyka albumu też zbyt idiotyczna i dibra dla "dzieci". Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń