wtorek, 30 października 2018

Glenn Hughes - Warszawa [Progresja], 29 X 2018 [relacja / galeria zdjęć]

Sytuacja, w której muzyk jedzie w trasę, żeby pograć kawałki wielkiego zespołu, w którym występował przez jakiś czas milion lat temu, jest stara jak... hmm, no po prostu stara. Znamy to doskonale i doskonale też wiemy, że częściej jest to wirus nostalgiozy niż treściwy koncert na sensownym poziomie. Tak mogłoby być także w tym przypadku, gdyby nie to, że za utwory Deep Purple na obecnej trasie wziął się członek Rock and Roll Hall of Fame, jeden z najwybitniejszych wokalistów w historii rocka, tytan pracy i Głos Rocka - Glenn Hughes.

Glenn sam przyznaje się do tego, że dawno nie powinien żyć. Od połowy lat 70., czyli okresu, w którym grał w Deep Purple, do końca kolejnej dekady prowadził mocno rockandrollowy tryb życia, który dla tak wielu skończył się tragicznie, że wspomnimy choćby jego kolegę (czy, jak woli Glenn, brata) z Purpli, Tommy'ego Bolina. A potem w końcu stwierdził, że skoro los daje mu kolejne szanse, to wypadałoby zacząć je wykorzystywać. Wziął się w garść, zaczął znowu nagrywać kapitalną muzykę, a teraz postanowił pojechać w trasę, podczas której wykonuje wyłącznie utwory Deep Purple. Co więcej, wymyślił sobie koncert, w trakcie którego przenosi nas bardzo skutecznie do czasu, gdy był basistą i wokalistą tej grupy - z dużą dbałością o szczegóły.

czwartek, 25 października 2018

Automatism - From the Lake [2018]

From the Lake to pierwszy album szwedzkiego instrumentalnego kwartetu Automatism. Trafiłem na nich, jak to często bywa, przypadkiem, a moją uwagę zwróciła, jak bywa równie nierzadko, okładka. Intrygująca, uspokajająca, zabierająca moje myśli daleko od miejskiego hałasu i smogu. Pomyślałem, że tak ładny obrazek nie może zdobić kiepskiej płyty. Miałem racje. From the Lake zaintrygowało mnie od pierwszego odsłuchu, a z każdym kolejnym zyskuje coraz bardziej.

Choć Automatism to kwartet, panów w nagrywaniu albumu wspomagało jeszcze kilku znajomych. Jak piszą muzycy formacji, szukają chwil, w których muzyka „gra się” sama, bez żadnego wysiłku – i te właśnie chwile próbują rejestrować. Płytę nagrali na żywo, improwizując w studiu nagraniowym, a potem dograli jeszcze trochę ścieżek dla uzupełnienia brzmienia. Efektem jest sześć kompozycji, które w sumie oferują czterdziestoczterominutową instrumentalną podróż muzyczną. Wśród tagów, które znajdziemy na profilu grupy w serwisie bandcamp, są takie określenia jak „experimental”, jazz rock”, „krautrock”, „psychedelic rock” czy spacerock”. To w jakiejś części oddaje charakter muzyki grupy, choć chyba nie do końca. Ja powiedziałbym, że to bardzo przyjemna, długimi fragmentami mocno hipnotyczna mieszanka psychodelii i niezbyt ciężkiego post-rocka.

wtorek, 23 października 2018

Riverside [support: Walfad, Spiral] - Warszawa [Hala Koło], 21 X 2018 [galeria zdjęć]

Polski odcinek trasy Wasteland zamknął koncert w Hali Koło, na który na oko pofatygowało się ponad dwa tysiące ludzi. Grupa prezentowała podczas koncertów cały nowy album Wasteland, choć nie w jednym bloku i nie w kolejności płytowej. Nowe nagrania były przeplatane kompozycjami z niemal wszystkich płyt zespołu, a szczególne powody do zadowolenia mieli fani płytowego debiutu Riverside, który był reprezentowany przez trzy kompozycje, w tym dawno niesłyszane Loose Heart. Warto też wspomnieć, że na fanów, którzy pojawili się w Warszawie, czekała niespodzianka w postaci występu Michała Jelonka, który zagrał na żywo swoją partię skrzypiec w kompozycji Lament. Trzeba także zwrócić uwagę na zaskakująco dobrą jakość dźwięku w hali. Podczas polskiej części trasy w roli supportów na scenie pojawiały się polskie formacje Walfad i Spiral.



poniedziałek, 15 października 2018

Uriah Heep - Living the Dream [2018]


O historii Uriah Heep nie ma sensu się rozpisywać. Jeśli ktoś o nich nie słyszał, to najwyraźniej pomylił blogi. Jeszcze dekadę temu można było pytać „czy oni jeszcze żyją?”, ale od wydania płyty Wake the Sleeper los znowu uśmiechnął się do doświadczonej formacji, ponownie pozwalając Uriah Heep na zapełnianie sporych klubów i na występy na dużych scenach największych europejskich festiwalach rockowych. Płyty Into the Wild i Outsider pomogły podtrzymać dobrą passę, podobnie jak udane (liczne) koncertówki i dwa albumy autocoverowe wydane w ostatnich latach. Grupa nie boi się grać na żywo nowych numerów, wymieszanych w koncertowych setach z klasykami sprzed 40 czy niemal 50 lat, co też na pewno wpływa korzystnie na znajomość nowego materiału wśród często dość konserwatywnych fanów starego rocka. Living the Dream z pewnością tej dobrej passie nie zaszkodzi.

piątek, 12 października 2018

La Chinga - Beyond the Sky [2018]


Ekipa z Vancouver zainteresowała mnie swoją muzyką w 2015 roku, gdy ukazało się wznowienie ich wydanego oryginalnie dwa lata wcześniej debiutu. Spodobał mi się ich żywiołowy, nieco bezczelny hard rock, łączący naturalne granie lat 70. z zadziornością lat 90. I tu wiele się nie zmienia na kolejnych albumach. Beyond the Sky to trzecie wydawnictwo kanadyjskiej grupy – trzecie utrzymane w podobnych klimatach i trzecie naprawdę bardzo przyjemne. Jaskrawe, psychodeliczne kolory na okładkach (z nimi to jest nawet trochę tak, że wystarczy spojrzeć na okładkę i już wie się, jak będzie brzmiała płyta), ostre, rasowe rockowe riffy, świetna dynamika kompozycji i bardzo dobry, wysoki, zadziorny, mocny wokal – to wspólne cechy wszystkich trzech płyt. Najnowsze dzieło grupy La Chinga wyróżnia za to, według mnie, najbardziej dopracowana produkcja, dzięki czemu pewną surowość przekuto w moc, nie rezygnując jednocześnie z dynamiki i pewnej dzikości.

wtorek, 9 października 2018

Slash - Living the Dream [2018]


Cztery lata od premiery mocno średniego World on Fire, do którego – zgodnie zresztą z moimi przewidywaniami – nie wracam wcale (a i kupiłem dopiero ze dwa lata po premierze, korzystając z obniżki do 20 złotych bez grosza jednego), Slash wysmażył (a może wymęczył?) z tym samym składem (plus Frank Sidoris, który i tak gra z nimi od kilku lat na koncertach) nowy krążek, zatytułowany Living the Dream. Slasha uwielbiam jako gitarzystę Guns n’ Roses, bardzo lubię też Snakepit. Ba, mam wszystko, co wydało Velvet Revolver (mowa o różnych wersjach singli, bo akurat płyt to się różnych nie naprodukowali, więc żaden wyczyn). Ale za jego solowymi dokonaniami jakoś nigdy nie szalałem i w zasadzie poza pierwszym albumem specjalnie nie byłoby za czym tęsknić, gdyby nagle wywaliło jego solową dyskografię w kosmos.

sobota, 6 października 2018

Two Timer - The Big Easy [2018]


Nasza rodzima scena muzyczna niestety w dużym stopniu opiera się na kopiowaniu zachodnich trendów. Coś wypłynie „w świecie”, to zaraz u nas trzeba znaleźć polski odpowiednik, bo skoro tam się sprzedało, to i tu powinno pójść gładko. Gorzej, że większość tych naśladowców wali sztucznością na kilometr. Straszna dla niektórych prawda jest taka, że zazwyczaj nie wystarczy po prostu dobrze wyuczyć się kopiowania kogoś. Trzeba jeszcze mieć do większości gatunków odrobinę polotu i zwykłego czucia. I ten brak naturalności i czucia był moją główną obawą, gdy pierwszy raz zetknąłem się z poznańską grupą Two Timer przy okazji premiery ich drugiej płyty – The Big Ass Beer to Go. No bo jak to – goście z Wielkopolski chcą grać jak amerykańscy bluesmani? I jeszcze twierdzą, że potrafią? No i okazało się, że potrafią… Do płyty The Big Easy, trzeciej w ich dorobku, podchodziłem już ze spokojem. Bo Two Timer to pewniak jeśli chodzi o takie granie i nowa płyta to potwierdza.